„Koleżanka płaci teściowej za opiekę nad własnym wnukiem. Przecież to jego babcia. Powinna to robić z miłości"
„Tuż przed porodem moja mama oznajmiła, że zaopiekuje się dzieckiem. Od roku była bezrobotna, więc chciała nam pomóc. Na tydzień przed moim powrotem do pracy, mama oznajmiła, że zmieniła zdanie...".
- redakcja mamotoja.pl
Gdy kilka lat po ślubie zaszłam w ciążę, szalenie się ucieszyłam. Jednak od początku zdawałam sobie sprawę, że po urlopie macierzyńskim będę musiała wrócić do pracy. Długa nieobecność w firmie mogła się skończyć wypowiedzeniem. Nie chciałam również zapomnieć wszystkiego, czego się do tej pory nauczyłam i wypaść z obiegu zawodowego.
Martwiła mnie jednak perspektywa oddania kilkumiesięcznego maleństwa do żłobka, bądź pozostawienia go z opiekunką. Na szczęście tuż przed porodem moja mama oznajmiła, że zaopiekuje się dzieckiem.
Propozycja mamy była dla mnie wybawieniem, choć miałam pewne skrupuły.
– Nie przejmuj się, Gosiu – uspokajała mnie wtedy mama. – Mam zdrowie i mnóstwo czasu. Na coś się przydam, a wy zaoszczędzicie na opiekunce. W końcu to mój pierwszy wnuk!
Wcześniej mama prowadziła sklep, ale gdy przestał przynosić dochody, musiała go zamknąć. Od roku była bezrobotna, a że skończyła 52 lata, nie łudziła się, że znajdzie jakąś pracę.
Filipek chował się zdrowo, dostarczając nam wiele radości. Czas szybko mijał; niedługo miałam wrócić do pracy. Na tydzień przed tym terminem zatelefonowała mama.
– Gosiu, muszę ci coś powiedzieć. Nie mogę zająć się Filipkiem, bo dostałam pracę.
– Tak nagle? – zapytałam osłupiała.
– Szukałam od dawna. Wczoraj odezwali się do mnie ludzie z pewnej firmy. Jeden z pracowników odszedł i trzeba go pilnie zastąpić. Zaczynam jutro.
– Teraz mi o tym mówisz? – wrzasnęłam do słuchawki. Ręce mi się trzęsły, a na policzkach miałam wypieki. – Stawiasz nas pod ścianą. O załatwieniu teraz żłobka mowy nie ma. Opiekunki też nie znajdę w ciągu tygodnia.
– Poradzisz sobie – odparła chłodno.
– Mamo, zawsze uczyłaś mnie, że trzeba dotrzymywać obietnic – nie ustępowałam. – A teraz łamiesz swoją?
– Gosiu, nie przypuszczałam, że sprawy przybiorą taki obrót. Zrozum, że niełatwo żyć z jednej pensji. Poza tym będę miała wyższą emeryturę.
Nie było sensu ciągnąć dalej tej dyskusji
Zakończyłam rozmowę krótkim: „No to, cześć”.
Jeszcze tego samego dnia na portalu internetowym zamieściłam ogłoszenie, że szukam niani do małego dziecka. Takie same anonse rozwiesiłam również w okolicznych sklepach i na przystankach autobusowych. Następnego ranka zaczęły się zgłaszać kandydatki.
Po dziesiątej rozmowie prawie się załamałam. Sprawdziły się najgorsze scenariusze. Nie mogłam powierzyć mojego Filipka żadnej z potencjalnych niań. Jedna paliła papierosy, od innej poczułam zapach alkoholu, chichocząca studentka sprawiała wrażenie kompletnie nieodpowiedzialnej, a kolejna osoba nie potrafiła sklecić poprawnie dwóch zdań. Nie wątpiłam, że istnieją wspaniałe opiekunki do dzieci, ale potrzebowałam więcej czasu, aby taką znaleźć.
Pomyślałam, że popytam koleżanek mających małe dzieci. Może one znają kogoś odpowiedniego? Poszłam do Marty.
Niedawno wróciła po urlopie macierzyńskim do pracy, bo jej córeczką zajmuje się teściowa. Sądziłam, że doradzi mi coś sensownego, tymczasem ona słuchała moich skarg kiwając głową.
– Gośka, strasznie się nad sobą użalasz. Jesteś rozpieszczona – przerwała mi nagle.
– O co ci chodzi? – oburzyłam się. – Nie wiem, kto zaopiekuje się moim dzieckiem, a ty się czepiasz.
– Nie o to chodzi – powiedziała.
– Okropnie narzekasz na swoją matkę.
– Marta, przecież ona mnie zawiodła!
– Rodzice mają prawo do własnego życia. Nie powinnaś wywierać nacisku na mamę. Niech idzie do tej pracy...
– Marta, nie rozumiesz – ciągnęłam bliska płaczu – wszystko byłoby w porządku, gdyby mama sama nie wyraziła chęci opiekowania się moim synkiem. Przyrzekła mi to z własnej, nieprzymuszonej woli! Poważni ludzie dotrzymują słowa!
– Hmn – zamyśliła się koleżanka. – Zgoda, ale postaraj się ją zrozumieć, ona w najśmielszych snach nie przypuszczała, że dostanie pracę, a tu proszę. Takich okazji się nie marnuje.
– Dobrze, tylko co ja mam teraz zrobić? – uśmiechnęłam się nerwowo. – Gadać jest najłatwiej, lecz ciekawe, co by było, gdyby twoja teściowa nie opiekowała się Julką? W końcu nie musi.
Marta spoważniała.
– Moja teściowa to złoty człowiek. Ma podejście do dzieci i uwielbia Julkę. A my ją za tę pomoc wynagradzamy.
– Płacisz jej za opiekę nad własną wnuczką? – była w szoku. – Babcine uczucie trzeba rekompensować pieniędzmi?
– Uczucie nie, ale pracę tak! Zajmowanie się małym dzieckiem to nie przelewki, sama wiesz. Teściowa nie chce słyszeć o pieniądzach, więc robimy jej większe zakupy do domu, opłacamy niektóre rachunki i koszty biletów autobusowych. Raz w miesiącu kupujemy jakiś fajny prezent. Przecież, gdyby pracowała u kogoś jako niania, dostawałaby za to pensję.
– No dobra, wszystko pięknie, ale ja nadal jestem w kropce – odparłam.
– Nie pękaj, Gośka! Pomyślę, popytam znajomych i dam ci znać. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – zacytowała swoje ulubione powiedzenie.
Wyszłam od Marty niepocieszona
Po drodze analizowałam jej słowa o prawie rodziców do własnego życia i w głębi duszy czułam, że ma rację. Cóż, koleżanka dała mi do myślenia, ale nie rozwiązała mojego problemu.
W kolejnych dniach znów szukaliśmy z mężem opiekunki do synka. Na próżno.
– Nie martw się, Gosiu! – powiedział Mariusz, gdy odprawiliśmy ostatnią dziewczynę z kwitkiem. – Wezmę kilka dni urlopu, potem moja mama przyjedzie na dwa tygodnie. W tym czasie na pewno znajdziemy odpowiednią nianię.
Pogodziłam się z faktem, że nasze kłopoty przez dłuższy czas nie zostaną rozwiązane, gdy zadzwonił telefon. Mama?
– Gosiu, córeczko, wszystko przemyślałam. Postanowiłam zrezygnować z tej pracy i zaopiekować się Filipkiem.
– Co takiego?
– Przeanalizowałam sytuację. Zawiodłam cię i masz przeze mnie kłopot. Jutro zaniosę wypowiedzenie.
– Mowy nie ma! – odparłam. – Żaden kłopot. Sytuacja jest już opanowana.
Jeszcze nie tak dawno z radością przyjęłabym propozycję mamy. Jednak słowa Marty otworzyły mi oczy i zdałam sobie sprawę, że postąpiłabym egoistycznie.
Znowu zadzwonił telefon. Marta.
– Mam nianię dla twojego synka! – niemal wykrzyknęła. – Opowiadałam teściowej, jaki masz problem, a ona zaproponowała, żebyś przywoziła rano Filipka do nas. Twierdzi, że dwoje dzieci lepiej się chowa. Cudownie, prawda?
– Marta, dziękuję. Brak mi słów i…
– Mówiłam ci, jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było – zaśmiała się.
Małgorzata, 29 lat
Czytaj także:
- „Córka wciąż śpi w naszym łóżku, a mój mąż jej na to pozwala. Mnie brakuje intymności!”
- „Jestem w ciąży i mam faceta nieudacznika. Mamusia nawet robi mu pranie!”
- „Moje dziecko chodzi do państwowego przedszkola i jeździ na wakacje tylko raz w roku. Czuję się jak najgorsza matka!”