Reklama

Serce mnie boli, gdy czytam u Was kolejne artykuły o tych biednych dzieciach, samotnych, pobitych albo błąkających się po mieście. Bo rodzice nie dopilnowali. To są pojedyncze osoby, które zauważą i pomogą, tak jak ten kierowca autobusu, który jako jedyny się zatrzymał i zaopiekował maluszkiem. Gdzie byli ci wszyscy, którzy teraz tak krzyczą?

Reklama

Pomagajcie, zamiast krytykować innych

Co by było, gdybyśmy nagle wszyscy zainteresowali się tym, co dzieje się u sąsiadów albo na ulicy pod blokiem? Ile dzieci udałoby się wtedy uratować? Dochodzę jednak ze smutkiem do wniosku, że to niemożliwe, bo my wolimy narzekać niż się wysilić i pomóc potrzebującemu.

Gdy słyszymy płacz maleństwa za ścianą, udajemy, że to nie nasza sprawa. I gdy to się powtarza, zakrywamy uszy. Odwracamy głowę od wrzeszczącej matki, uciekamy, kiedy ktoś podniesie rękę na dziecko. Spieszymy się do swoich spraw, gdy mijamy na ulicy samotnego maluszka. Po co się angażować i pakować w kłopoty. Mamy swoje sprawy. Ale kiedy dojdzie do tragedii, wszyscy załamują ręce.

Ilu z tych oburzonych pomogło żebrzącemu dziecku? Wezwało policję do drącego się ojca?

Jakie to szczęście, że jeszcze są ludzie o wielkich sercach. Podziwiam tego kierowcę autobusu, który przejął się losem bosego chłopczyka na ulicy. Zrobił coś, na co inni nie mieli czasu ani odwagi. Jakie to smutne, że tylko on to zrobił.

Wcale nie jestem lepsza. Kiedyś widziałam, jak w autobusie matka szarpała swoją córeczkę, dziewczynka na oko miała jakieś 3 latka, bardzo płakała. Wolałam wysiąść i zapomnieć, wstyd mi teraz za to. Obiecuję sobie, że następnym razem zareaguję, jak trzeba.

Beata

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama