„Mąż miał kilka kochanek na boku, więc za radą księdza wyrzuciłam go z domu. To była najlepsza decyzja”
Miałam dosyć wyskoków Klaudiusza, jednak zupełnie nie wiedziałam, co robić. W desperacji poszłam poradzić się księdza. Ta rozmowa mnie kompletnie zaskoczyła.
- redakcja mamotoja.pl
Walizki były ciężkie – i nic dziwnego. Zapakowałam do nich dosłownie wszystko, co zdołałam znaleźć, również hantle i drążek do podciągania. Zresztą, od jakiegoś czasu mój mąż nie ćwiczył regularnie, zajęty swoimi sprawami i tajemnicami.
Zawlekłam bagaże do przedpokoju. Gdy Klaudiusz wróci, od razu natknie się na tę niespodziankę. Dzieci wysłałam do dziadków, nie chciałam, żeby były świadkami awantury.
Czekałam z bijącym sercem na powrót męża. O ile w ogóle wróci przed nocą. Z początku tłumaczył się głupio obowiązkami w pracy, wymyślał jakieś historie o awarii samochodu, dzwonił, że wróci za kilka godzin. Ale od jakiegoś czasu darował sobie takie czary. Rzucił się w wir podniecającego życia.
Jednak nie, przyszedł mniej więcej o godzinie, o której powinien. Słyszałam, jak otwiera drzwi, a potem zapadła bardzo długa cisza. Wyobrażałam sobie, jak Klaudiusz ze zdziwieniem wpatruje się w walizki i narasta w nim złość. Rzadko się kłóciliśmy, ale jeśli już, ściany drżały.
Wszedł do pokoju i spojrzał na mnie.
– Co to ma znaczyć? – spytał.
– A jak ci się zdaje? Będziesz musiał sobie poszukać innego domu. Ale z tym nie powinieneś mieć kłopotu, prawda? Któraś z kochanek na pewno cię przyjmie…
– Tu jest mój dom! – podniósł głos.
– Był, mój drogi – również nie zamierzałam sobie żałować. – Był, ale już nie jest! Masz w tych walizkach chyba wszystko, a jeśli o czymś zapomniałam, prześlę ci na wskazany adres!
– Nie możesz, nie wolno ci! – krzyczał wprawdzie, ale w jego oczach widziałam niepewność. Nie on był górą w tej sytuacji.
– A tobie wolno chodzić sobie na boki, a potem wracać do domku, jak gdyby nigdy nic?! Mam dość!
– Pomyśl o dzieciach! – wydobył najcięższą artylerię.
– Właśnie o nich pomyślałam – odparłam natychmiast. Spodziewałam się takich argumentów. – Lepiej niech się chowają bez ojca niż w takiej atmosferze!
Zamilkł i wpatrywał się we mnie, a ja czekałam, co zdecyduje. Będzie ciągnął tę jałową rozmowę czy uniesie się honorem i sobie pójdzie?
Nawet się nie wypierał!
O tym, że mężczyzna po czterdziestce głupieje, słyszałam wielokrotnie, ale nie bardzo chciało mi się w to wierzyć. A jeżeli już, to może inni, ale na pewno nie mój odpowiedzialny, wspaniały mąż. Nawet kiedy dobra znajoma narzekała, że „jej staremu odbija”, nie czułam się zaniepokojona. Każdy, ale nie Klaudiusz!
Tym bardziej że przecież widziałam dookoła zupełnie normalnych facetów w jego wieku, pracujących i dbających o rodziny. Jeżeli ich nie ciągnie na manowce, to on już na pewno nic nie zmaluje.
Bardzo się myliłam. Na początku, kiedy zaczął się dziwnie zachowywać, ignorowałam objawy. Uznałam, że ma gorszy okres, to się każdemu zdarza. Sam twierdził, że ma teraz więcej obowiązków w pracy, więc jest zmęczony, bo musi dłużej zostawać. I zostawał… coraz dłużej. Ale kiedy zaczął się zamykać z telefonem komórkowym na długie „sesje” w łazience, coś mnie tknęło. Zaczęłam go uważniej obserwować.
Starałam się tłumić w sobie niepokój, jednak nie jestem przecież ślepa!
Komórki pilnował jak oka w głowie, nie byłam w stanie jej zbadać. Na szczęście siedział też sporo na komputerze. Nie miał wielkiego pojęcia o sprawach związanych z informatyką, ale historię przeglądania kasować umiał. Ja może też nie jestem asem, lecz zaczęłam szukać i dość szybko znalazłam porady, jak odtworzyć zlikwidowaną historię.
I wtedy zobaczyłam… Mój mąż przeglądał nałogowo wręcz strony pornograficzne, ale nie to było najgorsze. Przeszukiwał też serwisy z ogłoszeniami pań do towarzystwa, a w dodatku znalazłam jego korespondencję na komunikatorze z trzema kobietami naraz. Wychodziło, że pozostawał z nimi w bliskich relacjach. Niektóre z rozmów były nawet mocno pieprzne.
Oczywiście rzuciłam mu to wszystko w oczy, a on najpierw próbował się wypierać, a potem stwierdził, że skoro już wiem, może się wyluzować i przestać wymyślać preteksty. Takiej reakcji kompletnie się nie spodziewałam.
W dodatku kiedy zwierzyłam się rodzicom, nie dostałam wsparcia.
– Dziecko, tak się zdarza, musisz to jakoś przeżyć – powiedziała mama. – Musisz być cierpliwa, przecież macie wspólny dom i dzieci. A on poszaleje sobie i się uspokoi. Tak już bywa z mężczyznami.
Ojciec jej potakiwał, a ja przypomniałam sobie, że przed laty między rodzicami też nie było dobrze. Pewnie stąd się brała ta ich wyrozumiałość. I z przekonania, że co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela.
Nie wiedziałam, co robić, gdzie się zwrócić. W rozpaczy poszłam do spowiedzi.
Czy zdobędę się na taki krok?
Spodziewałam się, że od księdza usłyszę mniej więcej to samo co od rodziców. Że najważniejsze jest małżeństwo, a kobieta ponosi największą odpowiedzialność za utrzymanie rodziny w całości, więc powinna znosić cierpliwie fanaberie męża. Przecież stanowisko Kościoła jest w tym względzie jasne.
Ksiądz wysłuchał mnie, zadał kilka wnikliwych pytań, a potem niespodziewanie usłyszałam zza kratki konfesjonału:
– Spakuj go i wyrzuć z domu, jeśli jesteś w stanie to zrobić.
Nie wierzyłam własnym uszom. Ksiądz udziela takiej rady? Przecież to wbrew naukom instytucji, której służy! Upewniłam się, czy dobrze słyszę.
– Dobrze słyszysz – odparł. – Wystaw walizki i niech idzie tam, gdzie mu będzie lepiej. Jestem przekonany, że to go otrzeźwi. Nawet jeśli z początku będzie wierzgał, to kiedy zrozumie, że działasz serio, zacznie w końcu myśleć głową.
Przełknęłam ślinę. W pierwszym momencie, prawdę mówiąc, miałam wątpliwości, czy zdobędę się na taki desperacki krok. Ale przypomniałam sobie wszystkie numery, jakie prawie od roku wycinał mi Klaudiusz.
– A co będzie, jeśli pójdzie i nie wróci? – spytałam. – Przecież tak może być.
Ksiądz milczał długo, a potem westchnął ciężko.
– To będzie oczywiście obciążać także moje sumienie – powiedział wreszcie. – Ale jeśli wybierze życie w grzechu, to znaczy, że nie dojrzał do roli męża i ojca. Chociaż w końcu na pewno wróci. Skoro mówisz, że ma kochanki tylko na doskok, nie zamierza układać sobie z żadną życia. Pytanie tylko, czy jeśli to będzie długo trwało, ty zechcesz go przyjąć.
– Mimo to ksiądz tak mi doradza?
Znów milczenie i znów westchnięcie.
– Udzielam ci po prostu uczciwej rady, zgodnej z sumieniem. Może tak czynię dlatego, że sam widziałem, jak mama męczyła się, kiedy ojciec znalazł sobie inną, a nie potrafiła się zdobyć na zdecydowane działanie. To strasznie wyniszcza ducha i ciało. Skoro nie działają na niego rozmowy, nie chce się poddać terapii małżeńskiej, w ogóle nie zamierza współpracować i czegokolwiek zmieniać, trzeba spróbować działać ostro. Ale to oczywiście twój wybór. Nie zamierzam cię przekonywać za wszelką cenę…
Wahałam się ponad miesiąc, czy skorzystać z rady księdza. Bałam się, że to będzie już koniec. Ale coraz częstsze eskapady Klaudiusza i jego uśmiechy znad smartfona – teraz już się specjalnie z niczym nie krył – tak mi dojadły, że postanowiłam spróbować.
Klaudiusz był czerwony jak indor i zaczął podobnie gulgotać, ale na mnie spadł nagle spokój. Teraz wszystko się miało rozstrzygnąć, wóz albo przewóz. Chociaż… nawet jeśli mąż weźmie walizki, to jeszcze nie oznacza, że za jakiś czas nie zechce zmienić decyzji. Tylko że wtedy naprawdę może być za późno.
Słuchałam więc jego krzyków, nie odzywając się słowem. Kiedy nieco przycichł, powiedziałam tylko:
– Ty zdecydowałeś o naszym życiu, nie ja. Mam nadzieję, że to do ciebie dociera?
Wtedy nagle się uspokoił i oklapł. Usiadł ciężko w fotelu naprzeciwko. Dzielił nas blat stolika.
– Nie chcę tego – oznajmił nagle pewnym, choć nieco ochrypłym głosem. Widziałam, że targają nim emocje. – Nie chcę porzucać rodziny…
– Już to zrobiłeś. Odszedłeś bardzo daleko. Nawet już nie chodzisz z nami w niedzielę do kościoła.
Spuścił głowę.
– Wiem, że znalazłem się na złej drodze. Uwierz mi, że od jakiegoś czasu myślę, żeby z tym skończyć, ale… – urwał i potrząsnął głową.
– Uwikłałeś się – dokończyłam za niego.
– Tak, tego słowa mi brakowało.
Nie chcę was stracić… Chociaż może już straciłem?
Milczałam. Niech się pomęczy.
– Pozwolisz mi zostać? – podniósł na mnie wzrok. – Bo jeśli mam sobie naprawdę pójść…
– Jeśli pozwolę, to pod pewnymi warunkami – powiedziałam.
– Oczywiście – ożywił się, ale zaraz znów posmutniał. – Zastanawiam się tylko, czy zdołasz mi kiedyś wybaczyć.
Nie zamierzałam mu ułatwiać sprawy, poza tym czułam się zraniona do głębi, to chyba oczywiste.
– Przed nami trudna ścieżka – powiedziałam.
– Wiem – szepnął. – Ale dziękuję, że chcesz dać mi szansę.
– Obyś jej tylko nie zmarnował.
Pokiwał głową i poszedł do przedpokoju, żeby przynieść walizki. A ja pomyślałam, że powinnam podziękować księdzu za radę przy najbliższej okazji.
Anita, 42 lata
Zobacz także:
- „Byliśmy zgranym małżeństwem, dopóki nie pojawiła się ta podła żmija. Uwiodła mi męża, w dodatku przez nią mogliśmy stracić firmę”
- „Gdy przyłapałam narzeczonego z innym mężczyzną, byłam już w ciąży. Jego matka wiedziała, że mnie okłamywał”
- „Wróciłam wcześniej od rodziców i przyłapałam męża z kochanką. Dla niego rzuciłam karierę, a on tak mi się odpłaca?”