Reklama

Szłam na studia pedagogiczne pełna zapału, kochałam dzieci, szkołę, miałam pomysły, jak uczyć i wspierać. Dziś już nic z tego nie zostało. Tylko moje łzy.

Reklama

Wchodzę do klasy jak skazaniec

Szanowna Redakcjo, uczę obecnie w siódmej klasie szkoły podstawowej w średnim mieście. To szkoła jak inne, żadna elitarna, ale też nie jakaś podrzędna. Mamy swoje sukcesy, uczniów na olimpiadach, dobre wyniki na egzaminach ósmoklasisty. Wszystko z zewnątrz wygląda normalnie. Dzieci zadbane, z porządnych rodzin, nie ma biedy ani jakiejś patologii. Prawda o moich uczniach jest jednak zupełnie inna.

Jestem jeszcze młoda, wydawało mi się więc, że znajdę wspólny język z dziećmi. W zeszłym roku zostałam wychowawczynią jednej z klas, byłam dumna, chciałam coś z osiągnąć z tymi dzieciakami. Tymczasem mam już serdecznie dość. Zaczęło się od tego, że przestali się przykładać do nauki, głównie bojkotowali mój przedmiot. Nie wszyscy, stworzyła się taka grupka, która przychodziła kompletnie nieprzygotowana na sprawdziany i śmiała mi się w twarz. Co z tego, że stawiałam jedynki. Czy muszę tłumaczyć, jak się czułam, gdy te dzieci nasyłały na mnie wściekłych rodziców, a ci lecieli ze skargą do dyrekcji?

Wyszło na to, że jako nauczyciel jestem nieudolna i gnębię swoich uczniów.

Gdy poczuli siłę, zaczęło być coraz gorzej. Bieganie po klasie w czasie lekcji, rzucanie papierami i długopisami w tablicę, a zdarza się, że i we mnie, przeklinanie, chamskie odzywki, których nawet nie przytoczę, bo mi wstyd... Zaczęłam regularnie płakać popołudniami, gdy tylko wrócę do domu. Nie mam ani szacunku, ani żadnych wyników w pracy, bo nikt mnie tam nie słucha. Mój przedmiot mają gdzieś, poległam też jako wychowawca.

Starałam się, próbowałam rozmawiać, zabrałam swoją klasę na wycieczkę, żeby było miło, zorganizowałam im dyskotekę. Ale już mi się nie chce. Oni zabili we mnie całą moją pasję.

Tłumaczyłam sobie jeszcze do niedawna, że to przecież dzieci, nie są złe. Ale może jednak są? Myślałam, że trzeba je po prostu nakierować, pomóc. Ale może to i tak nic nie da? Już nic nie wiem. Niestety z rodzicami nie ma rozmowy ani współpracy, są tylko roszczenia. Tego nie przeskoczę. Jest mi tak strasznie przykro.

Zbliża się Dzień Nauczyciela i tak sobie myślę, że nie dam rady udawać, uśmiechać się i przyjmować prezentów. Na co mi one? Nic nie naprawi tego, że czuję się jak wrak, a pracuję w tym zawodzie dopiero sześć lat.

Olga

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama