Lubelskie: dostała skierowanie na aborcję, bo lekarka popełniła błąd
Historia pani Pauliny pokazuje, że są ginekolodzy, którzy nie potrafią właściwie odczytać obrazu USG. Łącznie aż trzech lekarzy stwierdziło, że płód jest martwy i należy go usunąć. Tylko jeden lekarz uznał, że wcale nie musiało dojść do poronienia – i to on miał rację. Kobieta wypisała się ze szpitala na własne żądanie i dzięki temu… w czerwcu przyjdzie na świat jej synek.
Paulina i Tomasz Sikorowie to małżeństwo z miejscowości Lipniak (woj. lubelskie). Mają dwoje dzieci w wieku 11 i 8 lat. Ich rodzina wkrótce się powiększy, ale… mało brakowało, by lekarze usunęli płód, który uznali za martwy.
„Płód jest martwy”: fatalna pomyłka ginekolożki
Kiedy pani Paulina zrobiła test ciążowy, na którym zobaczyła dwie kreski, od razu umówiła się na wizytę w prywatnym gabinecie ginekologicznym. Od cenionej, doświadczonej lekarki usłyszała, że jest w 8. tygodniu ciąży. I że… to poronienie chybione oraz że płód jest martwy.
Kobieta dostała skierowanie na aborcję. Razem z mężem Tomaszem wracali do domu załamani tym, co ich spotkało. Zabieg miał się odbyć nazajutrz w szpitalu w Lubartowie.
Drugie badanie, inna diagnoza…
W lubartowskim szpitalu, przed usunięciem płodu, panią Paulinę badał dr Mohammad Suleiman.
„Powiedział, że nie widzi żadnej ośmiotygodniowej ciąży, tylko maksymalnie trzytygodniową, co zgadzałoby się z moimi spostrzeżeniami. Zlecił dodatkowe badania, przestrzegając nas, żebyśmy nie nastawiali się na żadne z rozwiązań” – mówi pani Paulina na łamach „Super Expressu”.
Kolejny dzień, kolejne badania
Kolejnego dnia panią Paulinę w szpitalu badało jeszcze dwóch lekarzy. Potwierdzili diagnozę ginekolożki, która wypisała skierowanie na aborcję.
Lekarze mieli zaproponować wówczas pani Paulinie tabletkę wczesnoporonną.
„Żona odmówiła. I całe szczęście, bo po południu badał ją dr Suleiman i stwierdził, że dziecko żyje i ma się dobrze” – mówi pan Tomasz Sikora.
Na trzeci dzień kobieta postanowiła wyjść ze szpitala na własne żądanie.
SMS od lekarki: „Przepraszam, że niepokoję…”
Wtedy też pani Paulina dostała SMS od ginekolożki, która badała ją jako pierwsza.
„Przepraszam, że niepokoję, ale przeanalizowałam pani obraz USG i taki bałagan w macicy może być po implantacji zarodka i dr Suleiman może mieć rację, że to wczesna ciąża, proszę być dobrej myśli…” – brzmiała wiadomość.
Pani Paulina i pan Tomasz o wszystkim postanowili poinformować dyrekcję szpitala w Lubartowie oraz lubelską Izbę Lekarską.
Zgłoszą sprawę do prokuratury
Aktualnie pani Paulina czuje się dobrze, jej ciąża rozwija się prawidłowo i już nikt nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Jednak zarówno ona, jak i jej mąż, uznali, że nagłośnią sprawę:
„W naszej sytuacji mogą znaleźć się inne pary, którym nie zdoła pomóc dr Suleiman... Prawda jest taka, że mogło dojść do aborcji żywego dziecka, w szpitalu, zgodnie z prawem”.
„Pacjentka przyjęta do Oddziału z powodu poronienia chybionego. W Oddziale wykonano badania diagnostyczne – potwierdzono rozpoznanie. Wobec braku decyzji pacjentki, wypisana do domu” – tyle wypis ze szpitala. Rzeczniczka prasowa szpitala w Lubartowie podkreśla, że placówka nie może brać odpowiedzialności za diagnozę postawioną w prywatnym gabinecie. Dodaje, że pacjentka wypisała się ze szpitala, lekarze nie mieli więc możliwości wykonać dalszych badań. Szpital czeka na opinię z Izby Lekarskiej. Sikorowie planują zgłosić całą sprawę do prokuratury.
Źródło: se.pl
Piszemy też o: