„Mamy z mężem oddzielne konta. Jak mi zabraknie, to on mi pożycza. Czy nie powinno być wszystko wspólne?” [LIST DO REDAKCJI]
Już od dawna mnie to denerwowało, ale teraz z każdym dniem mam coraz bardziej dość oddzielnych kont z mężem. Mąż zarabia o tysiąc złotych więcej ode mnie. Kiedyś umówiliśmy się, że on opłaca rachunki (w tym opłaty za przedszkole syna), a ja robię większość zakupów. Gdy mi zabraknie pieniędzy – mówię o tym mężowi, wtedy on robi mi przelew. Ale to pożyczka, którą muszę zwrócić w przyszłym miesiącu. To plan męża na to, byśmy mogli mieć oszczędności…
Od kilku miesięcy ten plan zupełnie się nie sprawdza. Jestem już na takim „minusie”, że aby móc oddać mężowi kasę za wydatki „extra”, chyba musiałabym przez cały styczeń i luty kupować tylko kaszę i szare mydło!
Pożyczka na prezenty!
Odkąd ceny poszły w górę, naprawdę łatwo przekroczyć limit wydatków na zakupy. Mieliśmy o tym pogadać, ale wciąż jakoś się nie składa. Tymczasem jestem w trakcie kupowania prezentów i wychodzi na to, że będę zmuszona pożyczyć od męża około 300 złotych. Dodam tylko, że to prezenty nie tylko dla naszego synka i dla nas, ale również dla JEGO matki, ojca, sióstr oraz mojego taty, brata, bratowej i dwójki ich dzieci. Sama nie wiem, ile czasu spędziłam w internecie na tym, żeby znaleźć dla każdego coś fajnego i taniego jednocześnie.
Dzieciaki oszalały na punkcie Pokemonów. I pewnie dostaną od nas tylko pokemonowe puzzle, bo maskotki i figurki są zbyt drogie. Teściowa chciała jakieś ładne perfumy – dostanie, ale w 5-mililitrowym flakoniku. Teść dostanie najtańszą koszulkę termoaktywną. Szwagierkom chyba zrobię serca z piernika i kupię po małym słoiczku miodu. Wciąż nie mam pojęcia, co kupię szwagrom, mojemu tacie, bratu i bratowej. A mężowi mam ochotę wręczyć rózgę. Nawet nieprzewiązaną żadną wstążeczką. O tym, co chciałabym dostać na Gwiazdkę – nawet nie myślę. Rok temu myślałam – wymarzyłam sobie, że na następne Boże Narodzenie kupię sobie bluzkę albo sweterek ze złotą nitką, żeby założyć ją do jasnych spodni… Teraz nawet nie chce mi się szukać używanej na allegro czy vinted, by nie powiększać „długu”. I to u własnego męża.
Najwyższy czas coś zmienić?
Z jednej strony nie chcę psuć atmosfery przed świętami rozmową o kasie. Ale z drugiej strony, dociera do mnie, jak bardzo to jest nie w porządku wobec mnie. Dlaczego mam się czuć jak dłużniczka? Gdybym jeszcze wydała pieniądze na jakieś pierdoły… A ja od dawna oglądam już z każdej strony każdą złotówkę. Wydaję na jedzenie, chemię do prania i sprzątania, kosmetyki typu szampon do włosów czy mydło… I teraz na te prezenty.
Sam plan może jest ok… Zakłada naszą (a właściwie moją) gospodarność, ma pomóc nam oszczędzać, i tak dalej… Ale w gruncie rzeczy to już dawno się przestało sprawdzać.
Uważam, że wspólne konto byłoby dużo lepszym rozwiązaniem.
Wtedy miałabym też wgląd w to, ile mamy tych oszczędności, bo teraz nawet nie wiem.
W ogóle to marzę o tym, by mieć też własne, tylko swoje oszczędności. Chociażby po to, żeby na następne święta nie mieć skrupułów, żeby kupić sobie ten błyszczący sweterek. I wreszcie poczuć, że nie jestem na żadnym minusie, ale na plusie, choćby i kilka złotych.
Aneta
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Piszemy też o: