Reklama

To była wyczekana ciąża pani Pauliny i jej męża. Małżonkowie przeżyli szok, kiedy usłyszeli od lekarzy, że trzeba ją przerwać. Złapali się ostatniej nadziei – słów jednego jedynego lekarza, który przekonywał pozostałych, że z ciążą jest wszystko w porządku. To najprawdopodobniej on uratował dziecku życie.

Reklama

Płód miał być martwy, a okazał się żywy

Większość lekarzy, do których udała się pani Paulina, zgodnie orzekła, że ciąża obumarła. Zaczęło się od lekarki w Radzyniu, u której małżeństwo było na prywatnej wizycie. Podczas kilkuminutowego badania ginekolożka stwierdziła, że martwą ciążę trzeba usunąć. Według jej oceny ciąża miała już 8 tygodni. Dała skierowanie na aborcję do szpitala w Lubartowie – opowiadali małżonkowie w programie „Interwencja” telewizji Polsat.

Co ciekawe, lekarze w szpitalu potwierdzili diagnozę – płód miał być martwy. Tylko jeden lekarz dostrzegł nieprawidłowości w sposobie, w jaki pozostali obliczali wiek ciąży. Zgodnie z jego oceną ciąża pani Pauliny była o wiele młodsza, a w związku z tym wszystkie parametry – prawidłowe. Dla małżeństwa to było jak światełko w tunelu.

„Ten ginekolog nam cały czas tłumaczył, że lekarze w szpitalu źle mierzą wiek ciąży. On im tłumaczył, jak mają to robić, ale nikt nie brał tego pod uwagę. Te badania wzrosły o 200 procent, książkowo. Wskazywały na czwarty tydzień ciąży, że rozwija się ona prawidłowo” – mówił Tomasz Sikora, ojciec dziecka.

Wspomniany lekarz odwlekał wykonanie zabiegu usunięcia ciąży i zlecał kolejne badania. Pani Paulina uwierzyła mu i nie zażyła leków poronnych, które już jej przyniesiono. Do domu została wypisana z rzekomo martwą ciążą. Dziś jest już w 19. tygodniu. Ciąża rozwija się prawidłowo.

Małżeństwo nie zamierza odpuścić lekarzom, którzy błędnie uznali ciążę za martwą. Przecież gdyby ich posłuchali, nie mieliby dziecka! Zgłosili sprawę do prokuratury oraz do izby lekarskiej.

Źródło: Polsat Interwencja

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama