„Moja córeczka ma być damą, jak ja – zawsze pięknie wyglądać i nie marnować czasu na przeciętniaków. Mój były mąż tego nie rozumie”
Siedziałam na ławeczce przy placu zabaw i obserwowałam dzieci bawiące się w piaskownicy. Pokrzykiwały do siebie, machały łopatkami, foremkami, śmiały się. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego pozostałe matki z takim zachwytem wpatrują się w swoje pociechy i podzielają ich wesołość. Przecież dzieciaki były umorusane i obsypywały się piaskiem. Brudnym piaskiem! Tym samym, do którego na pewno załatwiają się wszystkie psy i koty z okolicy! Odwróciłam się do córeczki siedzącej obok mnie.
- redakcja mamotoja.pl
Widzisz, Oleńko, tak wygląda plac zabaw – wyjaśniłam. – Dzieci krzyczą tutaj, hałasują, przeszkadzając sąsiadom, brudzą swoje nowiutkie i czyste ubrania. To nie jest dobre miejsce…
– Mamo – odezwała się Ola. – Tam jest Maciek z przedszkola. Mogę się z nim pobawić? Jaką ma czerwoną koparkę! – w głosie mojej córki usłyszałam zachwyt.
Nigdy nie pozwolę, by była jak inne, zwykłe dzieci
Szybko odnalazłam wzrokiem wspomnianego chłopca. Poczułam, że robi mi się słabo. Jak matka mogła wypuścić go z domu w takim stanie? Poplamione na zielono spodenki świadczyły o tym, że ich właściciel niedawno siedział w nich na trawie. Teraz brudnymi rączkami poprawił czapkę z daszkiem i z zapałem zabrał się do kopania kolejnej dziury w piachu.
– Mamusiu, patrz! – zawołał wesoło, zwracając na siebie uwagę młodej kobiety czytającej książkę. – Zobacz, jaka głęboka dziura! – zachwycał się swoim dziełem.
– Można z niej zrobić kryjówkę albo tunel prowadzący do zamku!
Zobacz także
– A w zamku będzie księżniczka? – młoda kobieta roześmiała się wesoło.
Jaka kryjówka? Jaki zamek? Jaka księżniczka? Przecież to tylko piaskownica! Po co opowiadać dziecku głupoty? Poza tym księżniczek nie ma. To tylko wymysł tych wszystkich bajkopisarzy!
– Mamo, mogę pobawić się z nimi? – dobiegł do mnie głos Oleńki.
Moja ukochana, długo wyczekiwana córeczka. Dbałam o nią, o jej rozwój, naukę, poświęcałam cały swój czas, chuchałam i dmuchałam, aby wyrosła na wartościowego człowieka i umiała odróżnić to, co w życiu ważne, od błahostek i pokus. I ona teraz pyta, czy może pobawić się w tym syfie!
– Kochanie, przyprowadziłam cię tutaj, żebyś zobaczyła nowo otwarty plac zabaw. Pan prezydent miasta wybudował go za pieniądze mieszkańców, na prośbę lokatorów osiedla. Pamiętasz, jak chodzili od drzwi do drzwi z kartką i zbierali podpisy?
Mała przytaknęła.
– Właśnie – kontynuowałam. – Chodzili, przeszkadzali w codziennych obowiązkach innym, zamiast zająć się swoimi sprawami. A potem zamiast przeznaczyć te pieniądze na przykład na remont przedszkola, to wydali je na coś, co nie przynosi nikomu pożytku. Jeśli pójdziesz tam i dołączysz do tych dzieci, twojej mamusi pęknie serduszko – podkreśliłam. – Zobacz, jakie one są brudne. A ty jesteś przecież małą damą…
– Damy tak się nie zachowują – dodałam po chwili, bo zmęczyły mnie te tłumaczenia.
Pomysł z wysłaniem Oleńki do przedszkola był złym pomysłem. Fatalnym. Co rusz przynosiła z niego wiadomości, które mnie przerażały. A to pani kazała jej siedzieć wspólnie z innymi dziećmi przy stoliku i rysować kredkami, zupełnie jakby przedszkole nie umiało zapewnić mojej córeczce osobnego miejsca, aby nie musiała współpracować z dzieciakami, które były tak inne od niej. A to wychowawczyni nie pozwalała jej nosić diademu, który specjalnie dla córeczki zamówiłam u jubilera. Dodatkowo sugerowała, że obuwie na obcasie nie jest wskazane dla pięcioletniej dziewczynki! A przecież moja Oleńka wyglądała w nim naprawdę dobrze i zyskiwała te kilka centymetrów wzrostu, co było ważne. Nie mogła być tak samo niska jak jej rówieśnicy. Musiała wyróżniać się spośród nich. Niestety, moje próby wytłumaczenia tego przedszkolance spełzły na niczym. W przedszkolu córeczka musiała nosić kapcie! Jak w takich warunkach miała być małą damą? Poza tym kapcie nie pasowały do sukienek, w które ją ubierałam. A każdy wie, że odpowiedni elegancki strój to połowa sukcesu. Przez głowę przechodziły mi myśli o wypisaniu małej z przedszkola.
Moja ukochana córeczka to prawdziwa dama, tak jak ja
Nie zgadzał na to się Marek – mój były mąż. Były, bo nie podołał trudom ojcostwa. Wciąż wtrącał się do sposobu, w jaki wychowuję Oleńkę, zwracał mi uwagę, że robię z małej lalkę! Tak mi powiedział! „Robisz z Oli laleczkę, przelewasz na nią swoje własne niespełnione ambicje. Daj temu dziecku żyć normalnie”.
Jak on śmiał?! Jego bezczelność i brak odpowiedzialności za właściwy rozwój naszego dziecka były tym, co sprawiło, że zdecydowałam się wystąpić o rozwód. Przecież Ola nie mogła żyć w rodzinie, w której rodzice kłócą się o to, czy ubrać ją w białą sukienkę z falbankami zamówioną u krawca, czy w zwykłą odzież z marketu. Chciałam zaoszczędzić jej tego rodzaju stresów.
O dziwo, Marek zgodził się na rozwód, zaznaczając jednak, że chce mieć prawo do widywania Oleńki. Mojej Oleńki! Co on sobie wyobrażał? Jakby nie dość już namieszał, kiedy bez mojej wiedzy i zgody zabrał ją na wycieczkę w góry czy właśnie na taki nieszczęsny plac zabaw.
– To mogę iść pobawić się z Maćkiem? – spytała ponownie córeczka.
– Ależ, kochanie! – złapałam się za serce. – Chyba jakoś mi słabo. Ta ciepła pogoda, te wrzaski chyba mi nie służą. Chodźmy do domu – podniosłam się z ławeczki.
– Mamo…
To wszystko wina Marka. On niedawno pokazał jej plac zabaw, a do tego pomagał budować zamek! I lepił babki!
– Do domu – syknęłam, czując, że zaczynam złościć się na byłego męża. – I to już!
Złapałam córeczkę za rękę, nie zwracając już uwagi na jej prośby ani opór, i opuściłyśmy plac zabaw.
– Nie chcę więcej słyszeć o tym, że pragniesz bawić się z plebsem! – powiedziałam z naciskiem. – Pamiętaj, kochanie, że damy nie bawią się w piaskownicy. Możemy tu przyjść, pooglądać inne dzieci, ale…
Urwałam, widząc minę Oleńki.
– Tatuś powiedział – zaczęła żałośnie – że wiele dzieci bawi się w piasku.
– Tatuś nie zna się na wychowaniu dzieci – przypomniałam jej.
Ileż to już razy musiałam córeczce tłumaczyć, że jej ojciec jest nieudacznikiem i nie nadaje się do niczego.
– Nie słuchaj tego, co on ci mówi. Pamiętaj, że jesteś lepsza od niego – uśmiechnęłam się. – Jesteś damą.
Nie rozumiałam, dlaczego Oleńka opuściła głowę i umilkła. Powinna przyznać mi rację, a ona wpatrywała się w chodnik, jakby było tam coś interesującego.
Szłyśmy spacerem w stronę domu. Ola ściskała mnie za rękę, a ja kroczyłam obok niej dumna, że jest taką małą, piękną, wystrojoną damą.
– Zaprowadzisz mnie teraz z powrotem do tatusia? – Ola zatrzymała się i spojrzała na mnie wielkimi oczami. – Będzie się martwił, że nie było mnie w przedszkolu.
– Do kogo? – poczułam, że robi mi się duszno. – Tyle razy już ci mówiłam, że nie powinnaś z nim mieszkać – podniosłam głos. – Twoje miejsce jest tutaj! Miejsce dziecka jest zawsze przy mamusi. Chyba że chcesz, aby pękło mi serduszko – teatralnie dotknęłam piersi.
Oleńka spojrzała na mnie z lękiem.
– I umrzesz? – spytała. – Tak jak babcia?
– Tak jak babcia – przytaknęłam. – Pamiętasz, jak leżała w trumnie?
Wtedy w kaplicy Oleńka rozpłakała się w głos, gdy przyszłyśmy pożegnać tę starą jędzę. Zachowała się jak rozkapryszony bachor, a nie mała dama!
Ten pan doktor jest prawdziwym dżentelmenem
Musiałam ją potem ukarać. Jeśli chciała przetrwać w tym świecie, być kimś, musiała się nauczyć odpowiedniego zachowania.
– Babci nie pękło serduszko – odezwała się cichutko Oleńka. – Nie spałam jeszcze, kiedy do tatusia przyszedł pan policjant. Słyszałam, jak mówił, że babcię ktoś otruł.
Przez plecy przebiegł mi niemiły dreszcz. Policjanci… Nie powinni wtrącać się w rodzinne sprawy. Niech lepiej pilnują własnego nosa! I tych wszystkich kryminalistów, tego całego plebsu, który bawi się w brudnych piaskownicach!
– Babcia była niegrzeczna i nie umiała zachowywać się jak dama – wyjaśniłam córeczce. – Dlatego ktoś ją otruł. Jeśli i ty będziesz przejawiała zachowania skrajnie różne od tego, co ci wpajam, też może ktoś cię otruć – powiedziałam groźnie.
Oleńka znowu wpadła w histerię. Zaczęła płakać, odsunęła się ode mnie i co najgorsze, próbowała ściągnąć z siebie nowy płaszczyk!
Ludzie na chodniku zaczęli nam się przyglądać podejrzliwie.
Musiałam coś z tym zrobić.
Bez wahania uderzyłam małą w twarz. To podobno działa przy opanowywaniu histerii. Tak przeczytałam w jednej z książek. Nie pamiętam już której. Ponieważ Oleńka, miast uspokoić się, zaczęła wyć i biec przed siebie, musiałam popędzić za nią. Takie zachowanie było niegodne damy!
Z trudem udało mi się dogonić córeczkę. Złapałam ją wpół, zadyszana i zmęczona, gdy poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramiona, odrywa od Oli i wykręca ręce do tyłu!
– Jest pani aresztowana – usłyszałam męski głos. – Ma pani prawo… – policjant recytował swoją formułkę.
Nagle zaroiło się od niebieskich mundurów. Nieopodal migotały koguty na dachach radiowozów. Dostrzegłam jeszcze Marka wyskakującego z jednego z nich i biegnącego do histeryzującej Oleńki.
To wszystko jego wina! Tej wstrętnej kanalii, która kiedyś była moim mężem. Czy on nie zdawał sobie sprawy, ile wysiłku kosztowała mnie ucieczka z zamkniętego zakładu? Czy sądził, że tak łatwo odpuszczę, że pozwolę mu zabrać moją małą damę?
Ileż miałam siedzieć w tym cholernym więzieniu za otrucie durnej teściowej? Każda władczyni, każda królowa, postąpiłaby tak samo! Pozbyłaby się wroga! Dlaczego oni tego nie rozumieją? Plebs!
Dlaczego mój lud jest tak ciemny? W najbliższym czasie będę musiała zwołać doradców i zrobić z tym porządek.
A teraz piszę swoje wspomnienia, ponieważ tak mi poradzono.
Na zajęciach terapeutycznych dla takich dam jak ja. Królowa Judyta powinna spisać swoją historię, przedstawić swoje królewskie racje. Potem o nich porozmawiam z tym przemiłym panem doktorem. To prawdziwy dżentelmen i arystokrata.
Judyta
Zobacz także:
- „Niedoszła teściowa rozpowiada w miasteczku, że się sprzedaję. Mści się, bo nie dopuszczam jej do wnuka”
- „Znajomi żartowali, że znalazłam sobie utrzymanka. Śmiałam się z tego, dopóki mój wybranek nie wyczyścił mi konta”
- „Wróciłam wcześniej od rodziców i przyłapałam męża z kochanką. Dla niego rzuciłam karierę, a on tak mi się odpłaca?”