„Mój syn wyrzekł się własnej córki. Ale ja będę kochać Natalkę zawsze, nawet po tym, co zrobiła”
Do dziś pamiętam, gdy synowa przywiozła Natalię ze szpitala: leżało to takie maleńkie, że strach było tknąć. Tylko oczy dziewczynka miała ogromne, o głębokiej chabrowej barwie, jakby zwrócone do wewnątrz i wciąż poszukujące świata, do którego przywykły.
- redakcja mamotoja.pl
Patrzyłam na tę kruszynę, dziwiłam się jej mikroskopijnym rozmiarom i kołatała mi się po głowie tylko jedna myśl: jak dobrze, że nie ja będę się musiała zajmować tym dzieckiem, nie dałabym przecież rady!
W lekkim oszołomieniu patrzyłam, jak synowa zmienia maleństwu pampersa i zastanawiałam się, kiedyż to nabrała takiej sprawności, że sobie obraca kruchym ciałkiem wte i wewte – przecież nawet przy gotowaniu zawsze coś musiało jej spaść albo się potłuc. Instynkt macierzyński to jednak niesamowita sprawa, zdążyłam pomyśleć, gdy Ewa znienacka włożyła mi niemowlę do rąk.
– No, niechże mama się nie boi – roześmiała się. – To tylko dziecko!
– Ależ – nie mogłam znaleźć słów. – Ale Ewuniu, ja…
Usiadłam z dzieckiem w fotelu, bo tak czułam się bezpieczniej i w zasadzie nic więcej z tego dnia nie pamiętam, bo kiedy patrzyłam na Natalkę, jej spojrzenie zaczęło powoli powracać, aż wreszcie, nadzwyczaj przytomnie popatrzyła na mnie i w tym momencie zrozumiałam, że starość nie musi oznaczać końca, bo może być także początkiem: miłości, planów i szczęścia rozłożonego na lata.
Poczułam wyjątkową więź z wnuczką
Natalia nie była moim jedynym wnuczęciem, ale z żadnym nie czułam się tak związana. Być może dlatego, że nigdy nie zostałam dopuszczona do nawiązania bliskiej więzi tak wcześnie… A może po prostu tak miało być? Starałam się być dobrą babcią dla wszystkich, traktować dzieci równo, dbać o nie, pomagać w razie potrzeby, rozpieszczać w miarę możliwości, ale tylko los Natalii obchodził mnie niemal jak własny, pewnie nawet bardziej, bo nie spodziewałam się po sobie już zbyt wiele.
Poza tym, zawsze miała w sobie coś delikatnego, coś, co kazało dbać o nią bardziej, chuchać… Nie dokazywała jak inne dzieci, nie zamęczała, potrafiła siedzieć cichutko przy oknie i po prostu patrzeć na świat z zachwytem, a kiedy już zadawała pytania, zawsze były interesujące. Gdy podrosła, lubiłam zabierać ją ze sobą na wczasy i wycieczki, bo podobnie jak mnie, ciekawiły ją miejsca, których nie znała. Potem, gdy się okazało, że jest uzdolniona plastycznie, to ja nalegałam, by kształciła się w tym kierunku.
– Dziwię się mamie – sarkał czasem syn. – Powinna mama być bardziej praktyczna. Co to za fach? Bez przyszłości zupełnie! Co innego lekarz czy prawnik.
– Przecież po liceum plastycznym będzie miała maturę i dostęp do każdych studiów – oponowałam. – Poza tym, ja nie decyduję, ja tylko wyrażam swoje zdanie. Całe lata pracowałam w urzędzie i nie narzekałam ale gdybym miała talent do czegokolwiek, rzuciłabym tę robotę. Szkoda życia na zajmowanie się czymś, do czego człowiek nie ma zacięcia.
– Mama ma rację – wtórowała synowa. – Zobaczmy, co z tego wyniknie.
Wynikło tyle, że Natalia skończyła liceum na szóstkach i dostała się na studia do Warszawy. Po licencjacie przeniosła się na zaoczne, bo trafiła jej się praca w renomowanej agencji reklamy.
– Jestem z ciebie taka dumna, Natalko – nie mogłam się nacieszyć, gdy wracała choć na parę dni do naszego miasteczka.
– A ja z ciebie, babciu – całowała mnie w policzek i wyciągała zza pleców kolejny obrazek namalowany specjalnie do mojej galerii nad schodami. Zawsze się śmiałyśmy z wnuczką, że gdy już będzie sławna, spieniężę jej dzieła i pojadę w wymarzoną podróż do Nowej Zelandii.
Tym razem był to portrecik w pastelach
Młoda dziewczyna, oparta o poduszkę chwilę po przebudzeniu, z zaróżowioną twarzą i leciutko opuchniętymi powiekami. Pierścionki rudych włosów wiły się wokół jej twarzy, nadając obrazkowi onirycznego uroku.
Wyjątkowo piękna praca, nawet jak na Natalię. Oczu nie można było oderwać.
– To Lola – wyjaśniła wnuczka. – Mieszkamy razem. Śliczna, prawda?
– Niebanalna uroda – zgodziłam się. – Taka bardzo retro, jak z obrazów prerafaelitów, które kiedyś razem oglądałyśmy.
Nie pytałam o nic więcej, bo i cóż tu drążyć? Wiadomo, wynajem w stolicy drogi jak diabli. Dobrze, że Natalia znalazła zaufaną osobę, z którą może dzielić koszty. I w sumie, dobrze, że to kobieta, nie mężczyzna. Starałam się jakoś nadążać za współczesnością, ale nie na tyle, by uważać wspólne mieszkanie przed ślubem za coś pozytywnego. Jest naprawdę mnóstwo lepszych sposobów, by się wzajemnie poznać!
Z czasem, gdy Natalia przyjeżdżała, delikatnie brałam ją na spytki, czy kogoś ma – w końcu latka leciały i mnie, i jej. Marzyłam, że przejmie po mnie dom, wyobrażałam sobie, że będzie w nim panią, otoczoną gromadką dzieci, z mądrym i dobrym mężem u boku. Na poddaszu urządzi się pracownię, bo jest tam doskonałe światło. Pewnie, że nasza mieścina to nie Warszawa, ale w byciu sławnym artystą najlepsze jest to, że można mieszkać wszędzie. Natalia, co prawda, sławna jeszcze nie była, ale stawała się znana i doceniana.
– Nie sądzę, by Nata tutaj wróciła – wyrwało się kiedyś jej matce.– Pchnęłyśmy ją w świat i trzeba to wziąć na klatę.
Stała przy oknie i patrzyła pustym wzrokiem w przestrzeń. Postarzała się mi Ewa troszkę, zmienił ją czas, ale miałam wrażenie, że nie tylko o to tu chodzi.
– Co masz na myśli? – zapytałam czujnie. – Dlaczego miałaby nie wrócić? Zawsze zachwycała się tutejszym powietrzem, lasem, krajobrazem… Kto by nie chciał tak mieszkać?
– Ech – synowa machnęła ręką zrezygnowana. – Czasami to nie wystarcza. Niech już mieszka w tej Warszawie, byle za granicę nie wyjechała!
Coś się działo, ale nie miałam pojęcia co
Może wnuczka jest chora i tylko w stolicy są specjaliści, którzy mogą jej pomóc? Może popadła w długi i nie dorobi nigdzie tak szybko jak tam? Któregoś ranka zbudziłam się z przekonaniem, że Natalia ma romans z żonatym facetem. To by wszystko tłumaczyło: niechęć do powrotu, brak stałego związku…
– Ej, babciu – wyśmiała mnie. – Ja nie kłusuję na cudzych gruntach! Poza tym… Mam kogoś.
– Naprawdę? – ucieszyłam się. – Może byś go przywiozła na weekend?
Obiecała, że to zrobi, ja się wyszykowałam, nawet do fryzjera poszłam, a ona przyjechała z Lolą. Bardzo śmieszne!
Miła dziewczyna i, faktycznie, wielkiej urody. Ale jednak dziewczyna!
– Troszkę sobie ze mnie zakpiłaś, skarbie – upomniałam Natalię, gdy zostałyśmy przez chwilę same.
– Wcale nie – zaprotestowała. – Mieszkamy razem. I kochamy się.
Oj tam, wiadomo, że przyjaźń między kobietami to zawsze coś na kształt miłości, ze wszystkimi tego implikacjami. Jakaś taka ślepa byłam jak kret… Nawet to, że spały w jednym łóżku, nie dało mi do myślenia. Dopiero po rozmowie z synową mi się w głowie rozjaśniło.
– Jacek dał Natalii ultimatum – wyznała zapłakana. – Powiedział, że kończy z tym albo on nie ma córki.
– Ja z nim porozmawiam.
– Nie, broń Boże! On uważa, że to mamy… że to nasza wina. Bo zrobiłyśmy z niej artystkę, a artyści to zboczeńcy.
– Może jej przejdzie? – zapytałam.
– A tam – machnęła ręką. – Już pięć lat mieszkają razem. Dogadują się i kochają, kto wie, czy nie lepiej niż ja z Jackiem. Pewnie się to mamie wyda dziwne, ale chciałabym tylko, żeby była szczęśliwa. Czy to jednak możliwe, jeśli własny ojciec się jej wyrzeka?
Próbowałam pogadać z synem, ale nawrzeszczał tylko, że się Boga nie boję. Nazwał mnie też starą egoistką o niewyżytych ambicjach.
– Stary to ty jesteś – nie wytrzymałam. – Stary wewnętrznie jak spróchniałe drzewo!
Czy on myśli, że ja nie cierpię na myśl, że ukochana wnuczka będzie żyła na marginesie społeczeństwa, zawsze narażona na przykrości ze strony takich jak on? Że nie będzie miała dzieci? Spać nie mogę, rozmyślając o tym wszystkim po nocach, nawet nie rozmawiałam jeszcze z Natalią po wyjeździe dziewcząt, bo się boję, że zacznę jej płakać w słuchawkę… Może lepiej udawać, że dalej nie mam o wszystkim pojęcia?
Julia
Zobacz też:
- Jako opiekunka miałam uważać na babcię małej Wandzi. A potem ta kobieta do nas przyszła - w ostatniej chwili ochroniłam dziecko"
- "Zażądałem rozwodu, bo żona nie chce pracować. Przez jej lenistwo prawie nie widuję dziecka"
- "Wróciłam do pracy i nie ogarniam. Nie wierzę, że inne matki dają radę bez babć, cateringu i sprzątaczki"