Ale się nadęła! Będzie ci ciężko się z nią porozumieć, chyba nie cieszy się z waszego ślubu – powiedziała cicho siostra, korzystając z tego, że mój świeżo poślubiony mąż i reszta rodziny zajęci byli rozmową.
Wiedziałam, że mnie nienawidzi
Weronika nie brała w niej udziału, siedziała naprzeciwko mnie i bawiła się nożem, wpatrując się ponuro w stół.
– Jej mina nie wróży nic dobrego – zaśmiała się niepewnie Joasia. – Chyba uważa, że ukradłaś jej ojca.
Nie miałam co do tego wątpliwości, Weronika sama mi to powiedziała dwa dni przed ślubem. Miałam nadzieję, że się polubimy, jak pierwsze lody pękną. Nie dziwiłam się Weronice. Tyle lat miała tylko tatę, bała się, że go jej odbiorę. Utraciła już mamę, bała się kolejnej straty. Chciałam ją do siebie przekonać, ale potrzebowałam czasu.
Wychodząc za mąż za Rafała, stałam się macochą dla jego czternastoletniej córki, która od początku ledwie mnie akceptowała. Była dla mnie chłodna, ale uprzejma, dopóki nie powiedzieliśmy jej, że się pobieramy. Wtedy zmieniła się całkowicie, powiedziała wprost, co o mnie myśli.
– Nienawidzę cię – oznajmiła dwa dni przed ślubem. – Nie myśl, że zastąpisz moją mamę. Jesteś przybłędą, która ukradła mi ojca. Nie daruję ci tego.
Przestraszyłam się jej determinacji, ale kiedy ochłonęłam, dotarło do mnie, że z oczu Weroniki nie wyzierała nienawiść, tylko strach. Bała się, co się z nią stanie, czy nie zostanie odsunięta na margines w nowym rodzinnym układzie. Nie chciała mnie, ale nikt jej o zdanie nie pytał, została uszczęśliwiona macochą na siłę. Byłam gotowa ją zrozumieć, zamierzałam uzbroić się w cierpliwość i powoli zdobywać jej zaufanie, żebyśmy mogli stworzyć we trójkę prawdziwą rodzinę.
Kazała mi wyjść z pokoju
Po dwóch miesiącach dobre chęci zaczęły mnie powoli opuszczać. Weronika robiła wszystko, żebym również ją znienawidziła. Na każdym kroku robiła mi na złość, oczerniała mnie przed Rafałem, kłamała, a nawet niszczyła moje rzeczy.
Któregoś dnia otworzyłam szufladę z bielizną i znalazłam nowy stanik pocięty nożyczkami w drobny mak. Zaniosłam go do pokoju Weroniki i położyłam przed nią bez słowa.
– No co? Pewnie myszy się zalęgły – uśmiechnęła się złośliwie, patrząc na mnie bezczelnie.
Przysunęłam sobie krzesło i usiadłam koło niej, chcąc poważnie porozmawiać, ale zareagowała tak gwałtownie, że aż się przestraszyłam.
– Wyjdź stąd! Nie będę cię słuchać, nie udawaj, że jesteś moją matką. Ona nie żyje, innej nie potrzebuję!
Odruchowo spojrzałam na zdjęcie wiszące na ścianie nad biurkiem Weroniki. Uśmiechała się z niego młoda kobieta, Elżbieta, pierwsza żona Rafała. Odeszła młodo, osierocając czteroletnią córeczkę. Weronika prawie jej nie pamiętała, ale matka wciąż żyła w jej sercu.
– Nie mogłabym jej zastąpić – powiedziałam powoli. – Chcę być twoją przyjaciółką. Proszę, zakop topór wojenny, nie zrobiłam ci nic złego.
– Nie chciałam cię tutaj – rzuciła z miną naburmuszonego dziecka. – Ale nie miałam nic do powiedzenia, prawda? Nadal cię nie chcę, więc wyjdź z mojego pokoju.
Zostawiłam ja samą, to było jedyne rozwiązanie.
Gryzłam się konfliktem z Weroniką, ale Rafała trzymałam z daleka od naszych nieporozumień. Stanąłby po mojej stronie, prosząc córkę o przyzwoite zachowanie. Weronika utwierdziłaby się w przekonaniu, że tata przestał ją kochać, a ja wygrałam, bo go przekabaciłam. To, że zachowywała się niemożliwie, byłoby w jej oczach drugorzędną sprawą. Jak się ma czternaście lat i świat usuwa się spod stóp, nie myśli się rozsądnie.
W domu zapanował spokój podszyty oczekiwaniem. Weronika zaprzestała wrogich poczynań, a ja zastanawiałam się, co się dzieje w jej głowie. Pozornie wszystko było jak trzeba. Zwracała się do mnie grzecznie, ja o nic jej nie prosiłam, żeby nie usłyszeć, że nie mam prawa jej rozkazywać, bo nie jestem jej matką. Czekałam na rozwój wydarzeń, ale moja cierpliwość się kończyła. Chciałam działać, rozmawiać, ale bałam się jej reakcji.
Chciałam jej pomóc
Pewnego wieczoru byłyśmy w domu same, Rafał pojechał do swojej matki. Weronika nie wychodziła z pokoju, ale drzwi wyjątkowo pozostawiła uchylone, nie zamknęła się przede mną, jak to miała w zwyczaju. Zobaczyłam, że siedzi przed komputerem, ale głowę położyła na biurku. Zasnęła?
Weszłam do jej pokoju. Chyba mnie nie usłyszała, bo ani drgnęła. Wcześniej rozmawiała z koleżankami przez komunikator, na ekranie zobaczyłam wpisy. Może jestem wścibska, ale nie oparłam się pokusie. Zdążyłam przeczytać, co napisały koleżanki Weroniki. Z treści wpisów wynikało, że Weronika zadurzyła się w jakimś chłopcu, a ten roztrąbił po całej szkole, jakie to on ma powodzenie i jak bardzo ją lekceważy. Dziewczyny podchwyciły plotkę, naśmiewając się z nieodwzajemnionego uczucia Weroniki.
Dziewczyna podniosła głowę i zobaczyła mnie. Zerwała się z krzesła.
– To prywatne rozmowy, nie wolno ci! – wrzasnęła piskliwie.
– Wera, to jest hejt, tego nie można tak zostawić – starałam się nie zwracać uwagi na jej zachowanie.
Weronika wyraźnie się przestraszyła.
– I co? Pewnie zaraz naskarżysz tacie? – spytała, udając chojraka. – A on pójdzie do wychowawczyni i będę miała przechlapane.
– Wiem – powiedziałam spokojnie.
Byłam młodsza od Rafała o dziesięć lat i jeszcze nie do końca zapomniałam żelazne reguły rządzące szkolnym towarzystwem. Żadne rozmowy z wychowawczynią nie pomogłyby Weronice, trzeba było coś wymyślić.
– Nikomu nie powiem – obiecałam.
– Czego zażądasz w zamian? – dziewczyna zmrużyła oczy, wyprowadzając mnie z równowagi.
– A słyszałaś o bezinteresownej pomocy? – krzyknęłam. – Bezinteresownej! Znajdź sobie w słowniku to trudne słowo, jeśli nie wiesz, co oznacza.
– Dobra, nie denerwuj się – powiedziała ugodowo Weronika.
Wzięłam dwa głębokie wdechy i uspokoiłam się. Mniej więcej.
– Pamiętasz ze ślubu mojego kuzyna Wojtka? – spytałam, starając się zachować spokój.
– Tego przystojnego? – uśmiechnęła się dziewczyna.
– Tego samego. Ma szesnaście lat i na pewno zrobi dobre wrażenie na twoich niemądrych koleżankach. Posłuchaj, mam pomysł, jak wybrnąć z tej sytuacji.
Wyglądał przystojnie i światowo
Poprosiłam Wojtka o przysługę. Długo się opierał, ale kiedy opowiedziałam, jakie docinki musi znosić Wera, ugiął się. Poprosiłam go, żeby zachował się jak dżentelmen do kwadratu albo i lepiej, żeby pokazać nastolatkom, jak chłopiec powinien traktować dziewczynę. Odparł, że spoko, coś się wymyśli.
Umówionego dnia podrzuciłam go samochodem pod szkołę Weroniki. Kuzyn zaszalał, przybył w eleganckiej sportowej marynarce, która założona do błękitnych dżinsów dawała wrażenie eleganckiego luzu i światowego obycia. Oparł się o mur i czekał, przeglądając zawartość telefonu i ignorując zaciekawione spojrzenia. Stanęłam tak, żeby nie było mnie widać, i też czekałam. Po dzwonku z budynku wysypała się gromada uczniów. Wojtek bezbłędnie wyłowił z tłumu Weronikę, podszedł do niej, założył ręce do tyłu, naśladując wychowanka dobrej angielskiej szkoły z internatem, i lekko się ukłonił. Wera zbaraniała, a jej złośliwe koleżanki zamieniły się w słupy soli, otaczając ich ciasnym kołem jak stado owiec.
Imponuje im to, co ładne z wierzchu, nie sięgają wzrokiem głębiej, pomyślałam. Nie znały Wojtka, nie wiedziały, kim jest i co sobą przedstawia, ale był przystojny i ładnie ubrany, więc były gotowe go adorować, może nawet mu zaufać. Jeśli nie zmądrzeją, kiedyś wpakują się w kłopoty.
Wojtek z Weroniką szli spacerem w moim kierunku, wycofałam się zza drzewa i poszłam do samochodu. Po chwili dołączyli do mnie i wsiedli.
– Akcja zakończona – powiedział wesoło Wojtek. – Teraz zostawią cię w spokoju.
– W ich oczach jesteś bohaterką, bo zdobyłaś przystojnego chłopaka – dodałam.
– Dziękuję – Wojtek ukłonił się na siedząco.
– Zaproś dziewczyny do nas, niech wpadają, kiedy będą miały ochotę – rzuciłam w kierunku Weroniki. – Pogadam sobie z nimi od niechcenia, żeby ich nie spłoszyć. Może mi się uda nalać im rozumu do głów.
– To nic nie da, one są okropne – uśmiechnęła się Weronika.
Zaparkowałam i wysiedliśmy.
W końcu do niej dotarłam
– Nie mogą być takie złe, skoro je lubisz – oddałam jej uśmiech, ciesząc się, że wreszcie normalnie rozmawiamy.
– W każdym tkwi okruch dobra, tylko trzeba umieć go znaleźć – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy.
Zarumieniła się. Po chwili wahania wyciągnęła do mnie rękę.
– Sztama? Zalazłam ci za skórę, ale gdybyś mogła…
– Już dawno ci wybaczyłam i zapomniałam – chciałam uściskać Weronikę, ale poczułam, że sztywnieje.
Nic na siłę, pomyślałam. Wszystko przyjdzie z czasem, zaprzyjaźnimy się, kiedy zrozumie, że nie zamierzam zastąpić jej mamy. Ona zawsze będzie w jej sercu, ale mam nadzieję, że Weronika znajdzie mały kącik i dla mnie.
Joanna, 34 lata
Zobacz także: