Reklama

Od czasu pandemii mieszkamy z rodzicami mojego męża. To była dobra decyzja, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Zamieszkaliśmy z teściami, żeby zaoszczędzić. My gnieździliśmy się w pięć osób w wynajmowanym dwupokojowym mieszkaniu, a rodzice męża we dwójkę mieszkali w dużym domu z ogrodem.

Reklama

Nie mogę normalnie żyć

W maju minęły dwa lata, odkąd mieszkamy razem i każdego dnia żałuję, że przeprowadziliśmy się pod miasto, do teściów. Czuję się jak w klatce. Zbliża się kolejna zima, w zasadzie już są chłodne poranki i na samą myśl wątpliwej powtórki z rozrywki jest mi słabo. Już teraz siedzę z dziećmi w zimnicy, bo teściowie wydzielają nam opał i ciepłą wodę. A co będzie, jak inflacja jeszcze wzrośnie? Czy będę musiała kąpać się w wodzie po dzieciach? Doceniam poświęcenie teściów, że zgodzili się nas przygarnąć, ale nie jestem w stanie wytrzymać tego, że nie mogę normalnie żyć i wszystko jest wydzielane.

Proponowałam teściowej, że będziemy się dokładać, kupimy węgiel albo będziemy płacić za rachunki. Obraziła się na mnie i uniosła honorem. „Mowy nie ma! Dziecko drogie, absolutnie nie będziecie za nic płacić!” powiedziała oburzona. Jednak teść jest innego zdania. W domu jest jeden piec, którym zarządza teść, bo z ich sypialni jest zejście do piwnicy. I potrafi nie napalić w piecu, bo uważa, że jest wystarczająco ciepło, a dzieci mogą się cieplej ubrać. Raz to nawet zakręcił wodę w całym domu, bo uznał, ze moja 12-letnia córka za długo bierze kąpiel. I biedula została tak z szamponem na głowie! A mój mąż uważa, że nic się nie dzieje. Może raczej nie chce zauważyć, bo tak jest mu chyba wygodnie. A może i też dlatego, że pracuje od rana do nocy i wieczorem nie ma już siły na kłótnie z rodzicami.

Zawsze coś do roboty się zajdzie. Tyle że na czarno

Chciałabym się wyprowadzić. Niestety na razie nas na to nie stać. Mąż pracuje, ile może, żeby utrzymać rodzinę. Też staram się dokładać do rodzinnego budżetu, piekę ciasta i torty na zamówienie, a czasem wpadnie jakaś dodatkowa fucha na sprzątanie mieszkania czy domu. Bo kiedyś to była, co tu mówić, wieś zabita dechami, ale od kilku lat powstają nowe domy, a nawet cale osiedla. Więc zawsze coś do roboty się znajdzie. Tyle że na czarno. Więc zdolność kredytowa żadna. Tak jak i stały dochód. Do pracy na etat nie pójdę, nie mam jak dojechać do miasta. Poza tym zajmuję się dziećmi, czasem teściom pomogę w obejściu, bo już lata nie te.

Czuję się, jakbym kręciła się w kółko. Nie wiem, co mam robić. Czasy niepewne, trójka dzieci na utrzymaniu. Może jak ktoś przeczyta te moje rozterki, to mi pomoże i znajdzie jakieś rozwiązanie, którego ja nie mogę dojrzeć. Tylko bardzo proszę o niepodpisywanie listu. To mała miejscowość, plotki szybko się roznoszą.

Imię i nazwisko znane redakcji mamotoja.pl

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama