„Zaufanie w związku to pomyłka. Ja nie kontrolowałam, a teraz on się wyprowadza, nawet dzieci ma gdzieś” [LIST DO REDAKCJI]
Chciałam być taka dobra i dojrzała, wierzyłam we wszystko, co mówił. Śmiałam się z tych dziecinnych koleżanek, które przetrzepują mężom kieszenie i telefony. Teraz już wiem, że jak jest rodzina, to trzeba jej strzec na wszelkie sposoby, nawet podstępem.
Jurek nigdy nie dawał mi powodów do podejrzeń, a ja chciałam, żebyśmy tworzyli zdrową rodzinę. Ustaliliśmy zasady – żadnych kłamstw, zdrad i innych dziwnych akcji. Jak urodziły się dzieci, to było dla mnie oczywiste, że tym bardziej mamy być jak skała. Niezniszczalni. Nie kontrolowałam go, bo nie chciałam, żeby stracił do mnie zaufanie albo uznał za wariatkę. To był ogromny błąd.
Żałuję, że nie kontrolowałam męża. Może uratowałabym rodzinę
Na początku było jak zwykle – kolorowo. Jurek był czarujący, pomocny, dbający o mnie i naszą rodzinkę. Do głowy mi nie przyszło, żeby go wypytywać o znajome z pracy albo zabraniać służbowych wyjazdów. Byłam nawet taka wspaniałomyślna, że sama mu proponowałam, żeby sobie wyjechał i odpoczął. Zawsze korzystał. Całował na pożegnanie i jechał na cały weekend nad morze, taki szczęśliwy i wdzięczny. A ja czułam się jak najlepsza żona na świecie.
Pierwsze niepokojące sygnały zauważyłam, kiedy nasze bliźniaczki miały mniej więcej roczek. Byłam już umęczona siedzeniem z nimi w domu, wszystko zaczynało mnie drażnić, więc i wobec Jurka stałam się bardziej opryskliwa. A on zaczął wymykać się z domu albo zamykać w łazience. Czułam, że coś jest nie tak, ale zwaliłam to na swoje przemęczenie. Nadal nie miałam zamiaru go sprawdzać, chociaż mnie korciło. Telefon mu pikał o dziwnych porach, czasem aż mnie ręka świerzbiła, żeby zajrzeć. Ale nie, trzymałam się zasad i wierzyłam w jego lojalność.
Głupia byłam i tyle. Dopiero on sam mnie w tym utwierdził. Inaczej chyba żyłabym jak ta idiotka następnych parę lat. A tymczasem mój wspaniały mąż sam spakował walizki i oświadczył, że się wyprowadza. Coś kręcił, że mu ciasno w małżeństwie i musi odpocząć. Zaprzeczał, gdy zapytałam o kochankę, ale ja już wtedy nie wytrzymałam i wykrzyczałam mu, że jest kłamcą i zdrajcą! Nic nie odpowiedział, wiem, że ma kogoś. Nie powstrzymały go nawet dzieci. A moim zaufaniem to sobie buty wytarł i poszedł.
Pluję sobie w brodę – może gdybym go bardziej pilnowała, to nasza rodzina by się nie rozpadła? Może udałoby mi się zatrzymać go w porę, kiedy jeszcze ten jego romans się nie rozkręcił?
Ania
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też: