Reklama

Na początku myślałam, że coś źle usłyszałam. Jej słowa skojarzyły mi się tylko z andrzejkami i zapytałam, co tam dobrego im wyszło z tego wosku. Wtedy Ulka zaczęła mi tłumaczyć, że przelewanie wosku nad dzieckiem to bardzo stary i sprawdzony sposób wypędzania „stracha”. I że w dzisiejszych czasach (!) właśnie najlepiej jest wracać do dawnych metod… bo lekarze to „konowały”, nie mają o niczym pojęcia, tylko „ciągną kasę”. I że „co by jej lekarz pomógł na płacz dziecka”…

Reklama

Czary-mary na opętanie, klątwę i lęki

Wróciłam do domu, zrobiłam sobie kawę i zaczęłam przeglądać internet. Okazało się, że to przelewanie wosku faktycznie się praktykuje… Serio, nie wierzyłam w to, co czytam!

Te czary-mary odprawia się, kiedy dziecko śpi. Dwie osoby przelewają nad jego główką wosk. Ze względów bezpieczeństwa zalecane jest przykrycie buzi tkaniną… Wierzący mogą przy całym rytuale odmawiać „Zdrowaś Maryja”. Robią to dwie osoby – jedna trzyma świecę, druga naczynie z wodą. Nakapany na wodę wosk ma ułożyć się w kształt tego, co było „strachem” dziecka.

Piszą, że przelewanie wosku nad dzieckiem to sposób dawnych znachorek, który pomaga na „opętanie” i gdy ktoś rzucił na dziecko „urok”. Rodzice serwują to płaczącym noworodkom i niemowlętom, a nawet starszym dzieciom, które boją się np. same zostawać w pokoju lub mają inne lęki. Wosk przelewa się również nad dorosłymi, którzy myślą, że mają w życiu pecha, a tak naprawdę żyć przeszkadza im „złe”, które można przepędzić podczas jednego rytuału…

„Nowoczesne” przelewanie wosku nad dzieckiem za 2 stówy

Znalazłam też ofertę znachorki, która oferuje przelewanie wosku nad dzieckiem na odległość, za jedyne… 200 złotych. Przelewa wosk sama, nad zdjęciem dziecka lub nad jego ubrankiem (to zdjęcie lub ubranko nazywa się „świadek energetyczny”). Potrzebna jej również data urodzenia dziecka oraz jego imię i nazwisko.

Może i lepiej, że nie znam szczegółów tego, jaką metodę przelewania wosku wybrała Ulka – czy na odległość czy bezpośrednio. Zresztą i tak straciłam wiarę w jej zdrowy rozsądek.

Rozumiem, że ludzie zrobią wszystko dla dziecka, ale…

Z jednej strony rozumiem ludzi, którzy chcąc ratować swoje dziecko, chwytają się rozmaitych sposobów. Że kiedy medycyna okazuje się bezradna – szukają metod, które i tak w żaden sposób nie mogą już zaszkodzić.

Ale jak można być tak głupim jak Ulka? A gdyby płacz jej synka był (jest) skutkiem jakiejś choroby? Czy nie rozsądniej byłoby najpierw iść z dzieckiem do pediatry? Nie mówię, że do pierwszego lepszego, ale takiego, który nie bez powodu cieszy się zaufaniem innych rodziców… Przecież są lekarze, którzy naprawdę pomagają dzieciom! Piszę to jako matka dwójki dzieci (5 i 7 lat), które też nie raz płakały, nie raz chorowały i jeszcze nie raz będą chorować oraz płakać…

Spokoju nie daje mi jedna myśl: czy ta moja znajoma to wyjątkowy „szur”, czy wśród współczesnych rodziców to „norma”, że przelewają wosk i odprawiają inne czary nad swoimi dziećmi? Może to ja jestem dziwna, że jak moje dzieci mają gorączkę, to nie wkładam ich do pieca (piekarnika?) na 3 zdrowaśki? To też był kiedyś chyba znany sposób leczenia, opisany bodajże w noweli „Antek”. Jeśli napiszecie, że tak robicie i korzystacie z pieców do pizzy w zaprzyjaźnionych pizzeriach, bo są większe – to już nawet mnie nie zdziwi… Można powiedzieć, że tak, chyba jestem gotowa na wszelkie magiczne i uzdrawiające rewelacje.

Gośka

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama