„Trzymałem Anulkę za rękę, gdy to się stało. Ocknąłem się po kilku minutach. Córki nigdzie nie było”
Szedłem powoli, trzymając Anulkę za rękę. Odebrałem ją ze szkoły i wracaliśmy do domu. W uszach nadal dźwięczały mi poranne krzyki i narzekania Heleny.
- redakcja mamotoja.pl
Żona, odkąd straciłem pracę, wciąż miała do mnie pretensje.
– Co z ciebie za mężczyzna, że nie możesz znaleźć pracy? – krzyczała. – Nie wstyd ci, żeby cię żona utrzymywała? Za grosz ambicji! Jestem kobietą i nie będę harowała za nas oboje. Do czego ty się nadajesz, skoro nawet porządnie posprzątać nie potrafisz? W domu bałagan jak nie przymierzając w… – powstrzymała się na widok Anulki wchodzącej do kuchni – na targowisku – zakończyła.
Takie koncerty Helena dawała pod byle pretekstem niemal codziennie. W jej opinii byłem nieudacznikiem, dupkiem i kiepskim ojcem. Dobrze, że nie wiedziała, że wpadłem w długi. Miałem po kokardę jej krzyków, zwłaszcza że była niesprawiedliwa w swojej ocenie. Jeszcze niedawno, kiedy pracowałem w zagranicznej firmie jako przedstawiciel handlowy, miałem dobre zarobki i służbowy samochód, uchodziłem za ukochanego męża. Robotę straciłem, gdy przyszło nowe kierownictwo i przeprowadzono reorganizację firmy. Kilka miesięcy wcześniej Helena przejęła po matce salon kosmetyczny. Przebudowała go, nawiasem mówiąc, to ja dałem na to pieniądze, zatrudniła młode dziewczyny i interes ruszył z kopyta. Klientki pchają się drzwiami i oknami. Helena otworzyła już drugi salon. By podkreślić swoją pozycję, kupiła używanego mercedesa i szpanuje nim po mieście. Od tego sukcesu w głowie się jej przewróciło. Ja zostałem kiepską gospodynią domową, ona – wielką bizneswoman z pretensjami.
Z auta wyskoczyło dwóch facetów w kominiarkach
Anulka podskakiwała na chodniku i coś do mnie szczebiotała, ale zajęty swoimi myślami nie słuchałem jej uważnie. Doszliśmy do skrzyżowania Błękitnej z Różaną, zatrzymaliśmy się, by spojrzeć, czy można przejść, gdy przed nami zatrzymał się opel kombi. Wyskoczyło z niego dwóch facetów w kominiarkach złapali Anulkę i próbowali wciągnąć ją do auta. Mocno trzymałem córkę za rękę i nie chciałem puścić, wtedy jeden z bandziorów zdzielił mnie pięścią w nos. Zakręciło mi się w głowie i upadłem. Ostatnie, co słyszałem, to krzyk Anulki.
– Tatoooo! Pomóż mi! – nie wiem, co było dalej.
– Czy jest pan przytomny? – usłyszałem pytanie. – Co pana boli? Karetka już jedzie!
Powoli otworzyłem oczy. Nade mną stała starsza pani i przyglądała mi się z troską.
– Niech pan nie wstaje, nie wiadomo jakie jeszcze ma pan obrażenia – powiedziała przejęta moim stanem. Dotknąłem ręką bolącego nosa i zrozumiałem, skąd jej troska. Twarz i koszulę miałem we krwi. Nos bolał jak cholera.
– Gdzie jest Anulka? – spytałem kobietę, bo zdałem sobie sprawę, że córki nie ma obok mnie. Gdzie jest moja córka?! – powtórzyłem znacznie głośniej.
– Nikogo tu nie ma – odpowiedziała zdziwiona starsza pani – znalazłam tylko pana.
– Jak to?! A moja córka?! – krzyknąłem.
– Byłem z córką, wracaliśmy ze szkoły, gdzie jest Anulka?! – już nie panowałem nad sobą. Próbowałem wstać, ale nie mogłem utrzymać się na nogach. Usiadłem na chodniku.
– Ludzie, szukajcie Anulki! – krzyczałem.
– Gdzie jest Anulka? Porwali moją córkę!
Nadjechała karetka i wyskoczyło z niej dwóch ratowników. Zaczęli mnie badać, zatamowali krew cieknącą z nosa. Zadawali różne pytania. Nie wiem, co odpowiadałem. Wiedziałem, że nie ma Anulki, że została porwana i wciąż to powtarzałem.
– Policja! – krzyczałem. – Gdzie jest policja? Uprowadzili Anulkę!
– Zabieramy pana do szpitala – zdecydował ważniejszy z ratowników – po drodze przez radio zawiadomimy policję.
– Nigdzie nie jadę! – wrzasnąłem. – Szukajcie Anulki! Tu ją porwano!
– Musimy jechać do szpitala – przekonywał ratownik.
– Gdzie jest Anulka?! – wydzierałem się, ile sił. – Ludzie, gdzie moja córka?! – za żadne skarby nie chciałem opuszczać miejsca, z którego porwano Anulkę. Przyjechał radiowóz.
– Panowie, szukajcie mojej córki – złapałem jednego z policjantów za rękę. – Tu podjechało auto, zabrali ją do środka! Pobili mnie, straciłem przytomność. Porwano moje dziecko, moją małą córeczkę – rozpaczałem.
– Cały czas tak krzyczy – powiedział jeden z ratowników. – Któryś z porywaczy dał mu w twarz i puknął głową o chodnik.
– Czy pani widziała porwanie? – spytał policjant starszą panią, która wezwała karetkę.
– Ależ broń mnie Panie Boże, ja tylko zobaczyłam tego pana, jak leżał na chodniku i wezwałam pogotowie – odpowiedziała.
– Nikogo więcej tu nie było.
– Zabieramy go do szpitala – poinformował ratownik – do wojewódzkiego.
– Pojedziemy za wami – stwierdził policjant. – Musimy z nim pogadać.
– Muszę zadzwonić do żony – namacałem telefon w wewnętrznej kieszeni kurtki i wybrałem numer.
– Helena! Anulkę porwali! – wrzasnąłem.
– Ranili mnie, jadę do szpitala wojewódzkiego – dodałem jeszcze i się rozłączyłem.
– Niech pan opowie, jak doszło do porwania – poprosił policjant, gdy byliśmy na miejscu. – Powoli i dokładnie, niech pan mówi wszystko, co się panu przypomni.
– Wracaliśmy z Anulką ze szkoły – zacząłem – trzymałem ją za rękę, a córka podskakiwała obok mnie i coś opowiadała.
Powiedziałem, jak z opla kombi wyskoczyło dwóch facetów w kominiarkach, jeden z nich mnie uderzył i padłem na chodnik, tam gdzie mnie znalazła starsza pani.
– Zauważył pan numer rejestracyjny auta? – spytał funkcjonariusz.
– Nie, to wszystko działo się bardzo szybko, a jak dostałem w nos, nic nie widziałem.
– Ma pan jakieś… – zaczął policjant, ale nie dokończył, bo do sali wpadła Helena.
– Gdzie jest Anulka? Co zrobiłeś z naszym dzieckiem, idioto?! – natarła na mnie od drzwi.
– Starszy aspirant Jerzy Król – przedstawił się policjant. – Proszę się uspokoić, nerwy nic tu nie pomogą. Właśnie ustalam, jak doszło do porwania.
– Jak doszło? Jak doszło? – powtórzyła moja żona. – Ten kretyn, ten nieudacznik nie potrafi nawet przypilnować własnej córki!
– Czy państwo jesteście zamożni? – spytał policjant, nie zważając na to, co mówi Helena.
– On jest bezrobotny – odpowiedziała. – Ja mam dwa zakłady kosmetyczne, niebawem otworzę trzeci, ale po co to panu?
– Dzieci porywa się przeważnie dla okupu – wyjaśnił policjant. – Czasami z zemsty. Czy macie państwo wrogów? Czy podejrzewacie, kto chciałby wam wyrządzić krzywdę?
– Nikt mi nie przychodzi do głowy – powiedziałem.
– Ani mnie – dodała Helena.
– Potrzebuję zdjęcia państwa córki, otrzyma je każdy patrol w mieście i wszystkie komendy w kraju. Czy córka ma komputer?
– Jasne, że ma – odpowiedziała Helena urażonym tonem.
– W takim razie przyjedzie do państwa nasz technik i dokładnie przejrzy sprzęt.
– Co pan podejrzewa? – zdziwiła się żona. – Nie rozumiem, dlaczego ktoś ma grzebać w komputerze córki. Ma dopiero 11 lat.
– Proszę pani, musimy zbadać każdy wątek – tłumaczył łagodnie policjant. – Być może córka kontaktowała się przez internet ze starszymi osobami o pedofilskich skłonnościach.
– Pan zwariował! To niemożliwe! – wściekła się Helena. – Nasza Anulka to porządna dziewczynka!
– Hela, przestań – wtrąciłem się. – Pan niczego nie sugeruje, policja musi wszystko sprawdzić.
– Lepiej byś siedział cicho – zgasiła mnie – to przez ciebie porwali nam dziecko. Nawet dziecka nie umiesz dopilnować!
– Technik, który będzie przeglądał komputer, założy także podsłuch na państwa telefony
– informował policjant. – Porywacze zapewne odezwą się wkrótce, żeby określić swoje żądania. Zgadzają się państwo na podsłuch?
– Oczywiście – przytaknęliśmy oboje.
Lekarze stwierdzili, że nic nie zagraża mojemu życiu ani zdrowiu. Na wszelki wypadek dostałem jakieś pigułki przeciwbólowe i zostałem zwolniony do domu.
Nie mogła mi tego wybaczyć
– Dlaczego jej nie pilnowałeś? – spytała mnie Helena w samochodzie. – Jeśli Anulce coś się stanie, nigdy ci nie wybaczę!
– Kobieto, zrozum! Cały czas trzymałem ją za rękę, gdy nie chciałem puścić, dostałem pięścią w nos. To był napad!
– Kto to mógł zrobić i po co? – zastanawiała się Helena.
– Nie chcę rzucać niesprawdzonych podejrzeń, ale twój brat wyszedł niedawno z więzienia, nie pracuje, a za coś żyć trzeba…
– Odwal się od mojego brata, ty też nie pracujesz! A to, że on siedział, nie znaczy, że jesteś lepszy! – stwierdziła stanowczo.
– Dobra – wycofałem się. – Czekamy, aż porywacze się odezwą.
Policyjny technik najpierw założył podsłuchy we wszystkich naszych telefonach.
– Jeśli ktoś zadzwoni na jeden z tych numerów, policjanci będą wszystko słyszeć i nagrają każdy dźwięk. Dzięki temu ich złapiemy – powiedział.
Potem zaczął przeglądać komputer Anulki. Po dwóch godzinach zamknął laptop.
– Niczego podejrzanego nie znalazłem – stwierdził. – Córka kontaktowała się tylko z koleżankami.
Odetchnęliśmy z ulgą, nadal jednak nie było wiadomo, kto i dlaczego porwał Anulkę.
Helena nie mogła sobie miejsca znaleźć. Chodziła po mieszkaniu jak tygrys w klatce.
– Przecież ona musi się strasznie bać! – ukryła twarz w dłoniach i płakała. – Dla dziecka to koszmar. To może jej zdemolować życie. Kto mógł tak skrzywdzić naszą córkę?!
– Nie wiem, ale nie martw się – podszedłem do niej. – Anulka na pewno się znajdzie, jestem pewien. Nic złego nie może się jej stać!
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Bo bym tego nie przeżył – odpowiedziałem trochę idiotycznie. – Muszę wyjść, nie wysiedzę tu, połażę po okolicy, telefon mam ze sobą. Gdyby zadzwonili porywacze, policja będzie słyszała rozmowę.
– A idź sobie, bo działasz mi na nerwy. – mruknęła Helena.
Łaziłem bezmyślnie po okolicy. Do budynku wbiegł chłopak z deskorolką pod pachą. Chwilę później wybiegł, wskoczył na deskę i zniknął między domami.
Odezwał się mój telefon. Dzwoniła Helena.
– Łukasz, przyszedł list od porywaczy!
– Nie otwieraj go! Może są tam odciski palców. Już wracam, dzwonię po policję.
Dziesięć minut później aspirant Król wraz z technikiem zjawili się w naszym domu.
– Skąd ten list? – spytał aspirant.
– Przyniósł go jakiś chłopak, miał deskorolkę pod pachą – odpowiedziała.
– Taki w zielonej bejsbolówce? – spytałem.
– Tak!
– Widziałem go, jak wyszedł z naszego domu, byłem akurat na zewnątrz, bo nie mogłem usiedzieć na miejscu. Z ciekawości poszedłem za nim. Na skwerku między blokami spotkał się z młodym facetem podobnym do brata żony. Chociaż pewności nie mam, bo widziałem tylko plecy tego faceta.
– Już ci mówiłam, że to nie może być Jędrek – zaprotestowała Helena. – On nie zrobiłby krzywdy żadnemu dziecku!
– Siedział za pobicia i rozboje – stwierdziłem. – Dlaczego go bronisz?
– Bo to mój brat i bardzo dobrze go znam!
– Proszę dane brata – aspirant Król zwrócił się do Heleny – sprawdzimy wszystko.
Technik otworzył już kopertę i wyjął list napisany na komputerze.
– 250 tysięcy złotych albo zrobię Anulce krzywdę. Żadnych psów. Instrukcja w kolejnym liście – przeczytał aspirant Król głośno.
– Kto to mógł napisać? – zapytał.
– Nie wiem, ktoś kto nas zna, bo wie, jak ma na imię nasza córka – powiedziałem.
– Mógł ją zapytać – stwierdził policjant.
– Ona się zawsze przedstawia Anna Sikora, tylko w domu nazywamy ją Anulka – wyjaśniła Hela.
– Znalazłeś odciski? – spytał Król technika.
– Nie, założył rękawiczki. Wezmę ten papier do badania, ale nie spodziewam się rewelacji – technik złożył swoje rzeczy i wyszedł.
– Proszę mnie zawiadomić, gdy dostaniecie państwo instrukcje, gdzie zostawić pieniądze. Swoją drogą, 250 tysięcy to nie jest astronomiczna suma. Powiedziałbym, że wręcz niewielka… – stwierdził na pożegnanie Król.
Dalsze instrukcje były w skrzynce pocztowej
– Głupi czy bezczelny, 250 tysięcy to mała kwota… – zastanawiałem się głośno. – Skąd my weźmiemy ćwierć miliona?!
– Pożyczymy, idioto – Helena nie przebierała w słowach. – To znaczy ja pożyczę. Siedź tu i czekaj na drugi list, ja idę po pieniądze.
Byłem zdziwiony, kiedy wróciła niemal błyskawicznie. Naprawdę bardzo szybko.
– Masz kasę? Szybko się uwinęłaś…
– Rodzice pożyczyli – wyjaśniła – dla wnuczki zrobią wszystko…
W tym momencie zabrzęczał mój telefon.
– Masz kasę?! – usłyszałem pytanie.
– Tak, mamy – odpowiedziałem.
– Zajrzyj do skrzynki pocztowej – rozkazał mi rozmówca.
– Kazali zajrzeć do skrzynki – przekazałem żonie. – Pewnie tam są instrukcje.
Rzeczywiście, była tam kartka. Gdy ją wyjąłem, pojawili się policjanci.
– Forsę zapakuj do czarnej torby, daj żonie i każ jej wyjść z domu. Dalsze instrukcje przez telefon. Żadnej policji, bo dziewczynka ucierpi – przeczytał aspirant Król.
– Słyszał pan, żadnej policji – zwróciłem się do niego. – Jeśli coś się stanie naszej córce, to będzie pana wina. Chcemy tylko odzyskać Anulkę, nic innego się nie liczy.
– Możemy się wycofać, ale jeśli pójdzie coś nie tak, sam pan będzie winien – odpowiedział sucho.
– Policja zostaje – zdecydowała żona. Gdy wychodziła, zadzwoniła jej komórka.
– Mówiłem żadnej policji. Nie kochasz swojej córki. Idź Główną w stronę centrum – brzmiał komunikat.
– Widział policję – przestraszyła się Helena.
– To blef. Przyjechaliśmy cywilnym autem, nie mógł się zorientować – zapewnił Król.
Pojechaliśmy radiowozem na ogródki działkowe.
Helena wyszła na ulicę, ja i technik policyjny zostaliśmy w domu. Obserwowałem ją przez okno. Za Heleną w bezpiecznej odległości szedł aspirant Król. Po chwili podniosła telefon do ucha.
– Kazał zatrzymać się na światłach – powiedział podsłuchujący telefon policjant.
Rzeczywiście Helena stanęła na skrzyżowaniu. Rozejrzała się dookoła… Podjechał motocykl, pasażer wyrwał jej torbę i maszyna zniknęła wśród samochodów. Wszystko rozegrało się błyskawicznie.
– O matko! – wrzasnąłem. – Ukradli jej pieniądze!
Chwilę później wrócił aspirant Król razem z Heleną.
– I co teraz będzie?! – wrzeszczałem na policjanta. – Jak odzyskamy dziecko?
– Spokojnie, wszystkie patrole szukają tego motocykla. Złapiemy drani – zapewniał.
– A co z naszym dzieckiem? – rozpaczała zdenerwowana Helena.
– Złapiemy drani – obiecywał Król.
– Idę jej szukać – powiedziałem.
– Gdzie? Dokąd? – zdziwił się policjant.
– Szwagier ma metę na działkach przy Wylotowej, pokazał mi kiedyś. Muszę to sprawdzić.
– Jadę z panem – stwierdził aspirant Król.
– I ja także – dodała Helena.
Pojechaliśmy policyjnym wozem na ulicę Wylotową, gdzie było wielkie skupisko ogródków działkowych.
– Taki zielony domek – powiedziałem do Króla – chyba 254…
Ostrożnie podkradłem się do okna. Anulka siedziała przy stole i coś rysowała. Nie wyglądała na przestraszoną. Zastukałem. Zobaczyła mnie i podbiegła do okna.
– Odejdź od okna! – krzyknąłem do córki i gdy to zrobiła, wybiłem szybę.
– Tatusiu, nareszcie przyszedłeś – rzuciła mi się na szyję. – Chodźmy stąd, zanim wrócą ci panowie. Boję się ich.
Król wydawał jakieś rozkazy przez radiotelefon. Zabraliśmy z Heleną Anulkę i poszliśmy do samochodu. Pół godziny później byliśmy w domu.
– Mówiłem, że widziałem szwagra, jak rozmawiał z chłopakiem, który dostarczył list. Jędrek dobrze znał nasz rozkład dnia. Wiedział, gdzie najlepiej zaatakować, żeby porwać Anulkę.
– Nie wierzę! – przerwała mi Helena. – Nie wierzę, że zrobił to Jędrek!
– To uwierz. Ma długi, potrzebował kasy – upierałem się przy swoim.
– Kiedy widział pan szwagra rozmawiającego z chłopakiem? – spytał Król.
– Mniej więcej około 14 – powiedziałem, a aspirant zanotował moje słowa.
– Przeproszę państwa na chwilę – policjant wyszedł z mieszkania. Wrócił po 3 minutach.
– Dlaczego pan kłamie? – zapytał.
– Nie rozumiem, o co panu chodzi – powiedziałem i chyba się zaczerwieniłem.
– Kłamie pan! Nie mógł pan widzieć szwagra o godzinie 14 – powiedział aspirant.
– A to niby dlaczego? – zdziwiłem się.
– Bo siedzi u nas na dołku zatrzymany w nocy za jakąś awanturę! To pan zorganizował to porwanie! – stwierdził aspirant Król.
– Pan sobie raczy żartować – szedłem w zaparte. „Jak cię złapią na kradzieży za rękę, to mów, że to nie twoja ręka”, brzmiała stara zasada. Trzymałem się jej. – Niby po co miałbym to robić?
– Bo ma pan spore długi u ludzi z miasta, właśnie 250 tysięcy. Sprawdziliśmy to.
– To jakaś bzdura! Nie naraziłbym córki na traumę, za bardzo ja kocham!
– Ty idioto, ty nędzny bandyto! Jak mogłeś narażać nasze dziecko? – Helena rzuciła się na mnie z pięściami. Policjant ledwo ją powstrzymał. – Odbiło ci? Nie chcę cię znać! Wystąpię o rozwód.
– Nie miałem wyjścia, grozili, że was zamordują. Anulka była bezpieczna! – próbowałem tłumaczyć.
– O pańskim losie zdecyduje prokurator. Ręce! – aspirant Król wyjął kajdanki.
Zrozpaczony ojciec
Zobacz także:
- „Zakochałem się w Marcie, ale wtedy dowiedziałem się, że ma syna. Kiedy go poznałem, okazało się, że jest bity”
- „Kiedy wróciłam do domu, Kasia spała. Obok leżał list dla mnie, w którym przepraszała, że to ona jest moją córką…”
- „Dużo pracowałam i mało czasu poświęcałam Kasi. Była taka samotna… Nie wytrzymała tego. Córeczko, czy mi kiedyś wybaczysz?”