Reklama

W trakcie toczącej się sprawy rozwodowej sąd orzekł, że opiekę nad dziećmi ma przejąć ojciec. Matce zakazano kontaktów z córkami, dziewczynki od 5 lat wymieniają z kobietą listy.

Reklama

„Dzieci były świadkami przemocy wobec mnie i były też ofiarami przemocy. One się panicznie boją, że znowu trafią do piekła, z którego uciekłyśmy” − mówi pani Marta, mama dziewczynek, w programie „Uwaga!” TVN.

W domu dziecka siostry spędziły 5 lat. Przez pierwsze dwa lata nie mogły widywać się z bliskimi. Dopiero po dwóch latach otrzymały zgodę na odwiedziny babci. Sąd zgodził się na spotkania z wnuczkami jedynie na terenie placówki. Choć dziewczynki bardzo prosiły, kobieta nie mogła zaprosić ich do swojego domu.

Dziewczynki chcą do domu

„Kochana mamusiu, prosimy ciebie, żebyś w naszym imieniu złożyła prośbę do wysokiego sądu o powrót do ciebie i do domu” – pisały w swoich listach dziewczynki.

„Pani psycholog i pedagog wpisały, że są u mnie przeciwskazania do opieki nad dziećmi. Napisali, że mogą u mnie wystąpić omamy wzrokowe i słuchowe. Leczyłam się, byłam pod opieką lekarza, który wystawił opinię, że nie ma przeciwskazań do opieki nad dziećmi” – opowiada pani Marta. Jak tłumaczy mama dziewczynek, w wiążącej opinii środowiskowej nie umieszczono dwóch najważniejszych informacji. Pierwsza opinia kuratora środowiskowego mówiła, że dziewczynki nie są gotowe na kontakty z ojcem, z powodu przemocy i nadużywania alkoholu. W trakcie podejmowania decyzji o przyszłości dziewczynek opinie kuratora i lekarza pani Marty w ogóle nie zostały uwzględnione.

W placówce opiekuńczo-wychowawczej dziewczynki trafiły pod opiekę psychiatry, który zalecał kontakt z matką. Jednak sąd uznał, że dziewczynkom bardziej pomoże terapia. Elżbieta Chełkowska, dyrektorka Centrum Wspierania Rodzin „Swoboda" w Poznaniu, zaznacza, że stan psychiczny dziewczynek, mimo że są wspierane przez wielu specjalistów, jest bardzo trudny.

Chciały przytulić mamę

Siostry liczyły, że tegoroczne święta wielkanocne spędzą z babcią i mamą. Gdy okazało się, że to niemożliwe, siostry uciekły z placówki. „Chciały przyjść do mamy i się przytulić” – tłumaczy pani Krystyna, babcia dziewczynek.

Piętnastoletnie siostry uciekły z placówki wychowawczo-opiekuńczej. „Dziewczynki płakały i ja płakałam, ze szczęścia, bo prawie po pięciu latach przytuliłam moje dzieci” – mówi pani Marta. I dodaje: „Były małe, a teraz są już takie duże. Bardzo się tuliły, a jak już się wytuliły, to tuliły kotki” – opowiada kobieta o pierwszym spotkaniu z córkami po pięciu latach rozłąki.

Po kilku godzinach spędzonych w domu z mamą i babcią, dzieci w asyście policji wróciły do placówki. Jednak dziewczynki nie chciały same opuścić rodzinnego domu. „To wyglądało jakby wyprowadzali przestępców. Na początku myślałam, że stała się tu jakaś tragedia, bo było tak dużo radiowozów” – mówi sąsiadka Donata Zaremba. „Dziewczynki płakały, nie chciały wyjść. Zabrano im wszystko – kochającą mamę i babcię. Byłam zszokowana, że coś takiego mogło dopaść tę rodzinę. To normalna rodzina, żaden kryminał, żadna patologia ani nawet bieda” – opowiada sąsiadka kobiet, Elżbieta Krycka.

Podczas ucieczki z placówki nastolatki postanowiły skorzystać z pomocy biura Rzecznika Praw Dziecka. „Dzień dobry, bo my z siostrą chciałyśmy poprosić o pomoc” – takie słowa usłyszał operator telefonu zaufania dla dzieci. Po tej rozmowie sprawą zainteresowała się rzeczniczka Praw Dziecka. Do sądu trafiła prośba o zobowiązanie uczestników sporu do indywidualnej terapii oraz podjęcia systematycznej współpracy z asystentem rodziny. Rzeczniczka złożyła także wniosek o wysłuchanie dziewczynek oraz ustalenie stanu emocjonalnego dzieci i relacji z rodzicami.

Co będzie dalej z siostrami?

Magdalena Cechnicka, psychoterapeutka z Fundacji Wspierania Rodzin „Korale”, zwraca uwagę, że taka sytuacja nigdy nie powinna się zdarzyć: „Na pewno pomoc społeczna powinna pracować nad tym, żeby szukać jakiegoś innego zaplecza. Mówimy o wujkach, chrzestnych czy dziadkach, którzy też mogą zajmować się dziećmi na czas sporu”.

W ostatnim czasie do reprezentowania interesów dziewczynek przed sądem dołączyła kancelaria prawna, która zamierza zakończyć ich cierpienie i spełnić marzenie o powrocie do mamy.

„Wydaje się, że w tej sprawie nie doszło do zaktualizowania oceny obecnego stanu i to prawnego, i to faktycznego” – tłumaczy adwokat Paweł Gronek. „Chciałbym zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, kilka lat temu matce zarzucano, że stosunek córek do ojca i do niej wynika z manipulacji z jej strony. Ale ten stosunek utrzymuje się po pięciu latach, w związku z tym ciężko uwierzyć, że córki ciągle znajdują się pod wpływem tej manipulacji. To nie jest możliwe, żeby przez taki czas ten stan się utrzymywał. Moim zdaniem priorytetem jest umożliwienie dzieciom bezpośredniego kontaktu z mamą” – zapowiada mecenas Gronek.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama