W przedszkolu Aluś ma 5 posiłków, jedzenie jest dobre, gotowane na miejscu. Wszystko zjada ze smakiem, nieważne czy szpinak, brokuły, czy kasze, tak mówią panie. Obiadek o 12, podwieczorek o 15 i jeszcze jeden o 17. W domu od progu woła 'jeść'. Trochę się martwię.

Reklama

Nie nadążam z gotowaniem dla synka

Droga Redakcjo, mój problem może jest dziwny, bo zwykle mamy narzekają na brak apetytu u maluszków. Tymczasem mój Aluś je tyle, że już nie wiem, czy wszystko z nim w porządku.

Nie jestem pewna, czy dobrze go karmię, myślałam, że sprawę załatwi przedszkole. No bo w końcu dają tam 5 wartościowych posiłków, są i dania na ciepło, zupki, i owoce. Byłam pewna, że synek po południu wróci do domu najedzony. Może jeszcze bułeczkę zje albo mleczko wypije i tyle.

Ale on wraca do domu głodny, przynajmniej tak mówi. Ostatnio gotowałam w domu ziemniaki, były schabowe i marchewka z groszkiem. Do tego zrobiłam mężowi pierogów na następny dzień, był też ryż z jabłkami na kolację. Alek zjadł wieczorem drugi, pełny obiad, jeszcze złapał ojcu parę pierogów i próbował ryżu. Szczerze, to byłam w szoku.

Tak jest prawie codziennie, synek zjada po przedszkolu drugi obiad i zupę, i jeszcze woła o kolację. Czy powinnam mu bronić tyle jeść? Może coś innego przygotować, lżejszego, może tylko jakąś cienką zupkę albo chałeczkę z masłem? Przecież to dziecko ma dopiero 5 lat, a je jak chłop.

Zobacz także

Irka

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama