Reklama

Alison Taylor z Bootle w okolicach Liverpoolu nie miała żadnych problemów zdrowotnych w drugiej ciąży. Była już mamą 8-letniego zdrowego chłopca, a lekarze podczas badań prenatalnych nie stwierdzali, żeby z kolejnym synem było coś nie w porządku. Dlatego nawet przez myśl jej nie przemknęło, że może stracić drugie dziecko.

Reklama

Nie tego się spodziewała rodzina

Ciąża była donoszona, a gdy rozpoczął się poród, mąż zabrał Alison do szpitala. Tam w ciągu godziny na świat przyszedł mały Isaac. Od razu po porodzie lekarze zauważyli, że dziecko jest poważnie chore. Noworodek z trudem oddychał. Natychmiast zabrano go na oddział neonatologiczny i podpięto pod aparaturę. Wkrótce Alison usłyszała: „Dziecko żyje, ale jest w ciężkim stanie. Trzeba jeszcze przeprowadzić badania, aby sprawdzić, czy podejrzenia lekarzy są słuszne”. Rozpoczęło się czekanie na ostateczną diagnozę. „To trwało wieczność” – mówiła o tamtej chwili Alison. W końcu padły słowa: „Nic nie możemy dla niego zrobić”. Badania wykazały, że nerki dziecka nie pracowały, co spowodowało, że płuca Issaaca nie rozwinęły się prawidłowo.

Pożegnanie zamiast powitania

O sytuacji powiadomiono babcię Isaaca, do szpitala sprowadzono starszego syna, aby zdążył zobaczyć brata. Alison jeszcze upewniała się, czy na pewno nic już nie można dla jej synka zrobić. Gdy uzyskała kolejne potwierdzenie, powiedziała: „Chcę, aby to stało się na moich warunkach. Nie chcę, żeby cierpiał”.

Rodzice noworodka postanowili, że odłączą go od aparatury. Alison poprosiła, żeby synka uwolnić od rurek, którymi był oplątany, aby wziąć go na ręce pierwszy i ostatni raz. Isaac zmarł w jej ramionach niecałe 24 godziny po porodzie.

Alison podzieliła się swoją historią, która wydarzyła się 6 stycznia 2020 roku w ramach obchodów Tygodnia Dziecka Utraconego.

Źródło: liverpoolecho.co.uk

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama