„Wyszłam za mąż za wdowca z dzieckiem. Traktowałam Kalinkę jak własną córkę, ale Staszek mi ją odebrał – zakochał się w innej kobiecie”
Stworzyliśmy kochającą się rodzinę, a że Kalinka nie była moją biologiczną córką? To nie miało żadnego znaczenia. Tyle że sielanka skończyła się po kilku latach.
- redakcja mamotoja.pl
Kiedy wychodziłam za mąż za Staszka, znajomi szeptali, że jeszcze będę tego żałowała. Wdowiec z małą córeczką, który w dodatku nie śmierdział groszem? Miałam lepsze perspektywy, gdybym się dobrze zakręciła, mogłabym być dziś zaliczana do palestry miasteczka i okolic, cieszyć się ludzkim szacunkiem, tylko dlatego że wyszłam odpowiednio za mąż. Ale ja miałam oczy tylko dla Staszka, spokojnego człowieka, ledwie radzącego sobie z codziennością. Usłyszałam o nim od Marii, jego matki, kobiety rozmownej i z sercem na dłoni. Nie znałyśmy się wówczas, zauważyłam, że ma kłopoty z przepchaniem wózka przez obrotowe drzwi supermarketu, i pospieszyłam na ratunek. Wspólnymi siłami uwolniłyśmy gondolę z pułapki, Maria wylewnie mi dziękowała, ja się śmiałam i zaglądałam do wózka, komplementując jego zawartość. W środku spało małe zawiniątko w czapeczce z mysimi uszkami.
– Śliczny wnuczek – pochwaliłam, bo tak należy.
Maria, zamiast rozpromienić się jak dumna babcia, ze smutkiem pokiwała głową.
– To wnusia, Kalinka jej dali, Paulina się uparła, że tylko tak ma być, więc Staszek zrobił, jak chciała. Ochrzciliśmy małą z wody, w szpitalu, w obecności matki. Potem drugi raz w kościele, już jako sierotkę.
– Taka mała i bez rodziców, sama jedna na świecie – wzruszenie chwyciło mnie za gardło, więcej nie mogłam powiedzieć. W sumie dobrze się stało, bo Maria spojrzała na mnie ze zgorszeniem.
– Kalinka ma ojca. To mój syn – powiedziała.
– Przepraszam – nie wiedziałam, gdzie oczy podziać, zrobiło mi się głupio.
– Ta kruszynka mamy nie ma – sprostowała Maria. – Paulina odeszła z tego świata trzy miesiące po urodzeniu dziecka. Straszna tragedia.
– Straszna – powtórzyłam jak echo.
– Staszek do dziś nie może się pozbierać. Tak to w życiu bywa, nie każdemu z górki. A pani skąd?
– Tu niedaleko mieszkam, kilka kilometrów za miasteczkiem.
– Ach, nowa nauczycielka! – Maria wyraźnie się ożywiła. – Że też od razu nie skojarzyłam! Miałabym do pani prośbę, ale teraz muszę nakarmić małą. Ma pani trochę czasu i pójdzie ze mną do domu? Po drodze porozmawiamy. To niedaleko.
Coś się rodziło między nami
Zgodziłam się i w ten sposób wpadłam w miękkie łapki Marii. Oczywiście po drodze niczego się nie dowiedziałam, bo żadnej sprawy do mnie nie miała. Chciała mnie wyswatać ze swoim synem i to akurat jej się udało, ale znacznie później. Tamtego dnia zatrzymała mnie tak długo, aż Staszek wrócił z pracy. Potem zaproponowała obiad i zniknęła, zostawiając nas samych.
– Mama nie pozwoli pani uciec – uśmiechnął się blado, wyjmując kwękającą Kalinkę z łóżeczka. – Nie umiem się nią zajmować i ona to wie, dlatego popłakuje. Może tęskni za mamą? Jak pani myśli? Czy takie małe dzieci wiedzą, co się stało?
Odebrałam od niego Kalinkę, umieściłam ją w zagłębieniu ramienia i zakołysałam. Mała sapnęła z zainteresowaniem, popatrzyła niebieskimi oczami, a potem się uśmiechnęła.
Staszek był pod wrażeniem, zawołał mamę i oboje obwołali mnie nianią idealną.
– Ma pani rękę do dzieci – powiedziała z uznaniem Maria. – Kalinka od razu to poczuła, matki jej brakuje.
Aluzja była tak wyraźna, że oboje ze Staszkiem zaczerwieniliśmy się jak para małolatów.
– Matki jej nie zastąpię, ale mogę wam pomóc w wychowaniu Kalinki – zaproponowałam. – Będę pogotowiem awaryjnym. Jakby co, dajcie znać, przybiegnę.
Maria uśmiechnęła się z zadowoleniem, Staszek przyjrzał mi się z uwagą i rozpromienił. Dobrze jest wiedzieć, że w nieszczęściu i kłopotach człowiek nie jest sam, że znajdzie się ktoś, kto pomoże.
Kalinka była uroczym niemowlęciem, często do niej zaglądałam, zaprzyjaźniłam się z Marią, ale Staszka rzadko widywałam w rodzinnym domu. Częściej zachodził do mnie. To, co zaczęło się rodzić między nami, wymagało ciszy i prywatności.
Pobraliśmy się pół roku później. Ślub był skromny i cichy z uwagi na świeżo odbytą żałobę po mamie Kalinki. W okolicy szeptano, że Staszek za bardzo się pośpieszył, ale część społeczności była gotowa mu to wybaczyć.
– Matki dla dziecka potrzebował, to na co miał czekać – mówiono. – Lepszej niż Anita ze świecą szukać, widać, że przepada za małą jak za własną córką.
Tylko dobrze mi życzący przyjaciele ośmielali się bąkać, że niezbyt dobrze wybrałam. Staszek nie jest wymarzonym kandydatem na męża, nie wiadomo, czy nie ożenił się ze mną ze względów praktycznych, bo potrzebował kobiety, do gospodarstwa i do dziecka.
Nie zwracałam uwagi na plotki. Ludziom zawsze się wydaje, że lepiej wiedzą, lubią oceniać i upychać innych w ramki, a przecież nie zawsze jest tak, jak im się wydaje.
Było mi dobrze ze Staszkiem, zaś Kalinkę pokochałam od pierwszego wejrzenia. Mała mi tego nie utrudniała, od początku zachowywała się tak, jakby czekała na mamę. Zostałam nią, bo tego chciałam, a Kalinka mnie potrzebowała. Gdyby nie wiszące na ścianie w domu teściowej zdjęcie Pauliny, mogłabym zapomnieć o tym, że Kalinka nie jest moja.
Mała rosła jak na drożdżach, ale rodzeństwa się nie doczekała, chociaż oboje ze Staszkiem bardzo tego pragnęliśmy. Nie było nam dane powtórnie zostać rodzicami, więc tym mocniej przywiązałam się do Kalinki. Nie kochałabym jej bardziej, nawet gdybym była jej prawdziwą mamą. O tym, że nią nie jestem, łatwo było zapomnieć i pogrążyć się w szczęśliwych złudzeniach, niepodpartych aktami prawnymi. Nie zadbałam o to, by adoptować Kalinkę, nie czułam potrzeby się zabezpieczać, ufałam, że wszystko będzie dobrze.
Jak to chce się ożenić?!
Kalinka miała cztery lata, kiedy Staszkowi zaproponowano wyjazd do pracy w Irlandii, na razie na kilka miesięcy. Oferowano dobrą płacę, więc mąż się długo nie zastanawiał, żal było nie skorzystać. Zostawił nas, obiecał, że będzie w kontakcie, i pojechał. Nie widziałam go prawie rok. Po trzech miesiącach miał przyjechać na kilka dni, ale odwołał wizytę, tłumacząc, że dostał dobrą fuchę. Prawie codziennie rozmawialiśmy przez telefon, ale nie wyczułam zmiany w jego zachowaniu. Albo byłam taka naiwna, albo dobrze się kamuflował.
Grom z jasnego nieba spadł na moją głowę, gdy Staszek wyznał, że kogoś ma. Strasznie się jąkał, oszołomiona zrozumiałam tylko, że to poważne i chciałby się z nią ożenić. Zszokowana nie myślałam rozsądnie, po głowie tłukło mi się głupie pytanie. Jak to ożenić? Przecież ja jestem jego żoną.
– Przyjedź – prosiłam.
– Porozmawiajmy, chciałabym zrozumieć.
– A co tu rozumieć? – uciekał spojrzeniem w bok, ale nadal wypełniał sobą ekran telefonu. – Głupio mi, wiem, że dałem ciała, ale zrozum, ja też chciałbym być jeszcze szczęśliwy.
– Ze mną nie byłeś?
– Ależ byłem, tylko… Teraz jest całkiem inaczej. Nie utrudniaj mi tego, Anita.
Po kilku takich rozmowach dotarło do mnie, że nie zdołam go zatrzymać. Straciłam Staszka, ale pozostawała Kalinka. Chyba mi jej nie odbierze?!
– Anita, wiem, jak ją kochasz, ale zrozum… to moje dziecko. Nie mogę jej zostawić, jestem za nią odpowiedzialny, a do kraju raczej nie wrócę.
– Zabierzesz ją do Irlandii? – o mało się nie zadławiłam, słowa ledwie przeszły mi przez gardło.
– Miejsce córki jest przy ojcu, chyba nie zamierzasz tego kwestionować? – Staszek uderzył w twardsze tony.
– Zostaw ją nam, twoja mama i ja mogłybyśmy ją wychować, sam nie dasz sobie rady – błagałam, jąkając się co drugie słowo.
– Mama przyjedzie do nas, nie zostawię jej samej – powiedział cicho. – Nie martw się o Kalinkę, będzie miała dobrą opiekę.
– Jak mogę być spokojna, skoro ją zabierasz? Nie wiem, czy twoja… hm… dziewczyna będzie dla niej dobra, niczego nie wiem. Każesz mi oddać moją córkę, bo nie mam do niej żadnych praw!
Mój wybuch musiał zrobić na Staszku wrażenie, bo zamilkł i spuścił głowę.
– Cholera, tego nie przewidziałem – odezwał się po chwili.
Nie odezwałam się, zszokowana równie mocno jak wtedy, gdy Staszek prosił o rozwód. Czego nie przewidział? Że pokocham dziecko, które uważało mnie za mamę?
– Nie płacz – odezwał się po długiej chwili milczenia. – Mała nie wyjeżdża na koniec świata, będziecie się spotykać.
– Obiecujesz? – poczułam przypływ nadziei. W mojej sytuacji mogłam liczyć wyłącznie na jego dobrą wolę i na cud.
– Obiecuję. Nie mógłbym pozbawić mojej córki mamy – mówił tak poważnie jak nigdy w życiu.
Chyba coś do niego dotarło. Nabrałam nadziei, że Kalinka nie zniknie z mojego życia.
Nie wiem, jak przeżyłam sprawę rozwodową. Nie interesowała mnie, zgadzałam się na wszystko, bo Staszek i tak miał pozostać moim mężem, nic tego nie mogło zmienić.
Kalinka mieszkała ze mną, to też się nie zmieniło. Teściowa nie oponowała, było jej przykro, że sprawy tak się potoczyły, nie mogła spojrzeć mi w oczy.
– Wolałabym, żeby zostało po dawnemu – mówiła, kiedy przychodziła do Kalinki. – Nie godzi się zabierać ci dziecka.
– Niech jej tam mama przypilnuje, dobrze? – prosiłam.
– A pewnie, Anitko, krzywdy nie dam jej zrobić, ale ja też w strachu. Strasznie mój Staszek namieszał, co ja tam będę na starość robić? Obcy kraj, obcy język. Wolałabym zostać, choćby nawet z tobą. I z Kalinką – dodała szybko, widząc moją rozterkę.
Kalinka przysłuchiwała się naszym rozmowom, próbując zrozumieć nadciągające zmiany. Nie umiałam jej powiedzieć, że się rozstaniemy. Staszek będzie musiał to zrobić. Na razie byłam dla niej mamą, jak zwykle.
Znajomi i rodzina pukali się w czoło.
– Dość sobie nazawracałaś głowy cudzym dzieckiem – mówili. – Odchowałaś ją z pieluch i tak ci podziękowali. Nie przywiązuj się do niej, ona nie jest twoja. Staszek ją zabierze, Kalinka trochę potęskni i zapomni o tobie, a ty będziesz palce gryzła. Tęsknota za dzieckiem to straszne uczucie. Nie rób sobie tego, oddaj ją babci. Niech czeka u Marii, aż ojciec zabierze ją do Irlandii.
Nie mogłam tego zrobić, jak każda matka chciałam mieć dziecko przy sobie. Do ostatniej chwili.
Zawsze będzie miała u mnie dom
Czas biegł szybko, po kilku miesiącach Staszek przyjechał do kraju. Zorganizował przeprowadzkę matki i zabrał dziecko. Wstępnie powiedział małej, że jadą na wakacje, obiecał jej mnóstwo atrakcji i Kalinka nie oponowała. Podekscytowana opowiadała mi, że poleci samolotem i zobaczy konika, nie dociekałam, w jakiej kolejności.
Krajało mi się serce, kiedy się z nią rozstawałam, ale starałam się nie utrudniać jej tego.
– Dziękuję, że nie histeryzowałaś – musiałam wywrzeć wrażenie na Staszku, skoro zdecydował się to powiedzieć. – Niedługo mała zadzwoni do ciebie, to pogadacie. I wiesz, tak sobie teraz pomyślałem, może chciałabyś, żeby Kalinka spędzała u ciebie część wakacji? Zapisałem ją do szkoły, oni tam mają sporo przerw od nauki, więc…
– Tak – krzyknęłam, bojąc się, że się rozmyśli. – Nie musisz pytać, Kalinka zawsze będzie miała u mnie dom.
Pierwsza noc bez dziecka była straszna, potem trochę się przyzwyczaiłam, ale tęsknota została. Staszek umożliwił nam rozmowę online, kiedy Kalinka mnie zobaczyła, rozpłakała się. Niełatwo było jej powiedzieć, że zobaczymy się dopiero za jakiś czas, jak do mnie przyjedzie. Mała nie rozumiała, dlaczego nie mogę z nią być. Sprawy dorosłych były dla niej za trudne.
Następne rozmowy były łatwiejsze, głównie dlatego, że Kalinka wręcz spuchła od nowych wrażeń, którymi chciała natychmiast się ze mną podzielić. Nauczyła się dzwonić sama, błyskawicznie opanowała obsługę komórki i tabletu, i jak tylko dorwała się do któregoś z tych urządzeń, łączyła się ze mną. Opowiadała mi o szkole, nowych koleżankach i łobuzie o imieniu Jerry. Chwaliła się nowym zasobem słówek, śpiewała piosenki. Była tak daleko, a zarazem tak blisko, prawie na wyciągnięcie ręki… Żałowałam, że nie mogę jej przytulić.
Najgorsze już za nami
Po pewnym czasie do naszych rozmów zaczęła przyłączać się Maria. Chciała zobaczyć znajomą twarz, pogadać po polsku. Nie zaaklimatyzowała się na Zielonej Wyspie, tęskniła za starymi śmieciami.
– Muszę nauczyć się od Kalinki, jak się dzwoni przez ten internet – wzdychała.
– Tylko z kim miałabym rozmawiać? Moje znajome nie przesiadują przed komputerami.
– Z mamą możesz rozmawiać – zachęciła ją wnuczka.
Mówiła o mnie, niby nic dziwnego, a zabolało. Czy jeszcze kiedyś dane mi będzie być dla niej matką? Nie byłyśmy spokrewnione, wychowałam ją i to wszystko. Dałam jej tyle, ile mi pozwolono, więcej nie mogłam. Czy to wystarczy? Szczerze w to wątpiłam.
Staszek dotrzymał słowa, przywiózł Kalinkę, jak tylko w jej szkole zaczęły się krótkie ferie. Razem z wnuczką wybrała się Maria, szczęśliwa, że wreszcie jest w domu. Rozgościła się, popłakała i oznajmiła synowi, że na razie nie wróci do Irlandii.
Kalinka przywitała się ze mną burzliwie, wczepiając się we mnie, ale po chwili oderwała się i pobiegła sprawdzić, czy w jej pokoju nic się nie zmieniło.
Wydawała się spokojna i zadowolona. Już zrozumiała, że nie przyjadę do niej i nie zamieszkamy razem. Najgorsze miałyśmy za sobą, dzięki prawie codziennym rozmowom online przetrwałyśmy najtrudniejsze chwile.
Jak Bóg da, Staszek przywiezie ją do mnie na Święta Wielkanocne, będziemy miały dla siebie ponad tydzień. Mało, ale potem będą wakacje. Wiem, że dopóki Kalinka będzie chciała spędzać je ze mną, Staszek nam tego nie odmówi.
Wychowałam Kalinkę od pieluch, jestem jej prawie mamą, a czuję się prawdziwą matką. Nieważne, co mówią ludzie. Nigdy nie będę żałowała, że ją pokochałam. To był dar z niebios, najlepszy, jaki mogłam dostać.
Anita, 39 lat
Zobacz także:
- „Niedoszła teściowa rozpowiada w miasteczku, że się sprzedaję. Mści się, bo nie dopuszczam jej do wnuka”
- „Znajomi żartowali, że znalazłam sobie utrzymanka. Śmiałam się z tego, dopóki mój wybranek nie wyczyścił mi konta”
- „Wróciłam wcześniej od rodziców i przyłapałam męża z kochanką. Dla niego rzuciłam karierę, a on tak mi się odpłaca?”