Reklama

Kto zawsze wpada na pomysł kolejnych składek klasowych? Oczywiście za każdym razem te same osoby. Może niektórzy nie mają co robić z pieniędzmi, ale moim zdaniem nauczyciele i tak mają w nosie te wszystkie prezenty.

Reklama

Nadgorliwi rodzice, opanujcie się!

Droga Redakcjo, niedługo koniec roku szkolnego i zastanawiam się, czy we wszystkich szkołach jest zwyczaj kupowania prezentów wszystkim jak leci. Moja córka kończy dopiero pierwszą klasę, nie mam doświadczenia, ale jestem w głębokim szoku, ile już pieniędzy przeznaczyłam na składki klasowe.

Zaznaczam – to nie są obowiązkowe składki na Radę Rodziców czy inne potrzebne wydatki, jak wycieczki czy tym podobne. To są wszystko wymysły kilku nadgorliwych oszołomów za przeproszeniem, którym się wydaje, że jak kupimy pani od angielskiego kosz owoców i kaw, to będzie tak miło i przyjemnie. Nie będzie. A przynajmniej nie wszystkim.

To się tak tylko wydaje, że jak się to rozłoży na całą klasę, to wyjdzie niewielka składka. Ale jeśli kupujemy coś co chwilę i dla każdego (nie przesadzam, paniom sprzątającym pewna mama też wymyśliła prezenty), to robi się mniej przyjemnie. Tu 100, tam 200, tam jeszcze parę stówek i jak nic 1000 zł stracone.

Ja naprawdę mam ważniejsze wydatki. Może dla niektórych to nic takiego, wydać sobie tysiaka, ale dla mnie to mnóstwo pieniędzy. Z drugiej strony przecież głupio odmawiać składki. Wyłamię się, zrobię zamieszanie i wyjdę na skąpca albo jakiegoś chama, któremu szkoda kasy dla tych naszych wspaniałych nauczycieli.

Za moich czasów to się pisało ładną kartkę z podziękowaniem i ewentualnie dawało ładny bukiet na koniec roku. To wszystko. A teraz to się w głowach przewraca.

Alina

Od Redakcji: Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama