Reklama

- Wyglądasz jak Shrek, ale ja bardzo lubię zielone ogry – mawiała do mnie Justyna… Była bardzo ładna, właściwie piękna. Mogła mieć każdego chłopaka. Wystarczyło, że się pojawiła na imprezie, a inne dziewczyny gasły przy niej jak świeczki.

Reklama

Strasznie ją obgadywały – że się puszcza za kasę, że jest cwana i do celu idzie po trupach. Wiedziałem, że to z zazdrości tak o niej plotkują, więc nie wierzyłem w ani jedno słowo.

Miałem wtedy trzydzieści lat, ona osiemnaście. Zakochałem się, jak to się mówi, od pierwszego wejrzenia. Nawet kalosze i gumowy fartuch nie były w stanie zniekształcić jej zgrabnej sylwetki. Czuło się, że w tym nieforemnym odzieniu kryje się szczupłe, sprężyste, młode ciało.

Plastikowy czepek wkładała tak, że zawsze, niby przypadkiem, wysunął się spod niego złocisty loczek i muskał pięknie zarysowaną, ciemną brew. Nie wiem, jak inni, ale ja zawsze miałem ochotę zajrzeć pod białą maseczkę, żeby zobaczyć jej pełne, świeże usta i równe zęby.

Szybko przeniosłem ją z hali mrożonek na inne, lepsze miejsce. Jestem właścicielem dużego zakładu przetwórstwa artykułów spożywczych i mogę zatrudniać pracowników, gdzie chcę! Ona na tym skorzystała.

Uczyła się, kończyła kurs za kursem

Justa miała tylko zawodówkę, lecz czuło się w niej ogromny potencjał. Szybko się uczyła i była sprytna, więc w lot opanowała podstawy pracy w sekretariacie. Pomagała pani Heni, która i tak wybierała się na emeryturę, więc częściej siedziała na zwolnieniach niż w robocie.

Po jakimś czasie Henia w ogóle przestała być potrzebna; przy wielkim biurku zasiadła Justyna. Zaczął się czas wielkich zmian…

Najpierw urządziła biuro. Wytłumaczyła mi, że sekretariat to wizytówka firmy, więc tylko dureń na nim oszczędza.

– Jak cię widzą, tak cię traktują – oznajmiła mi kiedyś. – Nawet za zwykłe majtki w eleganckim sklepie bez szemrania zapłacę więcej niż za takie same na bazarze! Więc zadbaj o wizerunek, misiaczku! Opłaci się, zobaczysz – poklepała mnie po pośladku.

No cóż, już wtedy z nią sypiałem… Mam duży temperament i nie wyobrażam sobie życia bez seksu. Justyna zabierała mnie „wprost do nieba”. Przysięgała, że i ja daję jej pełny odlot.

Wierzyłem, bo faceci lubią takie bajki. Zresztą z innymi laskami wygrywała w przedbiegach – takich piersi, ud, bioder i okrągłej pupy nie widziałem dotąd u żadnej dziewczyny!

Zanim się połapałem, już robiłem, co chciała. A muszę przyznać, że miała głowę na karku. Kiedy, jak i gdzie nauczyła się biznesu – nie wiem… Jednak szło jej świetnie i forsa zaczęła do nas płynąć lepiej niż kiedykolwiek. To muszę przyznać!

Nie traciła czasu. Wkrótce z rozmaitych dyplomów i zaświadczeń mogłem się przekonać, ile kursów dokształcających pokończyła. Wiecznie ją było widać ze słuchawkami na uszach, tyle że ona nie słuchała muzyki, tylko szlifowała angielski i niemiecki. Po roku porozumiewała się z kontrahentami z Unii lepiej niż ja. Taka była bystrzacha!

Już wiedziałem, że bez niej nie wyrobię. Ona też o tym wiedziała i to był mój duży błąd.

Zażyczyła sobie ślubu i firmy – dostała!

Pewnego razu leżeliśmy w łóżku po miłości. Ona jak zwykle goła i piękna pozwalała, żebym oglądał i całował każdy centymetr jej gładkiej, jasnej skóry. Ciągle mi było mało, więc chętnie zatrzymałbym ją przy sobie przez długie godziny. Tym razem Justa nagle usiadła, owinęła się prześcieradłem i powiedziała:

– Albo będzie, jak ja chcę, albo nie dla psa kiełbasa!

Przeczuwałem, że szykuje mi jakąś bombę, więc próbowałem odwlekać moment wybuchu, jednak się nie dało…

– Robisz ze mnie współwłaścicielkę firmy albo odchodzę. Tak postanowiłam.

– Kochanie, co ty gadasz? Gdzie odchodzisz? Przecież i tak wszystko jest twoje…

– Na gębę, owszem. Ale ja chcę mieć ważne papiery. Czarno na białym. Żeby w razie czego nikt się nie czepiał.

– W razie czego?!

– Ach, życie jest pełne niespodzianek. Znudzisz się mną, poznasz jakąś laseczkę i fiuuu… Nie będę ryzykowała.

Wkrótce wzięliśmy cichy ślub cywilny i huczny kościelny. Mowy nie było o żadnej podróży poślubnej. Moja żona zaraz po przyjęciu weselnym zakasała rękawy i ostro wzięła się do roboty, już na swoim.

Muszę uczciwie przyznać, że nigdy wcześniej nie miałem takich obrotów; każdy jej nowy ruch w interesach to był strzał w dziesiątkę. Przez następne lata umocowałem się na rynku, a logo naszej firmy coraz więcej znaczyło i w Europie. Zarabialiśmy nareszcie prawdziwe pieniądze!

Nie była rozrzutna. Owszem, inwestowała w siebie, lecz mądrze. Kupowała biżuterię od znanych projektantów, miała dobre ciuchy, brała jakieś kąpiele, masaże i inne cuda, jednak głównie nadal się kształciła. Zrobiła się z niej prawdziwa dama: elegancka, kulturalna, z klasą… Nikt by w niej nie rozpoznał dziewczyny z hali mrożonek, chociaż szczerze przyznawała, że nie jest jej obca ciężka, fizyczna praca i że się wcale tego nie wstydzi.

Gdy zbliżała się do trzydziestki, uznała, że czas na dziecko.

– Jestem zdrowa i jeszcze wystarczająco młoda na macierzyństwo. Zarobiłam tyle, że mogę sobie zrobić przerwę. Wszystko już zaplanowałam. Nawet badania zrobiłam i mogę być mamą.

– Kiedy ja mam zrobić badania? – zainteresowałem się; przecież byłem już po czterdziestce.

– A ty po co?

– Jak to po co? Ojciec też chyba powinien być w porządku?!

– I będzie. Ale to nie ty będziesz ojcem, skarbie, więc – nie twoje zmartwienie.

– Co ty opowiadasz?!

– Prawdę. Jesteś niezły jako mąż i partner w biznesie. Nie wtrącasz się, dajesz mi wolną rękę, nie rzucasz kłód pod nogi… To wystarczy. Na ojca mojego dziecka wybiorę kogoś innego.

Normalnie serce mi w piersiach na moment stanęło.

– Nie mówisz poważnie?!

– Jak najpoważniej!

– Ale dlaczego?

– Wyobraź sobie, że urodzi się córka. I że po tobie odziedziczy urodę. W tym świecie odbierzemy jej od razu połowę szans na sukces! Dziewczynki często są podobne do tatusiów, więc musi mieć ojca jak marzenie!

– Ale to może być chłopak!

– Co z tego? On też powinien być przystojny.

– Co ty wygadujesz? Justyna, ty żartujesz, to nie może być prawda! Zresztą… jakie znaczenie ma wygląd, na Boga?!

– Duże. Gdyby nie moja uroda, moje zęby, figura, włosy… gdzie bym dzisiaj była? Zwróciłbyś na mnie uwagę? No?

Mówiła to wszystko zupełnie spokojne. Była pewna swego. Przemyślała sprawę, podjęła decyzję, jedyną słuszną…

Jasne, że mogłem się awanturować. Zagrozić rozwodem, skandalem, ale…

– No to sobie idź – powiedziałaby pewnie. – Nikt cię nie trzyma! Majątek jest w zasadzie mój. Dasz sobie radę beze mnie?

Spróbowałem i wytrzymałem trzy tygodnie. Właściwie nie wiem, jak mi było, bo bez przerwy wtedy piłem.

Dzień i noc, o mało się nie przejechałem na tamten świat, ponieważ na co dzień właściwie alkoholu nie biorę do ust, więc organizm się zbuntował. Wylądowałem na toksykologii i trochę trwało, zanim udało mi się wrócić do normalności.

Wtedy pojąłem, że wszystko lepsze niż życie bez niej!

I coraz częściej myślę, czy ona nie ma racji? Przecież, gdybym chorował na coś, co się dziedziczy, też nie chciałbym swojemu dziecku przekazać takiego prezentu. Ktoś może powiedzieć, że jestem tylko brzydki…TYLKO?! To ma znaczenie.

Wszyscy wszystkich oceniają. W telewizji, na forach internetowych, w gazetach mówi się głównie o tym, jak ktoś wygląda, w co się ubrał, czy się zestarzał, schudł, przytył i tak dalej… Nie jestem taki głupi, by wierzyć, że zanim moje dziecko dorośnie, to się zmieni. Doskonale pamiętam, ile mi nadokuczali w szkole za tuszę, nieruchawość, krótki kark i odstające uszy. Wcale mi nie było do śmiechu!

Miałbym to przechodzić jeszcze raz? Za nic!

Za nic nie pozwolę, żeby mnie porzuciła

W końcu, co za różnica czyje dziecko będziemy wychowywali? Brzuch mojej żony to najlepszy argument za tym, żeby je kochać, kiedy już się urodzi. Zbieram się, żeby powiedzieć Justynie, że się na wszystko zgadzam.

Czasami jeszcze przychodzą do mnie różne złe myśli, ale je odpędzam. Bardzo kocham Justynę i zrobię, co tylko postanowi. Byle tylko była ze mną.

Reszta się jakoś ułoży…

SHREK

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama