Reklama

Nowy lek podano po ostatnich świętach Bożego Narodzenia. Drugą dawkę – na początku stycznia. Olek zmarł 4 lutego 2024 roku.

Reklama

„Mój promyczek. Mój skarb”

Olek zachorował, gdy był malutki. Ku radości jego bliskich, leczenie przynosiło wspaniałe efekty i chłopiec rozwijał się doskonale.

„Był taki pomocny w domu, taki radosny, takie miał dobre stopnie. Mój promyczek, mój skarb” – mówi mama, która nie może pogodzić się ze śmiercią synka.

Gdy latem nastąpiła wznowa i Olek przestał chodzić, wszyscy mieli nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. I wiele na to wskazywało. Do czasu, aż po Bożym Narodzeniu lekarz zaordynował cytarbinę.

Końska dawka?

Już pierwsza dawka podana 28 i 29 grudnia 2023 roku sprawiła, że Olek poczuł się źle.

Kolejną dawkę Olek dostał 4 i 5 stycznia 2024 roku.

„Po drugiej dawce było jeszcze gorzej. Wiedział, że coś jest nie tak. To przecież nie była jego pierwsza chemia w życiu. Błagał, żebym mu pomogła. Krzyczał: mamusieńko, pomóż. A ja nie pomogłam, bo nie mogłam” – mama nie może powstrzymać łez.

Mama chłopca jest z wykształcenia farmaceutką. Gdy zaczęła analizować dawkę leku przepisaną przez lekarza, odkryła, że była ona przeznaczona dla chłopca, który ważył 43 kg. A Olek ważył wówczas o 10 kg mniej. Jego wątroba była osłabiona przez stan zapalny (wirusowe zapalenie HBV i HCV).

Rodzice: były wskazania do przerwania chemioterapii

Mama i tata chłopca oraz jego starsza, dorosła siostra, uważają, że Olek mógłby żyć. W zawiadomieniu do prokuratury rodzice napisali:

„Śmierć naszego syna jest — według naszego przekonania — efektem nieprawidłowego leczenia, w tym w szczególności przedawkowania [...] leku cytarabina (nazwa handlowa: Alexan), a równocześnie jest efektem prowadzenia u Oleksandra intensywnej chemioterapii, mimo istotnych wskazań do jej przerwania".

Wiele wyjaśnią wyniki badań toksykologicznych zlecone podczas sekcji zwłok chłopca, na które trzeba jeszcze poczekać.

„Żeby żadne dziecko już nie cierpiało tak jak mój Oluś”

Rodzice przyznają, że mieli świadomość, że białaczka to groźna choroba. Jednocześnie nie mogą pogodzić się z tym, że ich syn, który do 11. roku życia wygrywał walkę z białaczką, odszedł na zawsze.

„Zdecydowaliśmy się powiadomić prokuraturę z myślą o innych dzieciach leczonych na tym oddziale. Żeby osoby, które popełniły błąd, zostały ukarane, poniosły odpowiedzialność. Ja wiem, że dziecka już mi nic nie wróci. Chodzi nam jednak o to, żeby nikt już nie cierpiał tak jak my. Żeby żadne dziecko już nie cierpiało tak jak mój Oluś” – mówi mama zmarłego chłopca.

Źródło: tokfm.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama