Reklama

Najpierw czułam przerażenie. Potem doszło upokorzenie. Potem wściekłość. Do tego wszystkiego dołącza teraz myśl: jak to możliwe, że w tym dzieciaku jest tyle agresji? I że sąsiedzi zwyczajnie się tego chłopca boją!

Reklama

Odkąd pamiętam, ta rodzina była patologiczna

Mieszkam w bloku, na zwykłym osiedlu. Kilka lat temu, do klatki obok wprowadzili się nowi sąsiedzi. Od razu dali się poznać jako alkoholicy, którzy żadną pracą się nie plamią. Już wtedy mieli troje dzieci. Nigdy nie zapomnę, jak ten Jasiek się darł, a oni na niego. Awantury zresztą były tam na porządku dziennym. Policji nikt nigdy nie wzywał…

Pewnego dnia zwróciłam uwagę podwórkowej młodzieży, by nie palili na klatce schodowej. Wśród nich był wtedy najstarszy syn państwa M. To on wtedy odpyskował mi tak, że bez zastanowienia postanowiłam iść do jego rodziców. Od jego pijanej matki wtedy usłyszałam to samo: „S…laj”.

Pamiętam, że było mi wtedy szkoda tego najmłodszego, Jasia.

W domu ciągle popijawy. Jak ta matka otworzyła drzwi, to z mieszkania buchnął taki smród, że aż mnie cofnęło.

Sąsiedzi się ich boją

Wiele razy rozmawialiśmy z sąsiadami, że zachowanie M. jest karygodne. Że ich „goście” załatwiają się na klatce. Że awantury. Że patologia. Ale w oczy nikt im tego nigdy nie powiedział. Wręcz przeciwnie – wszyscy oficjalnie mówią im „dzień dobry”, uśmiechają się, rozmawiają z nimi.

Po ostatniej awanturze i krzykach postanowiłam coś z tym zrobić. Policji bałam się wezwać, bo od razu wiadomo byłoby, kto wezwał…

Anonimowo napisałam na forum miasta wiadomość o wszystkim, co wyprawiają jedni z mieszkańców mojego bloku. Podałam ulicę, nie podałam ich nazwiska. Ale opis wskazywał jednoznacznie, że dotyczy to rodziny M.

Pod wpisem pojawiło się wiele wyrazów współczucia.

Na drugi dzień rano wyszłam rano z psem. Gdy wracałam, Jasiek wyskoczył z klatki z wytłaczanką jajek. I wszystkimi dziesięcioma, po kolei mnie obrzucał. Stałam jak osłupiała. Obok na ławce siedział sąsiad z sąsiadką. Chwilę potem w oknach pojawiły się kolejne głowy.

Ten gówniarz rzucał jajkami i obelgami i nikt, nikt nie zareagował. Nikt nie odezwał się ani słowem. I nikt nawet nie próbował udawać, że tego nie widzi…

Mam iść na policję? O, nie!

Na początku chciałam od razu zadzwonić na policję, żeby przyjechali i zobaczyli, jak wyglądam po ataku 8-latka. Wchodząc po schodach, zaczęłam płakać, a w domu zdjęłam z siebie brudne ubrania, umyłam siebie i psa. Zrezygnowałam z powiadamiania policji. Bo co może mnie potem czekać? Może Jasio obrzuci mnie kamieniami? Albo zaszlachtuje nożem? Tak jak wszem i wobec obiecywał podczas obrzucania mnie jajkami, cytuję „jeśli nie odp…lisz się od mojej rodziny”.

Boję się też o swoją wnuczkę, która jest w wieku Jasia i często u mnie bywa. O wszystkim opowiedziałam córce i ona uważa, że „trochę” sama jestem sobie winna. Że nie powinnam się wtrącać. Że mogłam przewidzieć, że jak przyjdzie co do czego, wszyscy będą się bali M-skich…

Czyli jednak lepiej siedzieć cicho? Bo już 8-letni bachor, podburzony przez swoich rodziców, może wymierzyć karę i ciosy? Nie mówiąc o tym, co mogą zrobić jego starsi bracia i pozbawieni człowieczeństwa ojciec i matka.

Mam wrażenie, że wszyscy najbardziej byliby zadowoleni, gdybym zaniosła M-skim wódkę na przeprosiny.

Powiem Wam jedno: gdybym mogła cofnąć czas, wiedząc, co może mnie spotkać, chyba tak jak inni chodziłabym koło M-skich na paluszkach… żeby tylko niczym ich nie zdenerwować.

Wanda

Od Redakcji: Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama