Lekarze mówili, że to migdałki. Malutka Maja przewidziała, że umrze
Mama 6-letniej Mai nie może pogodzić się ze śmiercią córki. Lekarze odesłali dziecko do domu z receptą na antybiotyki. Trzy dni później dziewczynka zmarła. Przyczyną jej śmierci wcale nie było zapalenie migdałków, jak twierdzili medycy.
To miało być cudowne Boże Narodzenie. 18 grudnia 2022 roku 6-letnia córka Magdaleny Wiśniewskiej źle się poczuła. Dziecko było blade, bez sił, skarżyło się na ból brzucha, nie chciało jeść.
W szpitalu dziecko upadło na podłogę
W szpitalu lekarze wypisali antybiotyk i odesłali Maję do domu. Matce i ojczymowi dziewczynki powiedzieli, że powodem koszmarnego samopoczucia dziecka jest zapalenie migdałków.
Jeszcze w szpitalu Maja wymiotowała i zasłabła, upadając na podłogę. Lekarze uspokajali, że to „normalne” osłabienie. Zalecali też nie martwić się białym językiem i bladą, lodowatą skórą dziecka… Dali też dziewczynce zastrzyk przeciwwymiotny.
Dziecko nie miało siły wstać z łóżka
Po nieprzespanej nocy, podczas której matka czuwała przy coraz bardziej osłabionym dziecku, wezwano karetkę. Maja nie miała siły, żeby wstać z łóżka…
6-latka trafiła do tego samego szpitala. Wykluczono COVID-19, ale zdiagnozowano grypę. Tym razem nie odesłano dziecka do domu. Blada i zimna dziewczynka dostała kroplówkę. Po południu znalazła się na oddziale dziecięcym, ponieważ od dłuższego czasu nie oddawała moczu.
Błagała mamę o wodę
Nadeszła noc. Kolejna koszmarna noc. Matka czuwała przy łóżku Mai, której bardzo chciało się pić Błagała o wodę, ale lekarz zalecił, by nie piła zbyt dużo, więc mama musiała odmawiać.
21 grudnia stan Mai jeszcze bardziej się pogorszył. Pojawiły się problemy z oddychaniem i dezorientacja. Zrozpaczonej matce lekarze powiedzieli, że córka potrzebuje odpoczynku…
Dlatego odłączyli aparaturę monitorującą pracę serca dziecka. By pikanie aparatu nie przeszkadzało jej, gdy zaśnie.
Dziewczynka zmarła w ramionach ojczyma
Po południu, 21 grudnia, pielęgniarka przyszła pobrać Mai krew. Ojczym wziął ją na ręce, by trzymając w ramionach, dodać dziewczynce otuchy. Wtedy Maja umarła. Serce przestało bić, ustał oddech.
Wezwani do sali medycy rozpoczęli resuscytację.
Przez chwilę nawet pojawiła się iskierka nadziei – serduszko Mai na moment znów zaczęło bić…
Mimo wszystko nie udało się. Organizm był zbyt słaby, by walczyć.
Dzień wcześniej przewidziała swoją śmierć
Magdalena Wiśniewska nie może się pogodzić ze śmiercią dziecka.
Wspomina, jak dzień przed śmiercią Maja powiedziała do niej:
„Mamusiu, ja chyba umrę”.
Pani Magdalena odpowiedziała córce: „Nie mów tak, Maja”.
Mimo że była przerażona pogarszającym się stanem dziecka i tym, że w szpitalu nikt nie widział w tym powodów do niepokoju.
Ojczym: „Nigdy się z tym nie pogodzę”
Ojczym, w ramionach którego umarła Maja, mówi wprost: „Nigdy się z tym nie pogodzę”.
Mężczyzna czuje się winny. Zarzuca sobie bezradność i to, że uwierzył lekarzom, że „wszystko będzie dobrze”, choć stan dziecka wskazywał na coś zupełnie innego.
Mama i ojczym Mai postanowili walczyć o to, by sąd skazał osoby odpowiedzialne za śmierć dziecka.
W marcu biegły sądowy uznał, że Maja umarła z powodu grypy, która przerodziła się w posocznicę (sepsę). W wyniku sepsy toksyny zaatakowały serce dziecka.
Najbliższa rozprawa sądowa ma się odbyć 25 września.
Życie Magdaleny Wiśniewskiej, Polki mieszkającej w Margate (Wielka Brytania), jej partnera oraz syna już nigdy nie będzie takie samo. Kobieta od czasu śmierci córki nie wychodzi z domu.
Źródło: The Sun
Piszemy też o: