Reklama

Dla mojego Michasia nie ma miejsc w żadnym przedszkolu. O miejsce wnioskowaliśmy w różnych częściach naszej dzielnicy. Przedszkole, do którego chodzi synek, dyżuruje tylko do połowy lipca, a potem co? Prawie dwa miesiące będzie siedział sam w domu. Odzwyczai się od towarzystwa dzieci i znów będziemy mieli z nim same problemy.

Reklama

Dziecko nie dostało się na dyżur wakacyjny: to przeze mnie?

Tak ciężko pracowaliśmy nad wczesnym chodzeniem spać i porannym wstawaniem. Michaś bardzo długo przyzwyczajał się do obecności cioci i kolegów. Tylko ja wiem, ile stresu i łez kosztowała nas jego adaptacja. Tak bardzo chciałam, żeby poszedł do przedszkola na dyżur wakacyjny w naszej dzielnicy. Dużo dzieci z jego grupy i przedszkola wnioskowało o miejsce w tych samych przedszkolach co my.

Kiedy poszłam poprosić o radę w naszym sekretariacie, słowa Pani Anetki wyprowadziły mnie z równowagi. „Jak się nie pracuje, to czasem z dzieckiem trzeba posiedzieć albo zapisać do przedszkola za pieniądze” – usłyszałam. Michaś nie dostał się do żadnego przedszkola na dyżur, bo ja nie pracuję? To prawda, rok temu gdy zapisywaliśmy synka do przedszkola, pracowałam na pół etatu. Teraz jestem bezrobotna, ale dlaczego Michaś ma przez to nudzić się w domu?

W okolicy nie mamy dobrych przedszkoli prywatnych. Nie będę przecież płacić za bylejakość, a po drugie Michaś nikogo tam nie zna. Chciałam, żeby synek poszedł do innego przedszkola, ale z niektórymi dziećmi ze swojej grupy. Wtedy lepiej by się czuł i cały czas budował z nimi relacje. Mama Adasia dała mi znać, że oni się dostali. Mój synek ma mieć gorzej, bo stać nas na to, żebym mogła nie pracować? Skoro dostał się wtedy, teraz też powinno czekać na niego miejsce.

Anka
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama