„Dzieci mają mi za złe, że nie mam pracy i siedzę w domu. To okrutne, co usłyszałam od córki” [LIST DO REDAKCJI]
Z myślą o dzieciach porzuciłam karierę, zrezygnowałam z pasji. A teraz słyszę coś takiego? Chce mi się płakać, to niesprawiedliwe.
- redakcja mamotoja.pl
Odeszłam z firmy, kiedy zaszłam w pierwszą ciążę. Porzuciłam świetnie zapowiadającą się karierę prawniczą, żeby być z córką, a potem z synkiem. Myślałam, że tak będzie najlepiej dla moich dzieci. Mąż pracował i zapewniał nam jako taki poziom życia. Teraz moje dzieci dorastają, a ja już nie wiem, czy nie popełniłam największego błędu w życiu.
Nic nie mogę im dać
Mówi się, że najmocniej potrafi zranić ten, kogo się najbardziej kocha. I tak właśnie jest. Ja poświęciłam wszystko dla dzieci, dosłownie wszystko: karierę, własny rozwój, życie towarzyskie, marzenia o podróżach. Parę czy paręnaście lat temu nie przyszło mi nawet do głowy, jak to się skończy.
Teraz często kobiety narzekają, ale dla mnie pierwsze lata życia moich dzieci to był najpiękniejszy czas. Nie miałam wtedy wielu udogodnień, ale dawałam radę, czerpałam radość z pierwszych kroczków, uśmiechów, zabaw z moimi maluszkami. Nawet jak dzieci stawały się coraz starsze i bardziej zadziorne, dawałam z siebie wszystko, żeby jak najlepiej ich wychować. Miałam na to czas, nie rozpraszała mnie praca, byłam ciągle z nimi.
No a teraz... Córka ma już 17 lat, syn prawie 16. Oboje mają już swoje sprawy, swoje plany na przyszłość. A ja, stara matka, nie mogę w żaden sposób pomóc im finansowo. Tak, taka jest brutalna prawda. Nic nie mogę im dać, a jak już, to niewiele. Nie dam im nic na start, nie pomogę w zaciągnięciu kredytu, nie dołożę do studiów. Nie mam z czego.
Żeby była jasność, z mężem się rozstaliśmy, on im płaci alimenty, ale niedużo tego. Ja też dostaję od niego alimenty na siebie, ale to grosze, starczy na życie i tyle.
Słowa mojej prawie dorosłej córki do mnie: 'Powinnaś pracować przez te wszystkie lata, teraz nic nie masz i przez ciebie ja też nic nie będę mieć'. Cios prosto w serce. Więc to wszystko, co dla nich poświęciłam, nic nie znaczy?
Oczywiście mogę teraz iść do jakiejś pracy, ale bądźmy szczerzy – jako sprzątaczka czy niania (o ile w ogóle ktoś zatrudni kobietę z 50-tką na karku i zerowym doświadczeniem) nie zarobię na studia dla dzieci ani nie opłacę im mieszkań.
Także moja prośba do innych, młodych mam – zastanówcie się dobrze nad swoimi decyzjami, bo zawsze są dwie strony medalu. Ja też myślałam, że dobrze robię, a wyszło jak wyszło.
Honorata
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też: