Reklama

Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, że moja żona robi wszystko za naszych dwóch synów, sprząta ich pokoje, układa zabawki, zbiera z podłogi brudne skarpetki. Iza nigdy się nie skarżyła, a ja, kiedy wracałem z pracy, zastawałem w domu porządek. Sam nie wiem, jak mogłem być aż tak ślepy. Dopiero kiedy zostałem z chłopcami sam, przejrzałem na oczy…

Reklama

Kredyt, który wzięliśmy z Izą na nowy dom, odrobinę nas przerósł, właściwie to przerósł nas całkowicie. A już od chwili, kiedy Iza straciła pracę, zrobiło się bardzo nieciekawie. Dlatego zgodziłem się na pomysł, który Iza przedstawiła mi miesiąc temu. Jej starsza siostra od kilku lat pracowała we Francji. Zaproponowała, żeby Iza przyjechała na trzy miesiące do sprzątania i do pomocy w kuchni w jakimś pensjonacie. Miała zarobić całkiem niezłe pieniądze…

– Dasz sobie radę – przekonywała mnie żona. – Chłopcy są już duzi, nie wymagają opieki całą dobę. To tylko trzy miesiące, a bardzo podreperujemy budżet. Zresztą nie mamy innego wyjścia, to właściwie dla nas jedyny ratunek – zakończyła zdecydowanie.

Bałem się zostać sam z synami. Zawsze to Iza zajmowała się dziećmi, ogarniała dom, szkołę Bartka i przedszkole Adasia. Nie bardzo wyobrażałem sobie, jak ja sam dam radę. Widziałem jednak, że moja żona już zdecydowała i nie zmieni zdania. Miała zresztą rację, twierdząc, że nie było innego wyjścia. Pojechała więc…

Wszyscy trzej z niepewnymi minami żegnaliśmy ją na lotnisku. Adasiowi łezki popłynęły po buzi, Bartek udawał twardego, ja również.

– Idziemy na lody, chłopaki – powiedziałem, kiedy samolot Izy odleciał.

Nie no, nie mogę odpuścić. To zresztą dla ich dobra

– Musimy ustalić pewne zasady – zacząłem, kiedy usiedliśmy z lodami przy stoliku. – Teraz, kiedy mamy nie ma, musicie mi pomagać w domu.

– W czym? – Adaś spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

– We wszystkim. Choćby w sprzątaniu. Każdy musi sprzątać swoje zabawki i przybory szkolne. Musicie dbać o porządek w swoim pokoju.

Bartek zgodnie kiwał głową, ale w oczach młodszego syna dostrzegłem niepokój. Nie odezwał się jednak.

Już po kilku dniach zorientowałem się, że nasze mieszkanie, niestety, nie sprząta się samo, a chłopcy zapomnieli o obietnicy albo w ogóle nie wzięli jej sobie do serca. Już pomijając to, że ich pokój zawalony był porozrzucanymi ubraniami, brudnymi majtkami i skarpetkami, które nie wiedzieć czemu nie chciały same powędrować do kosza na brudną bieliznę, to pomiędzy tym wszystkim walały się klocki, samochodziki, kredki, przybory szkolne Bartka i sam nie miałem pojęcia co jeszcze.

– Tato, ratunku! Nie mogę znaleźć zeszytu! – darł się Bartek przed wyjściem do szkoły.

– I co? Niby ja mam ci go szukać? Mówiłem wczoraj, żebyś posprzątał i spakował plecak.

– Ale tato, pomóż! – jęczał. – Dostanę pałę, jak go nie pokażę pani.

– Trudno, będziesz miał pałę – podsumowałem. – A teraz musimy już wychodzić, bo spóźnię się do pracy.

Niezadowolenie starszego syna aż parowało mu uszami. Całą drogę do szkoły jęczał na tylnym siedzeniu, że przeze mnie nie znalazł zeszytu, bo tak bardzo się spieszyłem.

Po południu, gdy odbierałem Bartka ze szkoły, jego pierwsze słowa brzmiały:

– Przez ciebie dostałem pałę, tato!

– Przeze mnie? – zdziwiłem się szczerze. – A z jakiego to powodu przeze mnie? Czy ja zgubiłem twój zeszyt?

– Ale nie pomogłeś mi poszukać – mruknął niechętnie.

– Wrócimy do domu, zjemy obiad, a potem posprzątacie z Adasiem swój pokój – stwierdziłem spokojnie.

– I wtedy na pewno wszystkie zagubione rzeczy się znajdą.

– E tam, zawsze mama nam sprzątała – odezwał się niechętnie Adaś. – I nigdy nic się nie gubiło. Mama wszystko znajdowała.

– Ale teraz mamy nie ma i musicie sami. Wydaje mi się, że nie możecie czekać, aż mama wróci.

– Ale ty jesteś – usłyszałem – i mógłbyś zamiast mamy…

– Nie będę za was sprzątał waszego bałaganu – przerwałem Bartkowi.

– Jesteście już duzi. Możecie sami poskładać zabawki.

Wieczorem okazało się, że pokój, niestety, nie został posprzątany. Chłopcy, jak mi oznajmili, nie mieli na to czasu. Bartek musiał odrabiać lekcje, a Adaś musiał budować nowy kosmiczny pojazd z klocków Lego. Miałem do wyboru: albo posprzątam sam, a potem już zawsze będę po nich sprzątał, albo znajdę na nich sposób. Wybrałem to drugie rozwiązanie. Zastanawiałem się intensywnie i następnego dnia po obiedzie kolejny raz oznajmiłem synom, że mają posprzątać swój pokój. Dodałem również, że jeśli tego nie zrobią, wszystkie ich ukochane zabawki wylądują w worku i powędrują w tym worku na śmietnik.

– Żartujesz sobie, tato? – obaj patrzyli na mnie z niedowierzaniem.

– Zapewniam was, że nie żartuję. I radziłbym uwierzyć.

Wieczorem, kiedy zajrzałem do chłopaków, żeby wysłać obu do łóżek, zastałem pokój w takim samym stanie jak poprzednio, a może nawet jeszcze gorszym. Moi synowie siedzieli na dywanie i wspólnie układali rozsypane puzzle. Bez słowa wróciłem do kuchni, wyjąłem z szuflady czarne worki na śmieci i zacząłem zbierać z podłogi wszystkie zabawki, jak leci. Nic nie mówiłem, nie krzyczałem, nie złościłem się, systematycznie ładowałem wszystko do worków. Bartek z Adasiem przez długi moment patrzyli na mnie z zaskoczeniem i zdumieniem w oczach. Nie spodziewali się, że mogę spełnić swoją groźbę.

Pierwszy pękł starszy syn:

– Tato, co ty wyprawiasz? – jęknął.

– Pomagam wam sprzątać zabawki – odpowiedziałem.

– Moje lego! – wrzasnął Adaś, jakby się obudził, i rzucił się ratować swoje ukochane klocki.

Wydarzył się cud. Moje dzieci potrafią sprzątać

Było już, niestety, za późno. Zawiązałem worek i nie zważając na lamenty synów, wyniosłem na zewnątrz.

Prawdę mówiąc, nie chciałem tego wszystkiego wyrzucać na śmietnik, schowałem worek w garażu, upewniając się, że dzieci go nie znajdą.

Tydzień trwały płacze i lamenty.

Był nawet telefon do matki z rozpaczliwą skargą, że niedobry ojciec wyrzucił ich zabawki.

– Co ty zrobiłeś, Piotrek? – zapytała żona z wyrzutem.

– Ktoś musi nauczyć ich tego, że mieszkanie samo się nie posprząta.

– Ale oni są jeszcze mali…

– Nie aż tak mali, żeby nie potrafili poukładać zabawek.

– Ty naprawdę im to wszystko wyrzuciłeś? – nie dowierzała żona.

– Naprawdę – przytaknąłem zdecydowanie, bo byłem pewien, że Iza się wygada przed chłopakami.

Kiedy interwencja Izy nic nie pomogła, chłopcy zadzwonili do babci.

Nie znaleźli jednak wsparcia u mojej teściowej. Ona od dawna wiedziała dużo lepiej ode mnie, jacy z nich bałaganiarze. Chłopcy rozpaczali nad utratą swoich ukochanych zabawek, tym bardziej po mojej zapowiedzi, że nie mają co liczyć na nowe.

Co chwilę powtarzały się pytania:

– Tatusiu, naprawdę nam wszystko wyrzuciłeś? Powiedz, że nie – prosili jeden przez drugiego. – Czym my teraz będziemy się bawić?

– I moje ukochane klocki Lego od babci też wyrzuciłeś? – płakał Adaś.

Byłem twardy. Uparcie twierdziłem, że worki z zabawkami zostały wyrzucone. Zastanawiałem się tylko, co będzie, kiedy im oddam. Przecież wyda się, że przez cały czas kłamałem. To był ten słaby punkt w moim planie, ale szkoda było mi wyrzucać drogich zabawek.

Chłopcy chyba nie do końca wierzyli, że spełniłem groźbę i worki wylądowały na śmietniku. Starali się jak jeszcze nigdy. Ich pokój został posprzątany na błysk, nawet kurz powycierali.

Brudna bielizna każdego wieczoru lądowała w koszu w łazience, szczoteczki do zębów dokładnie wypłukane stały w kubeczkach, już nie walały się na półeczkach nad umywalką. Nawet ręczniki grzecznie wisiały na wieszaczkach, zamiast jak dotąd leżeć mokre i zmięte na podłodze i właściwie po jednym użyciu nadawać się tylko i wyłącznie do prania. O niczym nie musiałem przypominać. Czas płynął i nic się nie zmieniało.

Po dwóch tygodniach złamałem się wreszcie i przyniosłem oba worki z zabawkami. Synowie stali z rozdziawionymi buziami.

– Tatuś, nie wyrzuciłeś – szepnął Adaś z niedowierzaniem i na jego buzi pojawił się uśmiech. – Nie wyrzuciłeś mojego lego – powtórzył.

– Nie wyrzuciłem, ale jak jeszcze raz zobaczę w waszym pokoju bałagan, zapewniam, przysięgam, że wszystko wyrzucę. I nigdy już tych rzeczy nie odzyskacie – ostrzegłem.

– Będziemy sprzątać, obiecujemy – oznajmili jednocześnie.

Oddałem im zabawki i z radością patrzyłem, jak układają je na półki.

Przez następne dni nic się nie zmieniało i w pokoju moich synów panował idealny porządek. Nie musiałem już nawet przypominać o sprzątaniu. Uwierzyli, że mógłbym wyrzucić im zabawki na śmietnik. I zrobiłbym to, dotrzymałbym słowa. Wyglądało jednak, że już nie musiałem, że nauczyłem swoich synów sprzątania.

Dopiero Iza się zdziwi po powrocie. I ucieszy na pewno też.

Piotr

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama