„Syn płakał, że koledzy go biją. Podejrzałem ich z ukrycia i przeżyłem szok. Współczuję sobie jako ojcu” [LIST DO REDAKCJI]
Mam 40 lat, mój syn 6,5. Antoś jest jedynakiem, jak ja. Oboje z żoną Małgosią robimy wszystko, by wiedział, jak bardzo kochamy. Mimo to już w przedszkolu zaczęły się problemy. Pewnego dnia wychowawczyni powiedziała wprost, żebyśmy zrobili Antkowi diagnozę pod kątem spektrum autyzmu.
Tu muszę napisać, że Antek jest bardzo podobny do mnie. Nie tylko jeśli chodzi o wygląd, ale i charakter. Z tym że ja nie chodziłem do przedszkola. Za to od zerówki do 8 klasy miałem w szkole mocno pod górkę. Byłem bity i poniżany przez inne dzieci. Nauczyciele mną gardzili. Byli pewni, że powinienem uczyć się w szkole specjalnej. Dlatego też wysyłano mnie do psychologów, psychiatrów. Test na inteligencję wykazał, że jestem ponad przeciętnie inteligentny. Tylko dlatego zostałem w zwykłej szkole.
Myślałem, że Antek ma spektrum
Podczas diagnozy Antka przyszło mi do głowy, że być może jako dziecko cierpiałem z powodu zespołu Aspergera, tylko wtedy się tego nie stwierdzało. I że Antoś też cierpi przez to, ale dzięki diagnozie będzie mu łatwiej. Nam i jego nauczycielom też…
Tylko że diagnoza w poradni nie wykazała u syna żadnych zaburzeń.
Do dziś pamiętam minę wychowawczyni w przedszkolu. Ona była pewna zupełnie innego wyniku!
W dokumentach z poradni zalecono, byśmy zachęcali Antka do kontaktu wzrokowego i zapisali go na trening umiejętności społecznych.
Zaczęła się szkoła i kolejne kłopoty
TUS pomógł. Trochę. Antek nie znosi przebywać w dużej grupie dzieci. Nie chce chodzić na urodziny. Podczas spotkań z naszymi znajomymi, którzy mają dzieci, wszystko jest w porządku, dopóki dzieci jest nie więcej niż troje (razem z Antkiem). W jego klasie jest 26 dzieci, więc niemal od razu zaczęły się problemy.
Syn nie chciał chodzić do szkoły. Niemal codziennie z płaczem opowiadał, że koledzy zabierają mu klocki lub kredki. Że go biją. I że jak mówi o tym pani, to oni udają niewiniątka. Gdy to słyszałem, wychodziłem do łazienki, bo łzy same cisnęły mi się do oczu. Tak samo zaczynał się mój koszmar w zerówce… W starszych klasach były wybite zęby, obita twarz, skopane plecy. Ponieważ nie chciałem pocałować buta mojego dręczyciela. Albo nie chciałem dać mu pieniędzy. Zaciskałem zęby i nigdy się nie ugiąłem. Ale na myśl, że moje dziecko będzie przeżywać ten sam koszmar – myślałem, że oszaleję. Dotarło do mnie, że i tak miałem szczęście, bo w czasach mojej podstawówki nikt nie miał telefonów, by nagrywać moje upokorzenia… I że w liceum odetchnąłem, zacząłem zupełnie nowe życie.
Przeżyłem szok
Żona spotkała się z wychowawczynią. Nauczycielka powiedziała, że Antoś ma bardzo bogaty świat wewnętrzny, że faktycznie jest trochę z boku, ale nie zauważyła, by dzieci były wobec niego agresywne. Ona oraz druga nauczycielka pracująca z klasą syna wydawały się być wyjątkowo kompetentnymi pedagogami. Ale przecież dalej martwiliśmy się o syna.
We wrześniu dzieci niemal codziennie szły na szkolny plac zabaw. Rodzice odbierali je już stamtąd. Pewnego dnia celowo przyszedłem wcześniej. Chciałem zobaczyć, jak się zachowuje grupa Antka. Wobec niego i w ogóle. I zobaczyłem.
Dłuższą chwilę przyglądałem się z ukrycia, co się dzieje. Przeżyłem szok, bo spodziewałem się jakiejś jatki, a maluchy bawiły się bardzo fajnie. Chłopcy faktycznie trochę się przepychali, ale przyjaźnie. Udało im się nawet wciągnąć Antka do zabawy.
Na drugi dzień też przyszedłem wcześniej. Nie zobaczyłem nic niepokojącego. Antek siedział z boku, a jeden chłopiec podbiegł do niego i klepnął go delikatnie w plecy, krzycząc „Berek!”. A syn w drodze powrotnej opowiadał, że chwilę przedtem jego „wróg” uderzył go w plecy… Już wiedziałem, że Antoś jest przewrażliwiony, traktuje wszystkich jak wrogów, jest przekonany, że chcą go zniszczyć.
Współczuję synowi i sobie, jako ojcu
Minęły 2 miesiące i jest coraz lepiej. Bywają ciężkie dni, wtedy nie mogę nie współczuć Antkowi, mimo wszystko. Wiem, że jest bezpieczny, ale wiem, że on nie zawsze tak to czuje. Współczuję też sobie, jako ojcu, że przekazałem synowi jakieś dziwne przekonanie, że inni są moimi wrogami. I że wciąż nie wiem, jak mu pomóc, tak jak nikt nie wiedział, jak pomóc mnie.
Nie daruję sobie, jeśli okaże się, że przewrażliwienie mojego syna skończy się tym, że dzieci naprawdę zaczną go nie lubić, gnębić, wyśmiewać…
Robert
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też:
- "Jak wyrzucić 5-latka z małżeńskiego łóżka? Syn przychodzi do nas co noc, mam już dość"
- "Teściowa przez telefon dyktuje synkowi, co nasze dzieci mają jeść i o której kłaść się spać. A on jej słucha!"
- "Był idealny, chciał ze mną założyć rodzinę, a ja byłam bezpłodna. Ukryłam to, bo bałam się go stracić"