2-letni chłopiec odszedł w jej ramionach. Mama: „Przez chwilę miałam rodzinę, którą sobie wymarzyłam”
Akurat bawili się całą rodziną w Disneylandzie pod Paryżem, gdy z twarzą 2-letniego synka stało się coś dziwnego. Jeden policzek dziecka na krótką chwilę opadł, a chwilę potem wszystko znów było w porządku. Rodzice postanowili upewnić się, że mogą być spokojni o dziecko. Francuscy lekarze zapewnili ich, że to niegroźny objaw, który minie. Ale po powrocie do domu stan dziecka tylko się pogarszał. Kilka tygodni później chłopiec umarł w ramionach mamy.
Kiedy wrócili z Francji, 2-letni Dax zaczął wymiotować. Miał też coraz większe problemy z utrzymaniem równowagi. W szpitalu okazało się, że chłopiec ma niewielkiego, niegroźnego guza mózgu… Kazano im wrócić za 3 miesiące. Wrócili wcześniej, guz rósł jak szalony.
Wyniki badań nie wskazywały na śmiertelną chorobę?
Francuscy lekarze stwierdzili u chłopca niegroźne porażenie Bella. Brytyjscy – najpierw zgodzili się z diagnozą francuskich medyków, a potem uznali, że to niegroźny nowotwór.
Ale rodzice na widok pogarszającego się stanu synka, byli przerażeni… Chcieli zabrać chłopca do Stanów Zjednoczonych, by poradzić się tamtejszych specjalistów.
Tuż przed zaplanowanym lotem, 2-latek dostał krwotoku z ucha. Wszystko przez „niegroźny” guz, który okazał się… wyjątkowo rzadkim i złośliwym nowotworem. W ciągu kilku tygodni rozrósł się na tyle, że lekarze musieli natychmiast go operować. Udało się usunąć 70 procent guza.
Operacja, chemia i nadzieja
Badania histopatologiczne wykazały, że nowotwór, który zaatakował chłopca to mięsak prążkowanokomórkowy. Chemioterapia działała i wszyscy mieli nadzieję, że to koniec koszmaru. Niestety, kolejne badania nie pozostawiały wątpliwości: nowotwór zdążył opanować kręgosłup i płyn mózgowo-rdzeniowy. Lekarze rozłożyli ręce.
Rodzice mogli zrobić tylko jedno: zabrać chłopca ze szpitala do domu.
„Gdy tracisz dziecko, tracisz siebie…”
Chłopiec przestał słyszeć. Jego twarz stała się nieruchoma. Jego organizm słabł z dnia na dzień.
Wkrótce potem chłopiec umarł w ramionach swojej mamy. Był maj 2020 roku.
Po latach kobieta postanowiła opowiedzieć o wszystkim z myślą o rodzicach, którzy stracili dziecko
„Przez krótką chwilę miałam rodzinę, jaką sobie wymarzyłam. A potem pojawił się rak i odebrał nam dziecko. Gdy tracisz dziecko, tracisz siebie…” – powiedziała kobieta.
Zapewniła, że doskonale wie, jak ciężko być rodzicem dziecka chorego raka i rodzicem pogrążonym w żałobie. Zaapelowała jednak do matek i ojców, by w tym trudnym czasie nie wahali się korzystać z pomocy.
„Istnieje wiele form wsparcia. Zawsze powtarzam, że nie wolno zamykać się w sobie, bo naprawdę warto spotykać się z ludźmi i rozmawiać…”
Źródło: The Sun
Piszemy też o:
- Matka i jej partner zapewniają sąd, że nie chcieli zrobić Leosiowi krzywdy. Gdy 4-latek przestał się ruszać, podjęli decyzję
- Chorzów: 5-letni Antoś nie umiał obronić się przed ciosami. Załamany ojciec tłumaczy się i przeprasza
- Bielawa: 8-letnia dziewczynka walczy o życie. Nauczycielka przejechała po niej na szkolnym placu?