Koszmar babci 2,5-letniej Krysi. Organizatorzy pielgrzymi kazali jej wysiąść z dzieckiem z autokaru w obcym kraju
Pani Grażyna z Działoszyna przeżyła koszmar. Wszystko dlatego, że zaplanowała wyjazd z synem i wnuczką na pielgrzymkę do Medjugorie. To miała być pielgrzymka w intencji ich rodziny. Mama 2,5-letniej wnuczki zmarła nagle, kiedy dziewczynka miała kilka miesięcy… Babcia, tata i córka chcieli pomodlić się w miejscu słynącym z cudów, ale nie było im to pisane. Pisane im było upokorzenie, strach i oskarżenia o potworne rzeczy.
Po śmierci synowej pani Grażyna została rodziną zastępczą małej Krysi. Pakując się na pielgrzymkę, wzięła zaświadczenie z sądu, że pełni taką funkcję. Spakowała też książeczkę zdrowia wnuczki. W biurze podróży zapewniali ją, że to wystarczy… Nikt nie wspomniał o konieczności posiadania dokumentu ze zdjęciem… „Fakt, na stronie internetowej biura jest informacja, że dzieci potrzebują dokumentu, ale jestem już starszą osobą i nikt mi nie zwrócił na to uwagi” − skarży się pani Grażyna.
Kazali im wysiąść z autokaru i sobie radzić
Pani Grażyna ufała firmie organizującej pielgrzymkę. Wcześniej już korzystała z jej usług. Dlatego zdecydowała, że dni od 27 kwietnia do 5 maja spędzi z rodziną i innymi pielgrzymami, by pomodlić się w Medjugorie. Zapłaciła 850 zł przedpłaty i 270 euro w autokarze. Dla rodziny pani Grażyny to bardzo dużo, ale kobiecie naprawdę zależało na tym, by odbyć tę podróż.
Nie spodziewała się, że na w drodze, w obcym kraju, usłyszy, że ona, syn i wnuczka mają wysiadać i sobie radzić… Ponieważ pielgrzymka chciała ruszać dalej.
Inni pasażerowie próbowali ratować sytuację. Chcieli nawet zrzucić się na podróż do Zagrzebia, gdzie babcia będzie mogła wyrobić tymczasowy paszport dla Krysi. Pilotka wycieczki uznała jednak, że mają nie robić „dziadostwa”.
„Powiedzieli nam, że autokar jedzie dalej, a my mamy sobie radzić” – mówi pani Grażyna.
Jedna z kobiet, która była wówczas w autokarze, nie kryje, że do dziś źle się z tym czuje: „To było nie do pojęcia. Zostawiliśmy ich, a sami pojechaliśmy się modlić. Czuję ogromny niesmak”.
Zlitowali się nad nimi obcy ludzie
Gdy wysiedli, ksiądz zaczął modlić się o spokojne przekroczenie granicy. A pani Grażyna, jej syn Piotr i mała Krysia byli zdani sami na siebie. Bez znajomości języka, pieniędzy (zwrot dostała tylko babcia)…
Pomógł im celnik. Skontaktował się z żoną, która zabrała rodzinę do znajomego zajmującego się wynajmowaniem pokoi. Pomogła też załatwić posiłki od sióstr zakonnych. Tak doczekali do powrotu autokaru pielgrzymkowego, który w drodze powrotnej zabrał ich do Polski. Ale to wcale nie był koniec pielgrzymkowych perypetii.
Babcia „porywaczka” okazała się osobą o nieposzlakowanej opinii
Pani Grażyna po powrocie postanowiła nagłośnić sprawę. Skontaktowała się z „Wyborczą”. To miało zdenerwować pilotkę.
„Powiedziała mi, że zawiadamia policję, bo nie dbam o wnuczkę i chciałam ją wywieźć za granicę. Myślałam, że zemdleję, jak to usłyszałam. Zapytałam pilotkę, czy wie, co mówi. Wywieźć!? Niby dlaczego?” – wspomina kobieta. Policja odwiedziła ją jeszcze tego samego dnia…
Funkcjonariusze sprawdzili sytuację rodziny i warunki bytowe dziecka. Jak informuje oficer prasowa Mł. asp. Wioletta Mielczarek z Komendy Powiatowej Policji w Pajęcznie – nie stwierdzili żadnych nieprawidłowości. Co więcej, ustalili, że babcia Krysi to osoba o nieposzlakowanej opinii.
Źródło: Wyborcza, Fakt
Piszemy też o:
- Zachodniopomorskie: w szkolnym autobusie wybuchła panika. Nauczycielki uratowały 21 dzieci
- Pokochali Piotrusia z Przemkowa jak własnego synka. Prawo zabrania im zająć się ostatnim pożegnaniem dziecka
- Małopolskie: wiadomo już, co stało się z 4-letnią Hanią. Sąsiedzi nic nie widzieli, pogotowie wezwał dziadek