Reklama

Chcieli dać mu dom, poczucie bezpieczeństwa i miłość. Ani na chwilę nie tracili nadziei, że Piotruś będzie żył. To oni wystąpili o zmianę imienia chłopca – nie chcieli, by dziecko nosiło imię Marcin, tak, jak jego ojciec. Pragnęli, by pod ich opieką zaczął się zupełnie nowy rozdział w życiu Piotrusia.

Reklama

Poważne uszkodzenia mózgu

Lekarze nie kryli, że rozległe uszkodzenia mózgu niemowlęcia, prawdopodobnie nigdy nie pozwolą chłopcu na pełny powrót do zdrowia. Uprzedzali też, że stan dziecka może ulec pogorszeniu. Państwo Krell liczyli się z tym, że ich przybrany synek nigdy nie będzie zdrowy. Nie byli jednak gotowi na to, że Piotruś umrze.

Po śmierci chłopca okazało się, że na jego pogrzebie mają prawo być, ale w roli zupełnie postronnych osób. Zgodnie z przepisami, jest ktoś bliższy zmarłemu, skatowanemu niemowlęciu. I to ta osoba będzie odpowiedzialna za organizację pogrzebu. Bez względu na to, czy jej na tym zależy, czy nie.

Przepisy nie pozwalają, by wyprawili dziecku pogrzeb

Przez 3 tygodnie zajmowali się chłopcem 24 godziny na dobę. Byli świadkami jego ataków padaczkowych, na które nie pomagały żadne leki. Pilnowali, by żywienie przez gastrostomię i odsysanie wydzielin z dróg oddechowych przebiegało, jak należy...

Gdy pojawiły się problemy z oddychaniem, dziecko wróciło do szpitala. Gdy 20 maja Piotruś zmarł, prokuratura zleciła sekcję zwłok. Następnie ciało chłopca zostało wydane siostrze Moniki M., matki Piotrusia. Zgodnie z ustawą o cmentarzach, to ona ma zająć pogrzebem chłopca.

„Kolejny raz bezduszny system zawiódł Piotrusia i nas – rodzinę zastępczą. Nasze serce pękły. To chore prawo musi się zmienić. Nie może być tak, że my nie mamy żadnych praw” – powiedziała pani Joanna.

Źródło: Fakt

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama