Reklama

Znałyśmy się z Karolą już od szkoły podstawowej. W zasadzie to znałyśmy się od zawsze, mieszkałyśmy w sąsiednich blokach. W tak niewielkich miasteczkach zna się w sumie każdego, zwłaszcza rówieśników… Początkowo nic nie wskazywało na to, żeby miało się coś między nią a Pawłem, moim bratem bliźniakiem, zacząć dziać. Ani się nie lubili, ani nie nienawidzili. Byli sobie raczej obojętni. Dopiero gdzieś w szkole średniej połączyło ich uczucie i na studniówkę szli już jako para.

Reklama

Krótko po maturze podjęli decyzję o wyjeździe. Mieliśmy dziadków w Niemczech, którzy obiecali swoją pomoc. Paweł od zawsze mówił, że nie wyobraża sobie przyszłości w naszym kraju, Karolę też przekonał do swojego pomysłu. I pojechali.

Układało im się chyba całkiem nieźle. Początkowo rzeczywiście musieli korzystać z dobroci dziadków, ale po roku wynajęli mieszkanie, usamodzielnili się. Karola zaszła w ciążę, urodziła córkę, po roku kolejną.

Na chrzcie Lei wydawali się bardzo szczęśliwą rodziną. Chociaż ostatnio w święta nie przyjechali w ogóle, podobno Paweł nie dostał urlopu. A poprzednio widzieliśmy się chyba z rok wcześniej…

Biedny, biedny Paweł… Nawet się nie pożegnaliśmy

W każdym razie nic nie zapowiadało żadnej tragedii, aż pewnego dnia jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość o chorobie Pawła. Zasłabł w pracy, okazało się, że miał jakiś zator, zapadł w śpiączkę. Mama pojechała do Kolonii, by wesprzeć Karolę i jej pomóc. Na zmianę opiekowały się dziewczynkami i czuwały przy Pawle. Niestety, mój brat już się nie obudził. Po dwóch tygodniach zmarł.

Bardzo to przeżyłam. Ale cierpiałam nie tylko z powodu straty bliźniaka, ale też z powodu dziewczyn – martwiłam się, co teraz zrobią, jak sobie tam poradzą.

– Pewnie wrócą do Polski– stwierdził Adam, mój mąż.

Też tak myślałam. Odkąd zmarli dziadkowie, Paweł i Karola właściwie nie mieli tam nikogo bliskiego, więc co ją tam trzymało?

Pogrzeb brata był jednym z najgorszych dni w moim życiu. Gdyby nie wsparcie Adama, nie wiem, jak bym sobie poradziła. Podobnie rodzice – mama się załamała, a tata zamknął się w sobie, nie był już tym samym człowiekiem co kiedyś. Właściwie, co było dziwne, Karola wydawała się najspokojniejsza z nas wszystkich.

– Muszę być silna, dla dziewczynek – tłumaczyła. – Tylko ja im zostałam…

Poza tym mówiła, że jest na lekach uspokajających. Ale na cmentarzu chyba coś w niej pękło, bo płakała jak bóbr. Tak bardzo było mi jej żal! Nie wyobrażałam sobie nawet, co musi teraz przechodzić!

Po stypie pojechaliśmy wszyscy do rodziców. Kiedy dzieciaki poszły do pokoju i zajęły się zabawą, mama zaczęła trudną rozmowę.

– Co wy teraz zrobicie, Karolinko? Wrócicie do Polski pewnie? My wam z ojcem we wszystkim pomożemy! – zaczęła, ale Karola szybko jej przerwała.

– Nie, zostaniemy w Niemczech. Długo o tym myślałam, ale nie mamy innego wyjścia. Chciałabym wrócić do kraju, tyle że po prostu nie mogę – znów zaczęła płakać.

Tłumaczyła, że nie tylko chodzi jej o dziewczynki, które tam mają przedszkole, przyjaciół, dom – w końcu obie urodziły się i całe życie mieszkały w Niemczech. Ale przede wszystkim o pieniądze.

– To brutalne, niestety, taka jest z prawda. Wzięliśmy z Pawłem spory kredyt, częściowo pokryję go z pieniędzy, które dostanę z ubezpieczenia, ale to będzie zaledwie połowa. A co z resztą? – na moment ucichła, a później mówiła dalej: – Nie mam nawet matury i co, mam wrócić do Polski i harować w jakimś markecie za najniższą krajową? Z tego opłacę jedynie ratę kredytu! A za co będę żyć, co dam moim dzieciom? Tam mam już pracę, dziewczynki dostaną pewnie rentę, ja też dostanę wsparcie od państwa. Może kiedyś, jak już uporam się z problemami finansowymi, będę mogła wrócić – tłumaczyła.

Wszystko jej argumenty brzmiały w sumie logicznie i sensownie.

Mimo wszystko nie spodziewałam się, że Karola będzie chciała wracać do Niemiec tak szybko. Tymczasem już następnego ranka oznajmiła, że po południu wyjeżdża.

Bałam się, czy sama sobie tam poradzi.

– A jak wpadnie w jakąś depresję? – zastanawiałam się.

– Nie przesadzaj, mieszkają tam już prawie dziesięć lat, na pewno ma sąsiadów, znajomych, przyjaciół – przekonywał mnie Adam. – Pewnie nawet im bliższych niż my tutaj. Z nami widuje się ledwie dwa razy w roku.

Kolejne dni były puste, smutne, szare i ponure. Ale życie toczyło się dalej. Paweł zmarł, my żyliśmy. Musiałam wrócić do pracy, do codzienności. Cały czas jednak myślałam o bracie, któremu nie mogłam już pomóc, a także o jego żonie i córkach, wobec których czułam się zobowiązana. Któregoś dnia pojechałam do rodziców, by z nimi porozmawiać.

– Boję się, jak Karola sobie poradzi – finansowo i nie tylko. Jutro porozmawiam z szefem, poproszę o urlop i może pojechałabym tam na kilka dni – powiedziałam.

Chciałam jej pomóc, ale ona nie była zadowolona

– To dobrze, dziecko, to bardzo dobrze! My już z ojcem zdrowie nie to, zresztą wy się od zawsze kolegujecie, na pewno będzie wolała rozmawiać z tobą, niż z nami. Pojedź, my się tutaj twoją Zuzią i Adamem zajmiemy.

Potem dała mi jeszcze do ręki kopertę.

– Daj to Karolince, przyda się jej. Myśmy z tatą trochę odłożyli na czarną godzinę. I to chyba teraz nadeszła, bo czy może być czarniejsza…? Mojego Pawełka już nie ma – mama znów zaczęła płakać.

Mąż również nie miał nic przeciwko mojemu pomysłowi, wręcz go pochwalił. Schody pojawiły się, gdy zadzwoniłam do Karoli.

– Ale nie trzeba, po co taki kłopot… Daj spokój. Nie marnuj urlopu, naprawdę jest w porządku – mówiła przez telefon.

Miałam wrażenie, że bardzo nie na rękę byłby jej mój przyjazd. Naprawdę chciałam tam jechać. Wszystko miałam w zasadzie dopięte na ostatni guzik. Urlop w pracy, rozmowa z rodzicami, z Adamem; nad ranem chciałam wyjechać, by po południu dotrzeć na miejsce, a tutaj nagle taka sytuacja…

Karola kilka razy powtarzała, że to niepotrzebne, żebym robiła sobie taki kłopot, i że ona naprawdę daje radę.

– Już przestań udawać. Jak możesz mówić, że spokojnie dajesz sobie radę? Kilka dni temu pochowałaś męża, musisz to w sobie przepracować! – powiedziałam wreszcie. – Musisz mieć czas na smutek, żałobę i płacz! Ja wiem, że przy dziewczynkach musisz się trzymać. Ale właśnie dlatego przyjadę, żebyś mogła w spokoju się wyryczeć, a ja się nimi zajmę. Dla twojego zdrowia psychicznego!

Bratowa już dłużej się nie upierała.

I tak następnego dnia ściskałam już ją i dziewczynki. Rzeczywiście chyba umiała sobie poradzić w tych trudnych chwilach – dom był czysty, posprzątany, obiad ugotowany, ona w nowej fryzurze…

– Byłaś u fryzjera, obcięłaś włosy…? – zauważyłam zdziwiona.

– No tak – zmieszała się. – Tutaj po sąsiedzku dziewczyna ma zakład, siłą mnie w sumie do siebie ściągnęła, ja nie chciałam, ale upierała się i nie dawała spokoju – tłumaczyła się nerwowo.

– Spokojnie, Karolka, przecież nie musisz się tłumaczyć – machnęłam ręką.

Udawałam, że nie robi to na mnie wrażenia, choć ze zdziwieniem zauważyłam, że poza nową fryzurą Karola ma też świeży manikiur na paznokciach.

Ale może tak odreagowywała stres i smutek? Może chciała choć na moment zapomnieć, zrobić coś dla siebie?

W końcu życie toczyło się dalej.

Jednak im dłużej tam byłam, tym więcej rzeczy mi nie pasowało, zaskakiwało, dziwiło… Na przykład to, że Karola często rozmawiała z kimś przez telefon, ściszonym głosem, a kiedy wchodziłam, raptownie kończyła połączenie. Julia kilka razy wspominała coś o jakimś wujku. Pytała Karolę, kiedy przyjdzie, kiedy znów pójdą na lody, czy się pogniewał, czemu nie oglądają razem bajek i że przecież obiecał im kino… A Karola za każdym razem oblewała się rumieńcem i sprytnie zmieniała temat. W końcu nie wytrzymałam i spytałam ją, o co chodzi.

– Paweł miał tutaj przyjaciela, Thomasa. Wpadał do nas często, dziewczynki go uwielbiały. Ale po śmierci Pawła był tylko raz, nie ma już po co tutaj przyjeżdżać. Ale trudno wyjaśnić to dziewczynkom, a one bardzo go polubiły – tłumaczyła pokrętnie.

Niby miało to sens, ale taka była przy tym zdenerwowana, jakby coś ukrywała.

Nie przyjęła też pieniędzy od rodziców, kategorycznie odmówiła.

– Przestań, nic mi nie dawaj! To są ich pieniądze, oszczędzali, odkładali. Ja sobie naprawdę poradzę. Dostajemy dużą pomoc od państwa, kredyt w większej części spłaciłam z pieniędzy z ubezpieczenia – przekonywała.

Miałam wrażenie, że mnie unika. Ciągle gdzieś jeździła, tłumacząc, że skoro już jestem, to na spokojnie pozałatwia wszystkie swoje sprawy. A gdy była w domu, to stale miała coś do zrobienia. Wieczorami zawsze bolała ją głowa, brała proszki i szła spać. A w dniu mojego wyjazdu jakby odetchnęła.

Coś było nie tak, tylko nie wiedziałam, co. Bałam się, że Karola ma jakieś kłopoty, że wpadła w złe towarzystwo albo, nie daj Boże, zaczęła brać narkotyki. Zamiast wrócić spokojniejsza, byłam jeszcze bardziej zdezorientowana.

Pojedźmy tam razem, zróbmy jej niespodziankę

Rodziców oczywiście nie chciałam martwić, powiedziałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ale Adamowi powiedziałam całą prawdę. Oczywiście jak zwykle stwierdził, że przesadzam. Ale mnie naprawdę się to wszystko nie podobało…

Dzwoniłam do bratowej bardzo często.

Nie zawsze odbierała, najwyraźniej nie zawsze miała ochotę rozmawiać. Czasem tłumaczyła się później, że telefon miała wyciszony, albo że któraś z dziewczynek była chora i musiała się nią zająć.

Jeszcze większych podejrzeń nabrałam po rozmowie z siostrą Karoliny. Potwierdziła, że u Karoliny zauważyła zmiany w zachowaniu.

– Może pojedźmy do niej razem? – zaproponowałam. – We dwie ją przyciśniemy i dowiemy się, czy ma jakieś kłopoty.

No i rzeczywiście, ustaliłyśmy z Violettą, że pojedziemy do Karoliny w najbliższy weekend. Umówiłyśmy się też, że to będzie niespodzianka. I była… Karolina na nasz widok wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha.

– Teresa? Violka?! A co wy tutaj robicie? Skąd się wzięłyście? Dlaczego mnie nie uprzedziłyście? – nie miałam wątpliwości, że nasza wizyta nie jest jej na rękę.

Była wręcz zła!

Nagle zza jej pleców wyjrzał jakiś mężczyzna i spytał o coś, niestety, po niemiecku. Jednocześnie podszedł do Karoli i objął ją wpół. Już w ogóle niczego nie rozumiałam!

– Kto to jest? Karolina! Co tutaj się dzieje? – zaczęłam krzyczeć.

– To wujek Thomas – powiedziała Julia, która nagle również zjawiła się w korytarzu.

Spojrzałyśmy na siebie z Violką. Chyba obie byłyśmy równie zdezorientowane. Karola zaczęła płakać. Bez słowa minęłam ją i poszłam w głąb mieszkania. W łazience wisiał dodatkowy ręcznik, w kubku stała druga szczoteczka do zębów. Może nie miałam prawa, ale bez słowa skierowałam się do sypialni, gdzie w szafie znalazłam mnóstwo męskich ubrań.

– Chyba nie zamierzasz mi wmawiać, że to wszystko po Pawle? Mój brat wolał raczej sportowy styl, a nie koszule i marynarki! – wrzasnęłam.

– Dziewczyny, to nie tak! – płakała Karola.

Potem powiedziała coś do tego faceta, a on pokiwał głową ze zrozumieniem i wyszedł, zabierając ze sobą dziewczynki.

– Mój brat umarł niecałe dwa miesiące temu! – wycedziłam przez zęby. – Jak możesz już sprowadzać sobie gacha?

Violetta była bardziej wyrozumiała dla siostry. Patrzyła na tę sprawę zupełnie inaczej. Była przekonana, że to raczej ten facet wykorzystuje Karolinę.

– Przecież pewnie ledwie co go poznałaś! Jak możesz być tak lekkomyślna? Facet skądś się dowiedział, że zostałaś wdową, wykorzystuje twoją rozpacz, samotność… Może chce odebrać ci dom? Nie wiesz, w co się pakujesz! – mówiła.

– To naprawdę nie tak… Dajcie mi dojść do głosu, to wszystko wam opowiem.

Nie wiedziałam, czy chcę słuchać Karoliny, ale chyba nie miałam wyjścia.

Mówiła, że z Pawłem od jakiegoś czasu im się nie układało, że właściwie już od urodzenia Lei coś było nie tak.

– Nie dogadywaliśmy się. Może miałam jakiś baby blues? Nie wiem sama. Przyznaję, że zaniedbywałam Pawła jako mężczyznę, ale on też nie był święty. Nie próbował mnie zrozumieć, nie chciał rozmawiać, tylko się wściekał. I kłóciliśmy się coraz częściej…

Karola podejrzewała go też o romans, ale nie miała pewności. W każdym razie sama zaczęła coraz częściej rozmawiać z synem sąsiadki, Thomasem, którego często spotykała. Najpierw przypadkiem, potem zaprosił ją i dziewczynki na lody raz, drugi…

Paweł i tak ciągle siedział w pracy, więc ona spędzała z Thomasem coraz więcej czasu, jednocześnie oddalając się od mojego brata. Zakochała się.

– Chciałam być z Thomasem. Jak z mężczyzną, a nie jak z przyjacielem. Ale nie chciałam żyć na dwa fronty. Nie potrafiłam. Jakieś dwa miesiące przed śmiercią Pawła odbyliśmy szczerą rozmowę. Doszliśmy do wniosku, że powinniśmy się rozstać. Oboje tak zdecydowaliśmy, to była wspólna decyzja, podjęta bez kłótni, wzajemnych oskarżeń czy obrzucania się błotem. Paweł się wyprowadził…

– Kłamiesz! – przerwałam jej. – Jak możesz tak okrutnie kłamać?!

– Przykro mi, ale taka była prawda… Chcieliśmy wam powiedzieć w wakacje, zjawić się i przekazać to osobiście, a nie przez telefon. Ale nie zdążyliśmy… A potem, po tym wypadku… Wasza mama zjawiła się tak nagle, tak płakała, tak rozpaczała… I co, miałam jej jeszcze powiedzieć, że tak naprawdę tego dnia miałam składać papiery rozwodowe? – spytała ze smutkiem. – A później już nie było odpowiedniego momentu… Bo kiedy? Podczas mszy pogrzebowej? A może na stypie? Podczas przyjmowania kondolencji rzucić: „Dziękuję, ale właściwie prawie się rozwiedliśmy”?

Wiadomo, siostra zawsze stanie po stronie siostry

Nie mogłam jej dłużej słuchać. Nie mieściło mi się to wszystko w głowie! Wyszłam, trzaskając drzwiami. Najpierw długo spacerowałam, potem poszłam w kierunku jakiegoś hotelu i wynajęłam pokój. Nie potrafiłam wrócić do mieszkania Karoli i Pawła. A może już Karoli i Thomasa…?

Z Violką umówiłam się następnego dnia w mieście, miała mnie zgarnąć po drodze.

Nie chciałam spotykać Karoliny.

Prawie cała droga upłynęła nam w milczeniu, wreszcie Violka się odezwała:

– Karoli naprawdę bardzo przykro. Ale może nie powinnaś być dla niej taka surowa. Rozstali się z Pawłem, związała się z Thomasem jeszcze przed śmiercią twojego brata, przecież to nie jej wina.

– Tak i dlatego robiła z nas wszystkich idiotów i grała załamaną żonę? Proszę cię, nie tłumacz jej! – byłam wściekła.

– A co miała zrobić? Nie wiedziała, jak wam o tym powiedzieć, a z każdym kolejnym dniem trudniej było wyznać prawdę.

Nie powiedziałam już nic.

Rozeszłyśmy się w milczeniu.

Adam był równie zszokowany co ja. Wspólnie postanowiliśmy, że nie powiemy o niczym na razie rodzicom. Dość, że dopiero co pochowali syna.

Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę bratowej. Nie wiem, czy nie oceniam jej zbyt surowo. Nie wiem, czy za jakiś czas nie zmienię zdania i nie stanę po jej stronie…

Na razie w sercu czuję do niej wiele żalu i nie potrafię powiedzieć, czy kiedykolwiek zdołam go w sobie zdusić.

Teresa

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama