Czytałam Wasze komentarze pod listem o zdradzie na wigilii w pracy. Wcześniej chciałam o wszystkim powiedzieć mężowi, teraz się waham. Bo tak jak ktoś mądrze napisał: takie wyznanie to próba zwalenia na bliską osobę odpowiedzialności za to, co będzie dalej. Próba poczucia się lepiej i zrzucenia ciężaru z serca. A tak naprawdę to chyba POMNAŻANIE tego ciężaru!

Reklama

Czy pocałunek to zdrada?

Być może uważacie, że pocałunek to nie zdrada. Ale według mnie – tak, to jest zdrada. Mam świadomość, że zrobiłam straszną rzecz. Zawiodłam. Zachowałam się jak głupia nastolatka, która pierwszy raz poczuła motyle w brzuchu. Choć mam 37 lat, z czego 15 lat przeżyłam z mężem. Mamy dwie córki w wieku 10 i 7 lat.

Mój mąż był i jest moim pierwszym mężczyzną. Do ubiegłego tygodnia Maciek był też jedynym mężczyzną, z którym się całowałam.

Krzysiek to nasz wspólny znajomy. Nie dość, że pracujemy w jednej firmie, to jego córki chodzą do szkoły z moimi dziećmi. Nawet wczoraj je widziałam i jak powiedziały: „Cześć ciociu”, to serce stanęło mi w gardle.

W ogóle mój mąż chodził z żoną Krzyśka do jednej klasy… Jestem pewna, że jeśli Krzysiek powie żonie o tym, że się całowaliśmy, ona na pewno powie to mojemu mężowi.

Zobacz także

Dlatego wydaje mi się, że najsłuszniejsze co mogę teraz zrobić, to porozmawiać z Krzyśkiem, żeby to, co się stało, zachował w sekrecie przed żoną. I mieć nadzieję, że nikt nas nie widział. Jedyne, co przemawia za tym, bym przyznała się mężowi do tej zdrady to właśnie to, że może dowiedzieć się nie ode mnie.

Firmowa wigilia to była pomyłka

Gdybym wiedziała, że jestem „zdolna” do takiego czegoś, nigdy nie poszłabym na tę „wigilię”. Kilka kieliszków wina, głośna muzyka, wspólne tańce, Krzysiek blisko. On wypił zdecydowanie więcej. I nawet nie wiem, w którym momencie nasza rozmowa przed restauracją, gdzie wyszliśmy (on na papierosa, ja odetchnąć świeżym powietrzem), przerodziła się we flirt. Flirt z kolei przerodził się w dotykanie po dłoniach, głowie, twarzy. Czułam się jak nastolatka, która nie wie co się z nią dzieje. Jakbym pierwszy raz czuła pożądanie. Jakimś nadludzkim wysiłkiem oderwałam się od Krzyśka, wróciłam po torebkę i… pobiegłam do domu.

Biegłam chyba pół drogi, potem już szłam. Z każdą chwilą – dosłownie i w przenośni, wracałam do siebie.

Już wiem, że takie rzeczy się zdarzają

Jeśli ten list zostanie opublikowany i posypią się na mnie gromy – przyjmę każde słowo, bo nie zamierzam się wybielać, ani przed sobą, ani przed Wami.

Ale wiedzcie, że jutro możecie być na moim miejscu… Niczego nie planując, bo czasem los wszystko zaplanuje za was.

Krzysiek może i jest przystojny, ale nigdy nie patrzyłam na niego jak na mężczyznę, z którym cokolwiek mogłoby mnie łączyć. Nie wiem jakim cudem zadziałała ta chemia… Kilka miesięcy temu koleżanka opowiadała mi, że jej się coś podobnego zdarzyło w taksówce. Kierowca – Białorusin ani przystojny, ani nie, tyle że mówił po polsku w jakiś taki sposób, który ją oczarował. Tak, że zanim dojechała do domu, zaliczyła seks na poboczu drogi… Nie było opcji, by coś jej dosypał, nie częstował jej niczym, co mogłoby zawierać pigułkę gwałtu. Nawet nie wie, jak miał na imię. Tyle dobrego, że ta dziewczyna nie ma męża ani nawet chłopaka.

A ja… tak, jak napisałam, ustalę z Krzyśkiem, że nikt nie ma prawa dowiedzieć się o naszym pocałunku. Jeśli wyczuję choć cień szansy na to, że to może dotrzeć do mojego męża – chyba powiem Maćkowi o wszystkim, nie patrząc na to, że idą święta.

Marta

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama