„Myślałam, że 7- i 9-latka pomogą mi przy niemowlaku, a córek to w ogóle nie interesuje. Źle je wychowuję?” [LIST DO REDAKCJI]
We wrześniu urodziłam trzecie dziecko. Chłopca. To była nasza świadoma decyzja. Mamy z mężem po czterdzieści lat i uznaliśmy, że to ostatni dzwonek. Poza tym zawsze marzyliśmy o licznej rodzinie… Kochającej się, wspierającej, również w dalekiej przyszłości, gdy nas już zabraknie. Gdy zaszłam w ciążę ze Stasiem, dwie starsze córki miały 6 i 8 lat. Miałam pewność, że będę mogła na nie liczyć przy maluszku.
Niestety przeliczyłam się. Dziewczynki nie są zainteresowane braciszkiem. Kiedy proszę je, by zajęły się Stasiem, bym mogła ugotować obiad – wciąż mają coś pilniejszego do zrobienia. Zastanawiam się, dlaczego tak jest i co zrobiłam źle?
Dla koleżanki z dzieciństwa to nie był przykry obowiązek
Kiedy byłam mała, jeździłam na wakacje na wieś do babci. Po sąsiedzku mieszkała wielodzietna rodzina, przyjaźniłam się z Kasią, która była najstarsza. Kiedy miałyśmy po 7, a potem 8, 9, 10 i więcej lat – wiedziałam, że nie zawsze możemy się bawić. Ponieważ Kasia zajmowała się młodszym rodzeństwem. Czasem zabawę u babci w ogródku przerywał nam głos mamy Kasi: „Kaśkaaa! Do dzieckaaaa!”. Wtedy było jasne, że Kasia pędzi do domu pomagać mamie przy najmłodszym rodzeństwie. Jej mama nie pracowała, ale miała na głowie dom i razem z mężem prowadzili gospodarstwo (hodowali krowy, świnie, kury). Pamiętam, że Kasia doskonale wiedziała, jak zajmować się noworodkami i robiła to z prawdziwą radością. Dla niej nie był to przykry obowiązek, a normalna rzecz…
W dużej mierze właśnie dlatego liczyłam na wsparcie ze strony własnych córek. Wciąż zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd?
Brzydzą się jego pieluszki
Wiktoria i Julka wiadomość o braciszku przyjęły dobrze. Kiedy byłam w ciąży, często okazywały mi troskę i widziałam, że naprawdę się starały (np. przestały się przy mnie kłócić, przynosiły mi wodę, pytały, na co mam ochotę, kiedy jechały z tatą na zakupy).
To utwierdziło mnie w przekonaniu, że są na tyle dojrzałe, że będę mogła zostawiać Stasia pod ich opieką. Że go pokołyszą, uspokoją, że Julka (starsza) może nawet nauczy się go przewijać.
Niestety. Kiedy Staś pojawił się na świecie, uznały, że już nie potrzebuję ich zainteresowania. Kiedy próbowałam je zachęcić do opieki nad dzieckiem, krzywiły się: „Mamo, ty wiesz lepiej, jak to robić”. Nie wspomnę już o tym, że obie brzydzą się pieluszki Stasia. Kiedy tylko zaczynam go przewijać – uciekają, gdzie pieprz rośnie. Za nic w świecie nie wezmą pieluszki z kupą do ręki.
Mogę liczyć tylko na męża
Te ich ucieczki za każdym razem sprawiają mi przykrość. Nie chcę ich do niczego zmuszać. Mąż z kolei wpada we wściekłość. Krzyczy na nie, że przecież one też brudziły pieluchy, że księżniczki, i tak dalej.
Nieraz próbował je też zaangażować do udziału w kąpieli maluszka. Po prostu, by były, patrzyły, kiedy trzeba – podały ręcznik albo kremik. Nic z tego.
Kiedy mały śpi i proszę, by któraś z córek posiedziała przy nim chwilę (bo chcę ugotować obiad albo wziąć prysznic, albo po prostu spokojnie poleżeć) – robią to z tak wielką łaską, że aż zbiera mi się na płacz. I nie chodzi o to, że nie mam chwili dla siebie – chodzi o to, że dla nich Staś to trochę jak egzotyczne zwierzątko, które rodzice przygarnęli i niech sobie teraz z nim radzą sami. Robią mu zdjęcia, pogłaszczą go krótko po główce, krótko zagadają „Co tam Stasiu?” i wracają do swoich spraw. Do lekcji, do znajomych, do malowania (obie uwielbiają rysować)… Byle dalej od Stasia.
Już nie mam złudzeń
Widząc ich zachowanie, nie mam złudzeń, że nagle coś się zmieni, że za rok czy dwa będą się bawić ze Stasiem… Widzę, że to małe egoistki, które najchętniej robiłyby wyłącznie to, na co mają ochotę. Najbardziej boli mnie, że gdy będą dorosłe – również mogą uznać, że nie muszą sobie pomagać ani się wspierać.
Może powinnam od początku zorganizować wszystko tak, żeby nie miały nic do gadania i pomagały mi bez robienia tych głupich min? Ale sądziłam, że same będą czuły, że tak trzeba – że chwila zajmowania się własnym braciszkiem to ważniejsze niż obowiązki typu sprzątanie pokoju czy odrabianie lekcji. Utrzymywanie porządku i nauka nie sprawia im problemów, obie wychodzą z założenia, że nie lubią sprzątać, ale lubią, żeby było ładnie, a uczyć się lubią… Niestety nie wiem, czy one lubią Stasia…
Agnieszka
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Piszemy też o: