„Mamusiu, będę walczył dla ciebie”. Ostatnie słowa 4-letniego synka do mamy łamią serce
Walka o życie jej synka trwała 15 miesięcy. Walczyli lekarze, ona i tata dziecka. Najcięższą walkę stoczył jednak sam 4-latek. Do końca pozostał prawdziwym bohaterem. Kiedy mama wiedziała, że to koniec, powiedziała do synka: „Nie musisz już walczyć”. To, co usłyszała od umierającego dziecka, zapamięta na zawsze.
Byli szczęśliwą rodziną. Gdy zaczął się koszmar z chorobą synka, wszyscy wierzyli, że przyjdzie dzień, że obudzą się z niego i wszystko będzie tak jak dawniej. Los chciał inaczej. Diagnoza brzmiała jak wyrok: odporny na leczenie mięśniakomięsak prążkowanokomórkowy. Nowotwór atakujący szkielet okazał się przeciwnikiem nie do pokonania.
4-latek: „Walczę dla ciebie, mamusiu”
Ruth Scully straciła synka ponad 7 lat temu. Jednak do dziś pamięta jego ostatnie dni, chwile i słowa. Ich ostatnia rozmowa brzmiała:
Mama: „Boli cię, jak oddychasz?”.
Synek z trudem odpowiada, że tak.
Mama: „Bardzo cię boli, widzę. Cholera, rak jest do bani. Nie musisz już walczyć” – to słowa mamy.
Synek: „Wiem, ale zrobię to dla ciebie mamusiu”.
Mama: „Walczysz dla mnie? Naprawdę?”.
Synek: „Tak”.
Mama: tu i teraz już nic nie mogę
Wzruszona kobieta zapytała o to, jaki jest w takim razie obowiązek mamy.
„Robić tak, żeby było bezpiecznie, jak zawsze” – usłyszała, jak mówi jej syn z uśmiechem na twarzy.
„Kochanie, nie mogę dłużej ci tego zapewnić tu i teraz. Tylko w niebie będziesz bezpieczny”.
„To po prostu pójdę do nieba. I będę się tam bawił, aż przyjdziesz do mnie”.
Powiedział też jeszcze: „Kocham cię, mamusiu”.
Zaczęło się od kataru
Wszystko zaczęło się od zatkanego noska we wrześniu 2015 roku. Nikt nie przejął się tym zbytnio, w końcu wszystko wskazywało, że to zwykłe przeziębienie. Objawy jednak nie mijały, a problemy z oddychaniem stawały się coraz poważniejsze. Nie pomagały ani inhalacje, ani antybiotyki. Dlatego pogłębiono diagnostykę i wtedy do rodziców dotarło, że mogą stracić synka. W listopadzie 2015 roku wiedzieli już, że to mięśniakomięsak prążkowanokomórkowy. Z czasem okazywało się, że nowotwór rozrasta się, obojętny na każde metody leczenia. Zimą 2017 roku chłopiec zaczął gasnąć z dnia na dzień.
Śmierć dziecka Ruth porównuje do nieopisanej męczarni. Podobnie jak wspomnienie ostatniej rozmowy. Oraz wspomnienia zwykłych, codziennych chwil, kiedy nic nie zapowiadało, że go zabraknie…
„Do dziś boję się wchodzić pod prysznic. Mój malutki synek zawsze czekał na mnie na dywaniku w łazience, gdy się myłam” – wyznaje matka.
Źródło: Daily Mail
Piszemy też o: