Reklama

Rankiem, w drugi dzień świąt, tata wszedł do pokoju synka i… od razu wiedział, że stało się coś strasznego. Położył mu rękę na pleckach. Chłopiec nie oddychał.

Reklama

„Zasnął zdrowy, szczęśliwy i kochany”

Dla rodziców śmierć synka była prawdziwym szokiem. Mama, tata do dziś pamiętają, jak cudownie spędzili pierwszy dzień świąt. Dwóch ich synków nie mogło nacieszyć się nowymi zabawkami, które dostali od św. Mikołaja.

„Jack zasnął zdrowy, szczęśliwy i kochany” – nie ma wątpliwości jego tata, Darren Midgley. I dodaje: „Na drugi dzień świąt nasz świat runął”.

Mimo że od tragedii minął blisko rok, rodzice wciąż czekają na wyniki sekcji zwłok.

„Nadal nie znamy odpowiedzi na pytanie, co się stało” – mówi Cheryl Shulhan, mama zmarłego chłopca. Przyznaje też, że wątpi, czy kiedykolwiek pozna przyczyny śmierci swego dziecka.

Mogli spędzić z synkiem jeszcze 5 dni

Rodzina została otoczona opieką ze strony organizacji wspierającej osoby przeżywające żałobę po zmarłych dzieciach. W siedzibie Martin Hause są specjalne, wychłodzone sale. To tam bliscy zmarłych dzieci mogą spędzić ze swymi pociechami ostatnie dni. Zrobić ostatnie zdjęcia i pamiątkowe odciski rączek i stóp…

„Myślę, że taki chłodny pokój jest o wiele lepszy niż szpitalna lodówka, w której nie powinno leżeć żadne dziecko” – mówi tata Jacka. Wiedział, że jego synek leży w takim pokoju w piżamce, przy zapalonej lampce nocnej i cały czas ktoś o niego dba.

Jack przebywał tam 5 dni, po których zabrano go na sekcję zwłok.

Pracownicy Martin Hause nie przestali jednak wspierać jego rodziny.

„Nasze życie nigdy nie będzie takie samo, ale dzięki wsparciu z Martin Hause możemy przetrwać ten obezwładniający smutek, szukać sposobów na radzenie sobie w codziennych czynnościach” – mówią rodzice.

Źródło: The Sun

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama