Reklama

Pracuję jako pielęgniarka w przychodni, która przyjmuje pacjentów prywatnie i na NFZ. Właśnie tutaj poznałam 10 lat temu mojego męża. Przyszedł na pobranie krwi. Blady, wystraszony, już w recepcji ostrzegał, że zemdleje. Nie zemdlał i – jak mówi do dziś – z radości, że wszystko tak dobrze poszło – zakochał się we mnie. On jest programistą i już wtedy zarabiał bardzo dużo. Aktualnie jego zarobki są trzy razy wyższe niż moje.

Reklama

Od dziecka marzyłam o zawodzie pielęgniarki

Uwielbiam swoją pracę. Już jako mała dziewczynka marzyłam o tym zawodzie. Kiedy byłam w liceum, rodzice żartowali, że uczę się tak pilnie, że powinnam startować nie na studia pielęgniarskie, a na medyczne. Zresztą wszyscy namawiali mnie na pediatrię, ale ja miałam swój cel: pielęgniarstwo.

Udało się. Skończyłam studia i bardzo szybko znalazłam pracę w tej samej miejscowości, w której mieszkałam. Właśnie w tej „naszej” przychodni...

Spełnione marzenia

Już jako młoda dziewczyna marzyłam też o rodzinie. Tak zupełnie po staroświecku. Odkąd pamiętam, chciałam mieć przynajmniej dwoje dzieci i męża, który będzie najfajniejszym człowiekiem na świecie.

To też się udało. Po trzech latach „chodzenia” wzięliśmy z Leszkiem ślub. Dwa lata później po raz pierwszy zostaliśmy rodzicami. Rok po Kacperku przyszła na świat Helenka. Dziś mamy zdrowe, piękne dzieci w wieku 5 i 4 lata.

Mieszkamy we własnym domu, nie spłacamy żadnego kredytu.

I do tego mój mąż jest naprawdę fantastycznym facetem. Kocham go bardzo i wiem, że on kocha mnie. Ale odkąd rok temu (kiedy Hela poszła do przedszkola) wróciłam do pracy – pojawiły się nasze pierwsze, poważne nieporozumienia.

On zarabia pieniądze, a ja pieniążki

Do tej pory Leszek szanował moją pracę i zaangażowanie w wychowanie dzieci. Ale odkąd wróciłam na etat – to ja za każdym razem muszę brać wolne, kiedy któreś z dzieci zachoruje. Nie muszę mówić, że to zdarza się dość często. Przynajmniej raz w miesiącu Kacperek albo Hela (albo jedno i drugie jednocześnie) musi przez tydzień lub dwa zostać w domu.

Oczywiście w pracy nikt nie robi mi z tego powodu żadnego problemu.

Ale osobiście czuję się z tym coraz gorzej. Zwłaszcza od momentu, w którym postanowiłam przegadać to z Leszkiem. I usłyszałam, że to ja powinnam ZAWSZE brać opiekę, bo – zarabiam pieniążki, podczas gdy on zarabia pieniądze. Że ok, on też pracuje na etacie i przysługuje mu opieka nad chorym dzieckiem. Że ok, ze zwolnieniem lekarskim nie miałby problemu, bo Gosia (pediatra) może je wypisać tak samo jemu, jak i mnie, ale… Ja nie mam „rozgrzebanych projektów” ani „ciśnienia w pracy”. Nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć…

Jestem na straconej pozycji?

Czyli moja praca tak naprawdę to co? Zabawa w zarabianie zabawkowych pieniążków? Nic ważnego? Tak to zabrzmiało. I bardzo zabolało.

Tak jak pisałam, część dziewczyn z pracy stanęła po stronie Leszka. To też zabolało. Jedna powiedziała nawet, że dziwi mi się, że „w ogóle wróciłam do roboty”. Bo przecież mąż zarabia tyle, że nie muszę pracować.

Właśnie, że muszę! Chcę!

I kiedy któreś z dzieci zachoruje, to Leszek powinien brać wolne – dla mnie to oczywiste. Czy tylko dlatego, że jako pielęgniarka zarabiam mniej – jestem na straconej pozycji? I już nie ma mowy o partnerstwie? Bo gdybym była znaną influencerką i zarabiała krocie – to już moglibyśmy dzielić opiekę nad chorymi dziećmi po równo? A ja nie chcę być znaną influencerką, nie chcę żadnej innej pracy niż ta, którą wybrałam. Bo nie wybrałam jej dla pieniędzy.

Dzieci kocham nad życie. I wiem, że Leszek też. Wiem też, że on potrafi się nimi opiekować, jak należy. Podczas przeziębienia nie potrzebują pielęgniarki w domu – wystarczy, jak raz zostanie z nimi mama-pielęgniarka, a raz – tata-programista.

Przecież nawet 80 proc. jego wypłaty, podczas zwolnienia lekarskiego, będzie dużo większą kwotą niż „pieniążki”, które zarabiam co miesiąc. A tyle razy powtarzał, że nie musimy się martwić o pieniądze i że szanuje moją pracę...

Ewa

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama