Reklama

Nigdy nie zapomnę pogrzebu dziadka Sławka. Nie tylko z powodu gwałtownej ulewy, która rozproszyła kondukt żałobników, sprawiając, że do końca ceremonii wytrwałam jedynie ze starszym bratem, babcią i tatą, ale także z racji zachowania tego ostatniego. Gdy złożono już trumnę dziadka do grobu, a każdy z nas, żegnając się z nim, miał rzucić na trumnę grudkę ziemi, tata zawahał się, po czym wybuchnął przeraźliwym śmiechem.
– I jak się teraz czujesz, draniu? Co? Nestorze rodu, głowo rodziny… Ty bezduszna kupo mięcha! – przekrzykiwał deszcz.

Reklama

Babcia i mój brat próbowali go uspokoić, ale ja stałam zahipnotyzowana, nie mogąc oderwać wzroku od rozgrywającego się widowiska. Przemoczony do suchej nitki ksiądz nie wiedział, gdzie podziać oczy, ministrant walczył z parasolem, zniecierpliwieni grabarze popatrywali na nas z ukosa, a wściekły tata krążył wokół grobu dziadka niczym czujny zwierz, jak wtedy, gdy przyjechał zabrać nas z jego domu.

Miałam siedem lat

Dziadek wpadł do naszego mieszkania i mimo protestów mamy kazał się nam z bratem pakować.
– Wakacje nie są od siedzenia w czterech ścianach! Zabieram was do siebie! – klasnął w dłonie, a ja ze śmiechem rzuciłam mu się na szyję.

Kochałam dziadka Sławka najbardziej ze wszystkich członków rodziny. Lubiłam zarówno jego barwne opowieści z młodzieńczych lat, jak i umiejętność tworzenia czegoś z niczego, gdy zabawiając nas rozmową, wyczarowywał jedyne w swoim rodzaju zabawki. Dlatego z taką radością przyjęłam jego zaproszenie, zapominając w jednej chwili, że odwiedziny u dziadków na pewno zdenerwują tatę.

Wyjechaliśmy, nim zdążył wrócić z pracy, lecz i tak nas dogonił. Pałaszowaliśmy z bratem pyszny babciny podwieczorek, gdy tata bez słowa powitania wszedł do domu i w milczeniu kilka razy okrążył stół.
– Przyłączysz się, synku? – zapytała ostrożnie babcia.

Próbowała go zatrzymać, ale zignorował to.
– Wracamy, idźcie zabrać swoje rzeczy – tata rozkazał tak stanowczym tonem, że żadne z nas nie śmiało dyskutować. – Moje dzieci nie będą u was nocować – usłyszałam jeszcze, jak mówi do swoich rodziców.

Nie pamiętam, czy dziadek wtedy protestował, ale na pewno nie dał po sobie poznać, jak bardzo zabolało go zachowanie syna. Gdybym była starsza, zapytałabym: „Panowie, ale, o co chodzi?”, i swoim zwyczajem obróciła zajście w żart, lecz w tamtej chwili bałam się taty jak nigdy dotąd.

– Macie nie zostawać z nim sami – powiedział, kiedy dojeżdżaliśmy pod blok, i dodał coś, co bardzo mnie zabolało: – Szkoda, że tak bardzo go kochacie…

Tata był skrytym człowiekiem

Od najmłodszych lat miałam wrażenie, że oddziela mnie od niego jakiś niewidzialny mur. Przeczuwałam, że mnie kocha, a raczej musiałam wierzyć mamie na słowo, że tak właśnie jest. Na pewno dbał o mnie i Jurka, myślał o naszych potrzebach, pamiętał o urodzinach, motywował do nauki i pocieszał, gdy nie wszystko szło po naszej myśli, ale w przeciwieństwie do jowialnego i niezwykle czułego dziadka – nigdy nas nie przytulił.

Kiedy słyszałam od innych dorosłych, że z pewnością jestem córeczką tatusia, rumieniłam się zawstydzona, bo nie rozumiałam sensu tego określenia. Tata gasił każdy błysk w moich oczach, delikatnie, acz stanowczo odsuwał mnie od siebie, gdy próbowałam się do niego przytulić lub wskoczyć mu na kolana. Po prostu mnie nie dotykał. Nigdy też nie usłyszałam z jego ust zachwytu nad moją urodą.

Byłam tylko dzieckiem, więc jego oschłość tłumaczyłam sobie rozczarowaniem moją osobą. Wmawiałam sobie, że gdybym była mądrzejsza, odważniejsza, bardziej ambitna, to nie traktowałby mnie tak oschle, więc przez całe dzieciństwo i wiek dojrzewania starałam się przypodobać ojcu.

Choć najbardziej na świecie pragnęłam czułości, udawałam, że mi na niej nie zależy. Zamroziłam się i stałam się równie zdystansowana i zamknięta w sobie jak tata, co jednak wcale nas do siebie nie zbliżyło.

Tata od początku traktował nas jak dorosłych, więc nie dostrzegał, że czasami zwyczajnie go nie rozumieliśmy. Dlaczego niby mieliśmy się strzec dorosłych i nikomu nie ufać, nawet bliskim członkom rodziny? Dlaczego mój ukochany dziadek Sławek czy babcia Halinka (mama mojej mamy) mieliby chcieć mnie skrzywdzić? Paranoja ojca nie mieściła mi się w głowie, więc zasypywałam go rzeczowymi pytaniami i buntowałam się, jeśli nie potrafił na nie odpowiedzieć.

Kiedy nieco podrosłam, czyli miałam jakieś dziewięć lat, zaczęłam wymykać się do dziadków bez wiedzy rodziców. Wymyślałam historie, że idę do koleżanki albo do kina, a wsiadałam w podmiejski autobus i jechałam do nich na podwieczorek. W czasach mojego dzieciństwa nie brakowało na ulicach dzieci bez opieki, więc nikogo nie dziwił widok samotnej dziewczynki w autobusie. Pasażerowie brali mnie za uczennicę wracającą do domu, a dziadkowie cieszyli się, że mogą mnie zobaczyć.

Czasami, bawiąc się wystruganymi przez dziadka zabawkami, słyszałam, jak spierają się na temat mojego zachowania. Babcia uważała, że uczą mnie kłamać, ale dziadek ignorował jej obawy.
– Po prostu jest sprytna. Nie przejmuj się, przecież nie dzieje się nic złego, mała uczy się dobrze, świetnie zachowuje. Pamiętaj! Mój zwariowany syn nie zniszczy naszej rodziny – mawiał.

Gdybym wiedziała…

Ale skąd mogłam przypuszczać, że wszystkie opowieści taty o wilku w owczej skórze odnoszą się tylko do jednej osoby?

Im bardziej tata traktował mnie z dystansem, tym mocniej lgnęłam do dziadka. Dawał mi wszystko, czego potrzebowałam jako dziecko i dziewczyna – bezgraniczne uwielbienie i czułość. Lubiłam, kiedy w trakcie zabawy chwytał mnie i podnosił do góry, gdy uczył mnie tańczyć walca, łaskotał swoją brodą i mocno do siebie przytulał. Powtarzał, że jestem jego królewną, i dawał mi wszystko, czego chciałam: zabawki, sukienki czy słodycze. Jednak pod jednym warunkiem – że wszystko, co od niego otrzymam, zostanie w domu dziadków. Widziałam, że babcię cieszą moje wizyty, bo tata pozwalał nam odwiedzać ich jedynie od święta. Poza tym zawsze była podporządkowana dziadkowi i nie śmiałaby donosić na niego synowi.

Przyjmowała mnie u siebie z otwartymi ramionami i bez słowa sprzeciwu wycofywała się, gdy dziadek chciał mieć mnie jedynie dla siebie.

Oboje lubiliśmy ten moment, gdy po posiłku zabierał mnie do swojego gabinetu, w którym tykały naprawione zegary, a w pudłach piętrzyły się czekające na ratunek żelazka z duszą, porcelanowe lalki, misie, samochody, a nawet odkurzacze.

Tata wyjaśniłby ich działanie, dziadek pozwalał mi ich dotykać, bawić się nimi, a nawet pomagać w ich reperacji, twierdząc, że odziedziczyłam po nim smykałkę do ręcznych robótek. W takich sytuacjach zawsze siadał blisko mnie i przyglądał się z uwagą, jak naśladuję jego ruchy, ale pewnego dnia zrobił coś nieoczekiwanego. Kiedy zaaferowana rozkręcałam zabawkę dziecka sąsiadów, dziadek wziął w dłoń kosmyk moich włosów i zaczął się nim bawić, przeplatając go sobie między palcami. Początkowo nie zwróciłam uwagi na jego zachowanie, ale gdy musnął moje ramię, a potem szyję, poczułam się nieswojo i odruchowo strąciłam jego dłoń. Chrząknął zakłopotany, lecz nie wytłumaczył się ze swojej dziwnej czułości. Po prostu zajął się pracą, a żegnając się ze mną, wręczył mi czekoladę i po raz pierwszy kilka złotych kieszonkowego.

Uśmiechnęłam się, bo uznałam, że w ten sposób chce mnie przeprosić. On jednak odebrał to jako zachętę i zmusił, abym przy babci przytuliła się do niego mocno.

– To będzie nasza tajemnica – wyszeptał. – Kocham cię, słoneczko, wracaj do nas jak najczęściej. Inaczej babci będzie smutno – dodał głośno, udając przy tym, że zanosi się płaczem.

Do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć, że wzięłam pieniądze i posłusznie wróciłam do dziadków. Odetchnęłam z ulgą, gdy w czasie następnej wizyty zachowywał się normalnie, więc wmówiłam sobie, że tamta sytuacja nigdy nie miała miejsca i nie muszę już bać się dziadziusia Sławka. Byłam naiwną, dziesięcioletnią dziewczynką, a on wytrawnym drapieżnikiem.

Podczas kolejnego spotkania ponowił próbę i dotknął moich ramion. Zdrętwiałam, kiedy przejechał mi palcami wzdłuż kręgosłupa. „Jesteś taka śliczna” – mamrotał, a ja nie byłam w stanie się ruszyć. Nie wiem, czym skończyłaby się moja wizyta, gdyby część babcinego obiadu nie wylądowała na jego koszuli. Zwymiotowałam, a on zaczął mnie przepraszać. Obiecał, że nigdy więcej nie wprawi mnie w zakłopotanie. Wyglądał tak nieporadnie w brudnej koszuli, że zrobiło mi się go żal. W ciągu kilku kolejnych wizyt chował się przede mną w swoim pokoju i wołał babcię, żeby wręczyła mi w jego imieniu jakąś piękną lalkę albo słodycze. W końcu nie wytrzymałam i sama zapukałam do jego pracowni.

Przywitał mnie ze łzami w oczach. Nie wiedziałam, że w ten sposób wciąga mnie w swoją podstępną grę. Za każdym razem próbował, na ile może sobie wobec mnie pozwolić, a potem przepraszał, tłumacząc, że nie potrafi kochać mnie inaczej. Przy tym, w przeciwieństwie do rodziców, ciągle mnie komplementował i słuchał tego, co miałam do powiedzenia, więc wbrew zdrowemu rozsądkowi czułam się winna całej sytuacji.

Często też nazywał mnie kusicielką, dlatego miałam wrażenie, że to ja go prowokuję. Chcąc uniknąć problemów, zaczęłam ubierać się jak chłopak, lecz to go nie powstrzymało. Podczas wizyt kazał mi wkładać sukienki królewny kupowane przez babcię, wmawiając mi, że odmową sprawię jej przykrość.

Nie byłam blisko z rodzicami. Tata, jak już wspominałam, trzymał mnie na dystans. Wiecznie zapracowana i dokształcająca się mama wymagała jedynie, byśmy nie sprawiali kłopotów, więc nie przyszło mi do głowy,
żeby się im zwierzyć. Nie miałam nikogo oprócz dziadków, a oni…

Przez tydzień próbowałam na różne sposoby odebrać sobie życie. Nałykałam się tabletek mamy, ale dostałam po nich jedynie rozstroju żołądka. Chciałam rzucić się pod samochód, lecz kierowca w porę zahamował i na mnie nawrzeszczał. O dźganiu nożem nie było mowy, bo mdlałam na widok krwi.

Co więc mi pozostało?

Powiesiłam się na krawacie taty, który przywiązałam do kaloryfera w swoim pokoju. Pewnie nie mówiłabym teraz o molestowaniu, gdyby tata nie poczuł się źle i nie zwolnił się wcześniej do domu. Zdziwił go widok mojej kurtki na wieszaku, więc nie czekając na zaproszenie, wszedł do mojego pokoju.

Do dzisiaj słyszę w głowie jego przeraźliwy krzyk. Coś jak wycie zranionego zwierzęcia. Miałam szczęście, bo miesiąc wcześniej podłączono nam telefon i tata reanimował mnie, słuchając wskazówek dyspozytorki pogotowia.
– Dlaczego? Powiedz mi, dlaczego? – pytał, gdy już doszłam do siebie.

Lekarze i policjanci próbowali zbagatelizować moją sprawę, zrzucając winę na mój głupi wiek, ale tata tak długo drążył temat, aż mimo wstydu opowiedziałam mu o dziadku.

Nie zabił go chyba tylko ze względu na babcię i mamę. Nie zgłosił też sprawy na policję, bo przekonały go, że publiczne pranie brudów złamie mi życie. To były inne czasy i inaczej traktowano dzieci. Nawet w oczach mamy widziałam wątpliwość, ale tata wierzył mi bezgranicznie.

Gdy babcia, mimo miłości do mnie, postanowiła zostać z dziadkiem, choć zamieszkała w osobnym pokoju, tata odciął się od swoich rodziców.

Gdy terapie psychologiczne stały się bardziej dostępne, tata opłacił mi wizyty. Miałam wtedy już 25 lat i nie chciałam wywlekać brudów z przeszłości, ale on uważał, że bez tego nie ułożę sobie życia.
– Nie możesz być taka jak ja – powiedział.

Pierwszy raz mnie przytulił

Musiał jednak minąć rok spotkań z psychoterapeutką, nim zrozumiałam, co naprawdę kryło się za jego słowami. Tata też był wykorzystywany, może nawet został bardziej skrzywdzony niż ja? Nie wiem, bo nigdy nie odważył się przede mną otworzyć, ale kiedy powiedziałam, że domyślam się, co go spotkało, rozpłakał się i po raz pierwszy w całym naszym wspólnym życiu pozwolił mi się przytulić.
– Tak bardzo chciałem was ochronić… – łkał, jakby był tamtym przerażonym chłopcem.

Nie skorzystał z terapii, ale obiecał mi, że jeśli będzie to możliwe, sprzeda dom po dziadkach albo go spali. Dlatego po śmierci babci stanęłam po jego stronie i wbrew bratu pozbyliśmy się naszego dziedzictwa. Nie spłonęło, ale nowi właściciele uznali dom za niewygodny, zburzyli go, a w jego miejsce postawili coś bardziej przestronnego i jasnego.

Karolina

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama