Reklama

Wiele wskazuje na to, że rodzice na wakacjach odpoczywają nie tylko od obowiązków służbowych, ale i obowiązków rodzicielskich. Moda na parawany i alkohol spożywany przez też dorosłych nie sprzyja bezpieczeństwu dzieci. Tego lata szczególnie.

Reklama

Ratownik: „Na szczęście mamy monitoring”

Plaża w Kołobrzegu to tylko jedna z nadbałtyckich plaż, gdzie rodzice gubią dzieci.

„W tym roku miewamy nawet 6 czy 7 zaginięć dzieci dziennie” – mówi Stanisław Malepszak, prezes WOPR w Kołobrzegu.

Dodaje, że albo zgłaszają się do nich przerażeni rodzice, którzy nie wiedzą, gdzie jest ich dziecko, albo… dzieci, którzy nie wiedzą, gdzie są ich rodzice.

„Na szczęście mamy monitoring i łączność radiową, zatem jesteśmy w stanie takie osoby odnaleźć, ale to zawsze trwa i mamy tych sytuacji dużo więcej niż w latach poprzednich” – nie kryje prezes WOPR.

Ratownicy: „Przecież to jest dramat!”

Nie lepiej jest na innych plażach.

„Przecież to jest dramat! Był taki dzień, w trakcie którego szukaliśmy siedmiorga dzieci. Śmiało może pan napisać, że to brak odpowiedzialności. Był nawet sygnał o dziecku, które było samo na wodzie o godz. 19.30, a po rodzicach nie było śladu.” – mówi prezes Ryszard Loewenau gniewińskiego WOPR.

Ratownicy „dzięki” rodzicom mają naprawdę sporo pracy.

„Koordynator odpala quada, uruchamiamy jednego lub dwóch ratowników i oni lecą w teren, czasem po godzinach pracy” – opisuje prezes Loewenau.

Nieraz czujemy od nich alkohol”

Prezes gowińskiego WOPR przyznaje, że rodzice nie mają pojęcia, ile osób czasem musi brać udział w poszukiwaniach. Bywa, że trzeba wzywać śmigłowiec. A czasem szukać zaginionych w morzu.

„Ci ludzie potem często nie mówią nawet "przepraszam" czy "dziękuję" - dodaje. A nieraz czujemy jeszcze od nich alkohol. Co my mamy myśleć o tym, jak matka odnajduje się aż 3 km dalej?” – dodaje.

W labiryncie parawanów…

Zdaniem szefowej puckiego WOPR, coraz liczniejszym zaginięciom dzieci sprzyja moda na parawany.

„Ta moda nie mija, parawanów jest coraz więcej. Dla małych dzieci to jak labirynt Do tego dochodzi ferwor, hałas fal, wiatru, sprzedawcy krzyczący "kukurydza" albo "lody" i dzieci mogą przez to wszystko stracić koncentrację.” – mówi Magdalena Wierzcholska.

Dodaje, że:

„To nie zawsze jest wina rodzica, ale rodzic powinien być przygotowany na to, że na plaży jest wiele bodźców. Dla nas, ratowników, jeśli taki rodzic tylko leżał z zamkniętymi oczami, nie rozglądał się i potem mówi, że ostatnio widział córkę czy syna blisko wody, to musimy brać pod uwagę, że ten syn czy córka mogą już być pod wodą”.

Źródło: wp.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama