„Odwiedziła mnie była żona mojego partnera i ostrzegła, żebym lepiej uważała na córkę. Czy mówiła prawdę?”
W porównaniu do mojego byłego męża, Szymon wydawał mi się aniołem… Ale czy rzeczywiście był taki święty?
- redakcja mamotoja.pl
Wyjrzałam przez okno, by skontrolować, czy Daria i Beatka nadal grzecznie bawią się na placu zabaw. Beatka wspinała się po schodkach na zjeżdżalnię, a Daria siedziała na ławce z głową pochyloną nad tabletem. Wiedziałam, że nie lubi, kiedy zatrudniam ją do pilnowania młodszej siostry, ale dopóki Szymon nie wrócił z pracy, nie miałam wyboru. Ktoś musiał ugotować obiad i zrobić pranie. Ja w wieku jedenastu lat właściwie codziennie zajmowałam się trójką młodszego rodzeństwa, więc uważałam, że Daria od czasu do czasu może zaopiekować się malutką, czteroletnią siostrzyczką.
– Jestem! – dobiegło mnie od strony drzwi i odetchnęłam z ulgą.
– Cześć! – krzyknęłam do Szymona, idąc do przedpokoju. – Mógłbyś chwilę posiedzieć z Beatką na placyku? Daria ma lekcje do odrobienia. Wyślij ją do domu, okej?
– Dobra, tylko wezmę gazetę.
Sięgnął po swój magazyn z motocyklami i już go nie było. Z okna obserwowałam, jak podszedł do Darii. Była tak zaabsorbowana graniem na tablecie, że nawet z drugiego piętra wyraźnie widziałam, jak nerwowo podskoczyła na widok ojczyma, kiedy się zorientowała, że to on nad nią stoi. No, prawie ojczyma, bo w końcu jeszcze nie byliśmy po ślubie. Ale liczyłam na to, że wkrótce będziemy.
Uśmiechnęłam się na tę myśl. Bardzo chciałam stworzyć z Szymonem prawdziwą rodzinę. Mój pierwszy mąż zostawił mnie z dwiema córkami, kiedy młodsza miała sześć tygodni. Tak, porzucił kobietę w połogu, bo „nie radził sobie z tym wszystkim”. Tak twierdził on, jego matka i siostra. O to, czy ja sobie radziłam, nikt nie pytał. Przez prawie trzy lata walczyłam sama z rzeczywistością, pracowałam, zajmowałam się dwójką dzieci, prowadziłam dom.
Myślałam, że już zawsze tak będzie, ale półtora roku temu spotkałam Szymona. Był wolontariuszem w świetlicy osiedlowej, do której po szkole chodziła Daria. Pierwszy raz zobaczyłam go, kiedy grał w monopol z czwórką dzieciaków. Drugi – kiedy czesał jakąś dziewczynkę w koński ogon, nieumiejętnie, ale z zapałem. Pomyślałam wtedy, że jego dziewczyna musi być szczęściarą, bo facet, który tak traktuje dzieci, to skarb.
Dziewczyna, bo obrączki na palcu nie widziałam. Musiałam się dowiedzieć, czy on kogoś ma.
– Na wakacje? Chyba pojadę poserfować na Hel – odpowiedział, kiedy w końcu zebrałam się na odwagę i go zagadnęłam.
– Ze znajomymi czy… sam? – wydawało mi się, że bardzo sprytnie zadałam pytanie.
– Sam – uśmiechnął się.
Moje serce zatańczyło.
Najbardziej podobało mi się jego podejście do dzieci
Nie mogłam się doczekać końca wakacji, i kiedy wreszcie znowu go zobaczyłam, wiedziałam, że zrobię wszystko, by poznać go bliżej. Dwa miesiące później byliśmy już parą.
Szymon może nie był specjalnie przystojny, zarabiał niewiele, w łóżku był… no cóż, trzeba to powiedzieć: szybki, przewidywalny i niezbyt zaangażowany, ale miał fantastyczne podejście do dzieci i naprawdę je lubił. Właśnie za to tak go kochałam!
– Nie macie pojęcia, co to znaczy spotkać takiego faceta po tym, jak się usłyszało od ojca swoich dzieci, że ma ich dość i ojcostwo to nie dla niego! – mówiłam koleżankom. – Dziewczynki go uwielbiają, a on naprawdę je pokochał. Wierzycie, że naprawdę aż tak mi się udało?
Sama nie mogłam w to uwierzyć. Były mąż, porzucając mnie z małymi dziećmi, przekonał mnie, że faceci to egoistyczne świnie, bojące się odpowiedzialności i uciekające od zobowiązań. Niewiele brakowało, a znienawidziłabym wszystkich mężczyzn, wierząc, że są tacy sami. Na szczęście spotkałam Szymona.
Kiedy Daria przyszła z placyku, natychmiast wysłałam ją do odrabiania przyrody. Z matematyką miała natomiast zaczekać na Szymona.
W świetlicy pomagał dzieciakom w odrabianiu lekcji. Potrafił wszystko spokojnie i cierpliwie wytłumaczyć, podczas gdy ja irytowałam się przy pierwszym „ale ja nie rozumiem”.
Pół godziny później przyszedł Szymon z małą i siedliśmy do późnego obiadu. Jak zawsze rozmawialiśmy o tym, jak wszystkim minął dzień, przy czym szczebiotała głównie Beata. W przedszkolu tyle się działo!
– A co u ciebie? – zapytał w końcu mój partner Darię. – Pani od polskiego oddała ostatnie testy?
– Jeszcze nie – Daria patrzyła na swoją miskę z zupą pomidorową.
– A co z tą temperówką? Znalazła się? – pytał dalej Szymon, niezrażony jej wyraźnie słabym nastrojem.
– Nie – znowu padła lakoniczna odpowiedź, wypowiedziana tonem w najlepszym razie niechętnym.
Miałam ochotę syknąć na Darię, żeby była choć trochę milsza, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. Pewnie tylko by się popłakała. Chociaż miała dopiero jedenaście lat, wyraźnie widać było, że zaczyna dojrzewać. Pod koszulką rysowały się jej już zalążki piersi i zażądała ode mnie kupna pierwszego stanika. Na czole wyskoczyły jej pojedyncze krostki. No i miała humory. Wiedziałam, że to wszystko związane jest z wczesnym dojrzewaniem i próbowałam przyjmować jej zmienne nastroje, histerie o głupie drobiazgi oraz to nieuprzejme burczenie ze spokojem i wyrozumiałością. Bałam się tylko, że Daria szybko wyczerpie zasoby cierpliwości Szymona.
– Wyluzuj, on nie jest taki jak Robert – uspokajały mnie koleżanki. – Jasne, przeżyłaś traumę i teraz mierzysz wszystkich facetów jedną miarą, ale on naprawdę jest inny. Nie zostawi was dlatego, że Daria go parę razy zdenerwuje. Przestań myśleć, że wszyscy faceci są tacy sami!
Bałam się znowu zostać z dziewczynkami sama
Miały rację. Robert uciekł, bo nie mógł znieść niemowlęcia płaczącego nocami i siedmiolatki, która robiła sceny każdego ranka przed pójściem do szkoły. Nie miał ochoty mierzyć się z obowiązkami i trudnościami. Ale przecież Szymon nie był nim!
Wiedziałam, że muszę przestać drżeć za każdym razem, kiedy dzieci hałasują albo marudzą i wreszcie uwierzyć w to, że ten człowiek kocha nas w dobrych i złych chwilach. A jednak niczego nie bałam się tak jak tego, że znowu zostanę sama.
Na szczęście Szymon był bardzo wyrozumiały wobec Darii. Poświęcał jej dużo czasu, zabierał na wycieczki rowerowe, tłumaczył lekcje. Tamtego dnia wydał się wręcz rozczarowany, że Daria już odrobiła matematykę i nie potrzebuje jego pomocy.
Często myślałam o naszym ślubie. Wiedziałam, że Szymon też jest rozwodnikiem. Ożenił się bardzo młodo, ale po dziesięciu latach zrozumiał, że nic go już nie łączy z kobietą, którą kiedyś pokochał.
– Problem w tym, że ona uważała inaczej… – przewrócił oczami, opowiadając mi o tym. – Wierzyła w jeden związek do końca życia. Jej rodzina nie uznawała rozwodów. Uważała, że ją upokorzyłem pozwem o rozwód. Wymyślała potem setki kłamstw, żeby wyszło na to, że to ona mnie rzuciła, naprawdę, strasznie mnie szkalowała… Ale nie chcę o tym mówić, grunt, że się rozwiedliśmy, niech jej będzie, że to był jej pomysł. Dla mnie bez różnicy, odzyskałem wolność, a potem spotkałem prawdziwą kobietę mojego życia…
Rozczulił mnie tym. W ogóle łatwo się przy nim wzruszałam. Jak powiedziałam, nasz seks nie był szczególnie satysfakcjonujący, ale jeśli chodzi o romantyzm, to Szymona ciężko było przebić. Doskonale wiedział, jak sprawić, żebym czuła się wyjątkowa, piękna i kochana. Nie to, co mój eksmąż, szkoda gadać…
Miałam ochotę wyrzucić ją za drzwi, ale mi się nie udało
Temat mojego byłego męża i byłej żony Szymona wypływał jednak dość rzadko. Oboje zniknęli we mgle przeszłości i dobrze. O niej wiedziałam tylko, że miała na imię Ewa i była bardzo wysoka. Oraz że była złośliwą, wredną kłamczuchą, która nie cofnęła się przed niczym, by uprzykrzyć mu życie. Całkowicie w to wierzyłam.
Któregoś dnia byłam sama w domu i przygotowywałam stroje na Halloween dla dziewczynek, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Jakaś obca kobieta. Przedstawiła się jakoś tam, ale nie słuchałam, pewna, że zbiera pieniądze na ginące zwierzęta albo chce mnie namówić na zmianę operatora.
– Chcę pani powiedzieć coś ważnego. O Szymonie – oznajmiła jednak i nagle mnie olśniło.
Była o głowę wyższa ode mnie i powiedziała, że ma na imię Ewa.
– Nie zamierzam z panią rozmawiać – odpowiedziałam podniesionym głosem, bo zdenerwowała mnie tym najściem. – To mój dom i nie życzę sobie pani wizyt! Do widzenia!
– Nie rozumie pani… – popchnęła drzwi, niemal wchodząc mi do przedpokoju. – Wie pani, dlaczego się z nim rozwiodłam?
Przewróciłam oczami i powtórzyłam, że nie zamierzam słuchać jej bzdur o moim facecie.
– Proszę wyjść! – krzyknęłam, widząc, że wcale się nie cofa. – Dobrze radzę! Bo wezwę policję!
Naparłam na drzwi, żeby ją odepchnąć. Poczułam, że ona też naciska.
– Kobieto, masz dwie córki! A mieszkasz z pedofilem! – wycharczała w szparę między nami, sapiąc z wysiłku. – Przyszłam cię ostrzec! Lepiej z nim zerwij, zanim zrobi twoim córkom to, co…
Nagle odpuściłam i Ewa wpadła do przedpokoju razem z drzwiami.
– Co ty bredzisz, kobieto?! – warknęłam, kiedy się wyprostowała.
– O co ci chodzi, co?
Szymon mówił, że ona lubi kłamać. Mówił, że go oczerniała w sądzie i przed znajomymi. I część przyjaciół odwróciła się od niego po tych kłamstwach. Ale nigdy nie wyciągnęłam z niego, o co chodziło. Jak twierdził, to było zbyt prymitywne i podłe, żeby w ogóle zawracać mi tym głowę.
– Szymon to pedofil! – powiedziała drżącym głosem Ewa. – Latami coś mi nie pasowało… Seks z nim… Jakby robił to, bo musi… Co, znasz to? – przyjrzała mi się bacznie i nie wiedziałam, co zrobić z twarzą. – I ten entuzjazm, kiedy miał do czynienia z jakąś dziewczynką. Taką, co zaczyna dojrzewać, nie dzieckiem, tylko…
Zamrugałam oczami. Daria zaczynała dojrzewać. A Szymon lubił z nią przebywać. Ciągle proponował, że coś razem zrobią, posiedzą nad lekcjami, pojadą na rowerach do lasu… Nie! To nieprawda! Jak zawsze byłam przewrażliwiona, a to babsko potrafiło przekonująco kłamać!
– Wcale nie! – zaprzeczyła gwałtownie, kiedy wysyczałam jej w twarz, że to Szymon ją zostawił, a nie ona jego.
– Ja wniosłam pozew, kiedy przyłapałam go, jak usiłuje obmacywać moją siostrzenicę! Miała wtedy tylko jedenaście lat! Siostra chciała zawiadomić policję, ale nie było żadnych dowodów i nie chcieliśmy narażać małej na traumę zeznań…
– Kłamiesz! – powtórzyłam, ale nie mogłam z siebie wykrzesać pewności. – On mówił, że starałaś się zniszczyć jego dobre imię, bo chciał rozwodu. Kłamałaś wtedy i kłamiesz teraz. To porządny facet! Ze świecą takiego szukać! I kocha moje córki!
– To się zastanów, czy nie za bardzo! – rzuciła ze złością. – Jesteś matką! Nie udawaj, że nie ma problemu, byle zatrzymać faceta przy sobie! Mieszkasz z pedofilem, zrozum to!
W końcu udało mi się wyrzucić tę kobietę z domu. Krzyczałam, że jeśli kiedykolwiek tu wróci, to zrzucę ją ze schodów. Do nikogo wcześniej nie powiedziałabym tak, ale potwornie mnie zdenerwowała.
Zaczęłam mimowolnie obserwować mojego faceta
Nim przyszedł Szymon, odebrawszy po drodze Darię z angielskiego i Beatkę z przedszkola, zdążyłam przemyśleć sprawę. Zrezygnowałam z pomysłu natychmiastowego opowiedzenia mu o wizycie Ewy. Uznałam, że… no właśnie, sama nie wiedziałam do końca, o co mi chodzi. Po prostu chciałam mieć czas na przemyślenia. Oraz na obserwację. I chyba podświadomie nie chciałam go ostrzegać, że przyglądam się jego zachowaniu względem Darii.
Czy to już wtedy pozwoliłam, by zaczęły we mnie kiełkować podejrzenia? Przecież, gdybym była całkowicie przekonana, że to wszystko kłamstwa, powiedziałabym o tym Szymonowi, prawda? Nie obawiałabym się, że zostanie ostrzeżony i zacznie się nagle inaczej zachowywać. Tak, to chyba wtedy zaczęła się moja podejrzliwość.
Niby wszystko było normalnie. Wspólny późny obiad, rozmowa jak komu minął dzień. Propozycja Szymona, że pomoże Darii w lekcjach.
Stop! Zaświeciła mi się w głowie czerwona lampka. No bo dlaczego tak mu na tym zależało? Dlaczego wydawał się być rozczarowany, kiedy moja córka znowu powiedziała, że już odrobiła lekcje sama. Czy dlatego, że ominęła go godzina przebywania w odległości dwudziestu centymetrów od niej? Szybko odpychałam te myśli. Były zbyt straszne, zbyt obrzydliwe. To nie mogła być prawda!
Ale wieczorem znowu się kochaliśmy. „Jakby robił to, bo musi” – zabrzmiało mi w głowie. Trafne spostrzeżenie. Nagle to do mnie dotarło: ja go nie podniecałam! Mój facet w ogóle mnie nie pożądał.
Tak, on najwyraźniej naprawdę traktował nasz seks jak obowiązek, który chciał mieć jak najszybciej za sobą. Pytanie: czy chodziło o zmęczenie po pracy, czy ja byłam mało atrakcyjna fizycznie, miał naturalnie niskie libido, a może… podniecały go inne rzeczy? Tylko jakie?
Mijały dni, a ja nieustannie czułam się, jakbym miała gorączkę. Paliły mnie policzki, a ciało przenikały dreszcze. Drżały mi ręce, czułam słabość w nogach. Chociaż prawie nic nie byłam w stanie w siebie wcisnąć, miałam cały czas biegunkę.
Szymon tymczasem zachowywał się wobec mnie niczym partner idealny. Przyniósł mi nowy numer mojej ulubionej gazety z historiami i jeszcze dodatek specjalny, który wypatrzył w kiosku. Zrobił mi masaż karku i ramion, bo zauważył, że jestem dziwnie spięta. Obiecał, że w weekend sobie odpocznę, bo on zabiera dziewczynki na wystawę dinozaurów.
– Ja nie chcę iść – niespodziewanie zaprotestowała Daria, a ja poczułam nagły skurcz w żołądku.
Od jakiegoś czasu unikała towarzystwa przyszłego ojczyma. Dlaczego?!
– Będzie fajnie – przekonywał ją, wyraźnie zaniepokojony tą odmową. – Potem możemy iść do kina na film 3D i na hamburgery.
„Dlaczego tak mu zależy?! – huczało mi w głowie. – Czy to normalne?”.
– Idź tylko z Beatką – zaproponowałam. – Jak Daria nie chce, to szkoda pieniędzy na bilet.
Czy to, co zobaczyłam przez ułamek sekundy w jego oczach to było rozczarowanie i złość? A jeśli nawet, to czy to o czymś świadczy? Po prostu chciał być miły, a spotkał się z odrzuceniem. Każdy byłby trochę zły.
– Wiesz, Szymon bardzo się stara… – zaczęłam rozmowę z Darią, kiedy już zostałyśmy same.
Nie miałam pojęcia, co dalej mówić, ale ciągnęłam:
– Wydaje mi się, że ostatnio jakby mniej go lubisz. Czy… czy on robi coś nie tak? Czymś cię denerwuje?
Miałam nadzieję, że w żaden sposób nie sugeruję jej odpowiedzi. Chciałam, żeby szczerze powiedziała, dlaczego się od niego odsuwa.
– Nie – mruknęła po chwili namysłu. – Po prostu… Sama nie wiem… Może on po prostu za bardzo się stara, żebym go lubiła. Wiesz, mamo, to czasem może wkurzać.
Nie powiedziała nic więcej. Czy to, że ktoś się za bardzo stara zdobyć sympatię o czymkolwiek świadczyło? Nie, wcale nie musiało. Ale mogło.
I znów to pytanie: dlaczego tak mu zależy? Jasne, Daria była moją córką, ale czy to był jedyny powód?
Nie mogłam znaleźć jednoznacznych odpowiedzi. Ewa mówiła, że tamta dziewczynka miała jedenaście lat. Przyszło mi do głowy, że może Szymon przygotowuje grunt… i czeka na odpowiednią chwilę.
Czemu nie próbował oczyścić się z podejrzeń?
To było straszne myśleć tak o własnym partnerze życiowym. Ale on też nie pomógł mi rozwiać wątpliwości, które powoli stawały się moją obsesją. Kiedy go po raz kolejny zapytałam, co właściwie Ewa o nim rozpowiadała, zdenerwował się.
– A jakie to ma znaczenie?! – warknął, choć jeszcze przed sekundą rozmawialiśmy spokojnie. – Bzdury rozpowiadała! Ona jest nienormalna! Nie mogła się pogodzić, że już nie chcę z nią być, więc bredziła jak potłuczona, żeby się na mnie odegrać! Dlaczego to cię tak ciekawi? Czy ja cię pytam o twojego byłego?!
Wycofałam się. Czy gdyby w oskarżeniach Ewy nie było krztyny prawdy, to Szymon nie walczyłby o swoje dobre imię? Gdyby mnie ktoś niesłusznie oskarżył o kradzież, nie odpuściłabym mu! Wydusiłabym z niego przeprosiny i odszczekanie oszczerstw. Więc jak on mógł zignorować oskarżenie, że dobierał się do jedenastoletniej dziewczynki.
Znalazłam Ewę na Facebooku. Nic nie wskazywało na to, że jest „nienormalna”. Miała nowego męża, mnóstwo znajomych, wyglądała na szczęśliwą. Po co miałaby mącić byłemu mężowi w życiu bez powodu?
A co, jeśli mówiła prawdę…?
Nie wiedziałam, co zrobić. Nie chciałam stracić faceta, którego kochałam, ale nie mogłam żyć z tymi wiecznymi podejrzeniami, w strachu, że pewnego dnia on coś zrobi Darii, która przecież rozkwitała w oczach. Nie mogłabym temu zapobiec.
I któregoś dnia po prostu z nim zerwałam. Powiedziałam, że spotkałam kogoś innego. Że to nie jego wina, ale zakochałam się i musimy się rozstać. Zareagował niedowierzaniem, które szybko przerodziło się we wściekłość. Dosłownie wpadł w furię, jakbym… nie wiem… odebrała mu coś, co mu się należało, coś niezwykle cennego. Ale co? Moją cudowną obecność? Czy może… wcale nie moją…?
Po rozstaniu miałam symptomy depresji. Znowu byłam sama, w dodatku na własne życzenie. Dręczyły mnie myśli, że dałam się zmanipulować jakiejś zawistnej wariatce, że odrzuciłam wspaniałego mężczyznę w imię paranoi i irracjonalnych podejrzeń. Bardzo cierpiałam.
W końcu zdecydowałam, że jednak nie miałam racji, i że spróbuję go odzyskać. Weszłam na Facebooka i zobaczyłam, że zmienił status na „w związku”. Kliknęłam na profil jego nowej partnerki i mnie zmroziło.
Julia S. ma córkę. Jedenastoletnią. Przypadek? Mam nadzieję…
Sylwia
Zobacz także: