Reklama

Leonek urodził się 3 tygodnie przed czasem. Tak bardzo chciałam go zobaczyć, to już mój drugi wyczekany wnuczek. Ale Kaśka postawiła warunki i broni go jak jakaś lwica. Bez maseczki nie mogę się do niego zbliżyć. O całusach i braniu na ręce nie ma w ogóle mowy. Dlaczego ona mi to robi?

Reklama

Przy wnuczku muszę zakrywać twarz – czy to nie przesada?

Zgodziłam się na maseczkę, ale jak zobaczyłam, że tam wszyscy chodzą normalnie, bez niczego, to od razu ściągnęłam ją z twarzy. Kaśka się tak oburzyła, że kazała mi opuścić salę. Nie spodziewałam się, że tak jej ten poród na mózg padnie. Pandemia dawno się skończyła, a ona panikuje jakby nie wiadomo co się działo.

To prawda, że Leoś urodził się przed czasem, ale nic mu nie jest. Chłopak zdrowy jak ryba. Nie przesadzajmy, za chwilę ich wypuszczą do domu i co? Też w maseczce będę musiała do nich chodzić?

Zresztą ani Kasia, ani inne osoby na sali nie mają maseczek. Czy ona tylko mnie podejrzewa o roznoszenie jakichś świństw? Czysta jestem i zdrowa, wnukowi krzywdy nie zrobię. W domu czeka na Leosia starszy brat przedszkolak. Ciekawe, czy jemu też będzie twarz zasłaniać przy Leonku. A może to tylko babcie są podejrzane i spychane w kąt?

Uważam, że dzisiejsze matki są przewrażliwione i robią tym krzywdę swoim dzieciom. Za moich czasów nikt się tak nie cackał, a było mniej chorób niż dziś. Już nie mówię o szacunku i zaufaniu, jaki należałoby okazywać starszym osobom, babciom i teściowym.

Irena

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama