Reklama

Pożar wybuchł w hostelu, gdzie dziewczynka mieszkała razem z rodzicami, babcią i siostrami. Jej rodzice nie radzili sobie najlepiej. Pielęgniarka środowiskowa zapowiedziała, że małe dziecko nie może żyć w takich warunkach. I że zgłosi to do opieki społecznej. Mała dziewczynka od dnia narodzin długo czekała w szpitalu na to, aż dorośli znajdą rozwiązanie. Ale w domu dziecka nie było miejsc. A rodzinie nie udało się zebrać pieniędzy na nowe mieszkanie.

Reklama

Cel zbiórki: 3 tys. złotych

Rodzina Ani mieszkała w hostelu w jednym z pokoi liczącym 12 metrów kwadratowych.

Na wieść o tym, że zabiorą Anię, przyjaciółka rodziny założyła zbiórkę pieniędzy. W ten sposób chciała zebrać fundusze na mieszkanie, które nie będzie budziło zastrzeżeń pracowników opieki społecznej. I że Ania będzie mogła zostać z rodzicami.

Tata Ani pracował, ale zarabiał zbyt mało. W opisie zbiórki napisano, że kwota 3 tysięcy złotych pozwoli rodzinie na zakup najpotrzebniejszych rzeczy dla dziecka i wynajęcie mieszkania.

Aktualny status zbiórki wskazuje na to, że kwota została zebrana, ale nie wiemy, czy stało się to przed pożarem, czy już po.

Faktem jest, że rodzice przed pożarem nie znaleźli nowego mieszkania. A opieka społeczna – miejsca dla Ani w domu dziecka.

Bo nowy sąsiad zasnął z papierosem?

Tego dnia pani Emilia, mama Ani, wyszła kupić córeczce mleko. Dziewczynka została z 72-letnią babcią. Wtedy też jeden z sąsiadów, 75-letni Andrzej T., prawdopodobnie zasnął z papierosem… Mężczyzna wprowadził się do hostelu kilka dni wcześniej. Został zatrzymany. Jednak nic, co działo się potem, nie było w stanie przywrócić życia Ani, jej babci ani lokatorowi hostelu, który też zginął w płomieniach.

Dziennikarzom Faktu nie udało się dłużej porozmawiać z mamą Ani. Podobno jednak kobieta nie może się pogodzić z tym, co ją spotkało. Zdaniem znajomych pani Emilii, kobieta nie do końca radziła sobie w roli matki.

Źródło: se.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama