„Dzieci kuzynki zrujnowały mi wesele. Nie zapraszajcie bąbelków poniżej 12 lat, bo pożałujecie jak ja” [LIST DO REDAKCJI]
Chciałabym zapamiętać dzień mojego ślubu jako wyjątkowy. Wiem, że nie zawsze pójdzie wszystko zgodnie z marzeniami czy planami… Ale podczas naszego ślubu i wesela naprawdę wszystko byłoby idealnie, gdyby nie dzieci kuzynki.
Do dziś nie mogę sobie darować, że zaprosiliśmy dzieci kuzynki. Tym bardziej, że widziałam tę kobietę może 2 razy w życiu, a jej dzieci kompletnie nigdy. Wiedziałam tylko, że są… I że „powinno się” się ich zaprosić. Bo „wypada”.
Już w kościele dały koncert
Kuzynka przybyła z mężem i trzema córkami w wieku: 1 rok, 4 lata i 6 lat. Ta roczna i 4-letnia wyły już w kościele, na zmianę. Podczas gdy składaliśmy przysięgę, wyły obie. Kiedy już jako żona ukochanego męża wychodziłam z nim z kościoła przy Ave Maria – też płakały. Jakby ktoś je obdzierał ze skóry. Nie wiem, czy matka próbowała je uspokajać, czy nie. Fakty są takie, że jeśli chodzi o dźwiękową oprawę mojego ślubu – to jej dzieci grały pierwsze skrzypce.
Dodam, że wśród gości były również inne dzieci, które zachowywały się kulturalnie. Może dlatego, że były starsze?
Jakby było ich nie 3, a 33
Mam wrażenie, że za każdym razem gdy widziałam najmłodszą – to w czasie kiedy miała zmienianą pieluchę. Aktualnie sama mam 8-miesięcznego synka i nie wyobrażam sobie, by przewijać go w obecności osób, które akurat jedzą. Tak, wiem, że to normalne sprawy, wszyscy robimy siku i kupę – ale nikt nie ma obowiązku oglądać ani czuć ekskrementów przy stole. Inne podejście do tej kwestii mojej kuzynki sprawiło, że wielu gości niestety nie czuło wyłącznie zapachu kwiatów i serwowanych potraw.
Podczas gdy roczna płakała i brudziła pieluchy – starsze cały czas powodowały jakieś zamieszanie. Jedna wylała na siebie rosół, druga przewróciła wazon, bo chciała wyjąć z niego kwiatek. Tumult, rwetes – wiadomo, że powodem była jedna albo druga dziewczynka.
Wkrótce potem słyszałam wśród gości rozmowy, podczas których padały słowa: „Czyje te dzieci?”, „Bardzo niegrzeczne”, „Jak można nie zwrócić uwagi?”.
Sęk w tym, że może gdyby były starsze, tę uwagę ktoś by im zwrócił. W tej sytuacji chyba wszyscy mieli ochotę zwrócić uwagę ich matce i ojcu, ale chyba wszyscy się krępowali.
Płacze, krzyki, zachowanie tych 3 dziewczynek sprawiało, że czuło się, jakby było ich nie 3 a 33.
„Bo to takie przylepy są”
Do tego te dwie starsze siostry zachowywały jakoś dziwnie. Widziałam, jak podchodzą do wszystkich, przytulają się. W pewnym momencie 6-letnia wpakowała mi się na kolana z kawałkiem ciasta w ręku. Szorując butami po sukni, zaczęła się przytulać i patrząc mi w oczy, powiedziała: „Kocham cię”. W tym czasie 4-latka robiła to samo, tylko na kolanach mojego męża. Ktoś zaczął krzyczeć: „Suknia!”, ktoś zawołał ich mamę. Podeszła i z rozbrajającym uśmiechem patrzyła, jak z nożami i widelcami w rękach odbieramy wyrazy miłości od jej córek.
„Bo to takie przylepy są” – nie mogła się nacieszyć. A mnie już wtedy trafiał szlag. Gdyby nie zaczęła ich z nas ściągać, wybuchłabym.
Dziś wiem jedno: popełniłam błąd. Zapraszając rodzinę z małymi dziećmi, nie wzięłam pod uwagę, że będą to 3 potworki. Których zachowanie szokowało wszystkich, z wyjątkiem ich własnych rodziców.
Iwona
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też: