Reklama

Karolinę wychowałem sam. Kiedy moja żona zginęła w wypadku samochodowym, córeczka miała niespełna cztery latka. Nie pamiętała matki. Robiłem wszystko, żeby nie odczuła straty mamy, starałem się, żeby niczego jej nie zabrakło.

Reklama

Do czasu, kiedy mała nie poszła do pierwszej klasy, w opiece pomagała mi moja mama. Później zmieniłem pracę i przeprowadziłem się z córką do Warszawy. Rodzice namawiali mnie, żebym zostawił u nich Karolinę, ale za bardzo byłem z nią związany.

Zarabiałem dobrze. Karolina od dziecka miała wszystko, o czym mogła tylko zamarzyć, niczego nie potrafiłem jej odmówić.

Nie ożeniłem się po raz drugi. Nigdy nie mówiłem głośno, a nawet nie myślałem, że to ze względu na córkę. Sądziłem po prostu, że tak jakoś wyszło, że nie spotkałem drugiej kobiety, która zauroczyłaby mnie do tego stopnia, że chciałbym z nią spędzić resztę życia. Dziś myślę, że zwyczajnie nie szukałem, wystarczały mi przelotne związki, krótkie romanse.

Najważniejsza cały czas była Karolina

Nie zauważyłem tego, że już jako mała dziewczynka była bardzo roszczeniowa, przekonana, że wszystko jej się właściwie należy, że nikt nie ma prawa niczego jej odmówić. Pamiętam, ze moja mama próbowała kilka razy zwracać mi uwagę na ten rys charakteru córki, ale nie chciałem jej słuchać, nie chciałem widzieć w Karolince żadnych wad.

Pierwsze problemy z Karoliną zaczęły się w gimnazjum. Nagle i niespodziewanie, przynajmniej dla mnie, z nieco rozpuszczonej, ale uroczej dziewczynki zmieniła się w nastolatkę, której wydawało się, że wszystko wie najlepiej. Dużo wtedy pracowałem, próbowaliśmy z przyjacielem rozkręcić własną firmę, doba była za krótka, a czasu za mało.

Pani Ela, która prowadziła nam dom i zajmowała się Karoliną, chyba nie zwróciła na nic uwagi. A może nie chciała przysparzać mi kłopotów albo sobie obowiązków. W każdym razie dopiero telefon od wychowawczyni córki, skarżącej się na nieodpowiedni wygląd Karoliny, sprawił, że zwróciłem uwagę na to, jak zmieniła się moja mała córeczka.

– Chyba nie zamierzasz w tym stroju wyjść do szkoły? – zapytałem pewnego poranka, przyglądając się córce uważniej niż zwykle.

Karolina miała na sobie bluzkę, która odsłaniała połowę brzucha i króciutką spódniczkę. Do tego pomalowane paznokcie i makijaż.

– Nie wiem, o co ci chodzi? – usłyszałem w odpowiedzi.

– Wydaje mi się, że ten strój jest nieodpowiedni.

Karolina podniosła głowę znad talerza, była po prostu zdziwiona.

– Tato, przestań się czepiać, dobrze? Wszystkie dziewczyny tak chodzą. I nie rozumiem, co ci się nagle stało? Zmieniłeś okulary?

– Po prostu nie podoba mi się to, jak wyglądasz.

– Ale wszystkie dziewczyny tak chodzą! – powtórzyła.

– Nie wierzę.

– No dobrze… – zawahała się. – Przynajmniej te, które chcą być trendy.

– No to ty nie będziesz trendy. Pójdziesz teraz na górę, przebierzesz się, zmyjesz makijaż i będziesz znów wyglądała jak uczennica gimnazjum.

– Ale tato…

– Natychmiast! Przebierz się, a potem odwiozę cię do szkoły.

– Nie musisz mnie odwozić!

– Muszę. Mam porozmawiać z twoją wychowawczynią. Dzwoniła do mnie wczoraj i prosiła o spotkanie.

Opuściła się w nauce, zaczęła chodzić na wagary

Nic już nie powiedziała. Kilka minut później siedziała w samochodzie bez makijażu, w dżinsach i zwykłej koszulce. Tylko lakier na paznokciach został.

– Po południu to zmyjesz – powiedziałem, starając się zachować spokój.

– Jasne – burknęła.

Okazało się jednak, że wygląd to był tylko jeden z problemów. Karolina nie dosyć, że bardzo opuściła się w nauce, to na dodatek zaczęła chodzić na wagary. Miała mnóstwo opuszczonych, nieusprawiedliwionych lekcji i sporo złych stopni. Wychowawczyni twierdziła, że może zostać na drugi rok. Byłem zszokowany.

– Przecież dotychczas wszystko było w porządku – wyjąkałem. – Nie rozumiem, co się stało, zawsze dobrze się uczyła.

– Nie chcę pana straszyć, ale wydaje mi się, że Karolina znalazła sobie niezbyt odpowiednie towarzystwo, chyba poza szkołą. Musi pan poświęcić jej więcej czasu.

Zdawałem sobie sprawę, że nowe zawodowe wyzwania spowodowały, iż zaniedbałem własne dziecko. Wracając do domu, zastanawiałem się, od czego zacząć naprawianie relacji z córką. Czy powinienem na nią krzyczeć, zabraniać, może jakoś ukarać?

Rozmowa z Karoliną nie należała do łatwych. Córka zachowywała się tak, jakby zupełnie nie rozumiała, czego od niej oczekuję. Powtarzała, że wszystkie koleżanki tak się ubierają, że nie jest już dzieckiem, a tak ją traktuję, i że wychowawczyni jej nie lubi. Kiedy zapytałem, dlaczego chodzi na wagary, nagle zamilkła. Na pytanie o złe oceny usłyszałem, że nauczyciele się uwzięli.

– Wszyscy? – krzyknąłem. Chociaż obiecałem sobie, że będę spokojny, nerwy zaczynały mi puszczać. – Powiedz prawdę!

– Jaką prawdę? – rozpłakała się. – No dobrze, trochę mniej się ostatnio uczyłam, ale ja wszystko poprawię. Tylko już się nie gniewaj.

Patrzyłem na nią zaskoczony. Dopiero co była harda i pyskata, a tu nagle płacze, przeprasza i obiecuje poprawę.

– No dobrze, Karolina – zacząłem. – Umówimy się, że zmienisz styl ubierania się…

– Ale tato…

– I przestaniesz wyglądać jak panienka z ulicy, a zaczniesz ubierać się jak uczennica – nie pozwoliłem sobie przerwać. – Nie będziesz więcej wagarować…

Kiwnęła głową bez słowa.

– I poprawisz oceny!

Znowu kiwnięcie głową.

– Jeśli nie, będę musiał wyciągnąć ostrzejsze konsekwencje – zastrzegłem.

– Jakie? – zapytała cicho Karolina.

– Zastanowię się.

Tak naprawdę sam nie wiedziałem. Dotychczas właściwie niczego córce nie zabraniałem. Być może to był błąd.

Szybko okazało się, że obietnice Karoliny niewiele są warte. Rzeczywiście przyłożyła się do nauki, poprawiła kilka ocen. Przestała się również tak mocno malować, ale tylko do szkoły. Kiedy jadąc z kontrahentem na kolację zobaczyłem córkę zmierzającą wraz z koleżankami do galerii handlowej, aż mną zatrzęsło.

Wyglądała jak młodociana prostytutka. Miałem ochotę zatrzymać auto na środku ulicy i zabrać ją do domu. Gdyby nie to, że nie byłem sam, pewnie bym to zrobił. Wróciłem do domu dość późno, ale Karoliny jeszcze nie było.

– Tylko spokojnie, Janusz, tylko spokojnie. Bez nerwów! – powtarzałem sobie.

Pamiętałem o tym jednak tylko do momentu, kiedy ujrzałem Karolinę w drzwiach. Chyba nigdy w życiu tak na nią nie nakrzyczałem, z trudem powstrzymałem się, żeby jej nie uderzyć. Ja się darłem, Karolina najpierw pyskowała, potem już tylko płakała.

Tym razem nie chciałem słuchać żadnych obietnic. Zabrałem córce telefon i laptop. Zapowiedziałem, że jeśli się nie poprawi, jeśli nie zobaczę dobrych ocen, a wychowawczyni nadal będzie się skarżyć na jej zachowanie, wyślę ją do szkoły z internatem.

Karolina chyba nie mogła uwierzyć w moje słowa, sam nie wiem, może trochę przesadziłem. W każdym razie córka przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu, w oczach miała zaskoczenie i strach, ale i mnóstwo złości.

– Zawsze wiedziałam, że mnie nie kochasz – wrzasnęła w końcu, a po jej policzkach popłynęły strugi łez. – Już dawno byś się mnie pozbył, gdybyś tylko mógł!

– Dziecko, co ty opowiadasz?! – wykrztusiłem przez ściśnięte gardło, ale już biegła na górę po schodach. – Karolina, zaczekaj, porozmawiajmy! – zawołałem jeszcze.

Odpowiedziało mi głuche trzaśnięcie drzwi do jej pokoju.

Cudem udało jej się skończyć gimnazjum

Następnego dnia córka zeszła na śniadanie z zapuchniętymi oczami, ubrana w dżinsy i granatowy sweterek. Na twarzy nie miała śladu makijażu, paznokcie też miała niepomalowane. Byłem pewien, że to nie jest ani zrozumienie, ani dobra wola, ani tym bardziej uznanie swojej winy, to był jawny bunt. Tym bardziej że nie odezwała się do mnie ani słowem.

Po południu zadzwoniła do mnie mama z pytaniem, co takiego nawyprawiałem, że Karolinka jest załamana. Nie wiem, w jaki sposób córka zadzwoniła do babci, przecież zabrałem jej komórkę, ale jak widać poradziła sobie. Wysłuchałem pretensji mamy, a potem tylko ciężko westchnąłem.

– Mamo – powiedziałem – może raczej powinnaś mnie zapytać, co nawyprawiała Karolina. Szkoda, że nie widziałaś, jak zaczęła się ubierać ani nie rozmawiałaś z jej wychowawczynią. Może wtedy inaczej spojrzałabyś na swoją ukochaną wnuczkę.

– Chyba trochę przesadzasz – mama była wyraźnie zaniepokojona. – Przecież Karolina to jeszcze dziecko.

– Tak ci się tylko wydaje – odparłem. – Na pewno nie zachowuje się jak dziecko.

– A mówiłam ci, żebyś ją u nas zostawił – wyraźnie słyszałem w głosie swojej rodzicielki dezaprobatę. –Samotnemu mężczyźnie trudno wychowywać dziewczynkę.

Po tych słowach rozłączyłem się w milczeniu. Nie miałem ochoty na kłótnie z matką, a zaczynałem zdawać sobie sprawę, że jeśli Karolina narozrabia, według mamy będzie to moja wina. Może zresztą tak właśnie było, może rzeczywiście źle postępowałem, nie umiałem odpowiednio wychować córki…

Walka z Karoliną, z jej stopniami, z zachowaniem, z ubiorem i odzywkami trwała przez całe gimnazjum. Pocieszałem się, że przechodzi trudny okres, w końcu wyrośnie i zmądrzeje. Niestety, miesiące mijały, a Karolina wciąż była jednym wielkim kłębkiem problemów. Cudem udało jej się skończyć gimnazjum. Wysłałem ją do prywatnego liceum. Sądziłem, że może to przyniesie lepsze efekty.

Wiadomo – mniejsze klasy, inne podejście do ucznia. Bardzo na to liczyłem, ale szybko okazało się, że się przeliczyłem. Karolina nie chciała chodzić do szkoły, a i nauczyciele wcale nie pragnęli mieć uczennicy, która sprawiała kłopoty. Pod koniec pierwszej klasy dowiedziałem się, że owszem, przepuszczą ją do następnej, ale tylko pod warunkiem, że zabiorę córkę ze szkoły.

– Czy ona na pewno nie da sobie rady? – byłem zdumiony.

Zawsze mi się wydawało, że Karolina jest zdolną dziewczyną. To samo usłyszałem od dyrektorki i wychowawczyni.

– Jest zdolna, ale nie chce się uczyć. To mało powiedziane, ona po prostu nie chce chodzić do szkoły. Ma mnóstwo nieobecności. Poza tym towarzystwo w szkole chyba niezupełnie jej odpowiada. Proponuję przenieść córkę do technikum albo nawet do szkoły zawodowej. Może tam się odnajdzie?

Nie powiem, żeby mi to odpowiadało. Zawsze pragnąłem, że moje dziecko skończyło studia, miało dobry zawód. Niestety, chyba nie było wyjścia. Wysłałem Karolinę do technikum fryzjerskiego. Sama sobie takie wybrała, mimo to efekty były mizerniutkie. Tak samo nie lubiła tej szkoły, jak poprzedniego liceum.

W drugiej klasie zaczęła uciekać z domu. Początkowo nie było jej jedną noc, czasem dwie. Dzwoniła i mówiła, że będzie nocowała u przyjaciółki. Potem przestała dzwonić. Przeczuwałem, że chodzi o chłopaka.

Pewnego wieczoru Karolinę przywiozła do domu policja. Twierdzili, że zaczepiała mężczyzn w galerii handlowej. Nie mogłem uwierzyć, że moja córka mogła robić coś takiego. Karolina jednak milczała uparcie. Żadne prośby ani groźby nie skutkowały. Czułem się bezradny. Może naprawdę powinienem ją zamknąć w jakiejś szkole z internatem? Tylko czy to odniosłoby skutek? A jeśli stamtąd też by uciekła?

– Rób, co chcesz – powiedziałem w końcu córce. – Ale nie licz na mnie, jeśli wpakujesz się w kłopoty. Nie mam już do ciebie siły.

Karolina wzruszyła tylko ramionami, jakby było jej wszystko jedno

Kilka tygodni później wszystko się zmieniło. Karolina przestała znikać popołudniami, już nie musiałem z nią walczyć. Wracała ze szkoły, zamykała się w swoim pokoju i spędzała tam resztę dnia. W końcu pewnego dnia rano oznajmiła, że jest chora i zostanie w domu.

Przyjrzałem jej się uważnie, rzeczywiście nie wyglądała najlepiej, schudła, miała podkrążone oczy. Od tamtego ranka większość czasu spędzała w swoim pokoju, w łóżku. Zacząłem się bardzo martwić, zadzwoniłem do mamy. Liczyłem na to, że jej uda się coś wydobyć z Karoliny, bo mnie córka nie chciała nic powiedzieć. Mama pojawiła się u nas, kiedy byłem w pracy. Po powrocie zastałem ją w kuchni, gotującą rosół. Miała bardzo zatroskaną minę, ale widać było, że jest zła.

– Rozmawiałaś z Karoliną? – zapytałem, siadając przy stole.

Kiwnęła głową bez słowa.

– Powiedziała ci coś? – drążyłem.

– Będziesz dziadkiem – odpowiedziała.

– Kim będę? – zdawało mi się, że się przesłyszałem. – Co ty pleciesz? Przecież Karolina ma dopiero szesnaście lat.

– No i co z tego? – mama wzruszyła ramionami. – Jest w ciąży – dodała po chwili.

– Z kim?

– A tego to już mi nie powiedziała. Sam ją zapytaj.

Nie było to takie proste. Karolina nie chciała ze mną rozmawiać, nawet nie pyskowała jak zwykle, tylko płakała. Nie chciała powiedzieć, kto jest ojcem dziecka. Kiedy naciskałem, w końcu wykrzyczała mi ze złością, że nie wie. Jakoś nie bardzo w to wierzyłem, a może tylko nie potrafiłem uwierzyć.

Moja wnuczka przyszła na świat wczesną wiosną. Była śliczną dziewczynką, bardzo podobną do swojej mamy. Jednak ta nie chciała się nią zajmować, nie chciała karmić, twierdziła, że nie radzi sobie z takim maleństwem. Przez pierwszy miesiąc mieszkała z nami moja mama, i to ona zajmowała się małą. Jednak kiedy Karolina zaczęła znikać na całe godziny z domu, babcia się zbuntowała.

– Za tydzień wracam do domu – oznajmiła któregoś wieczoru.

– Jak to? A kto zajmie się Gosią? – Karolina patrzyła na babcię zdziwiona.

– Ty, moja droga. To twoje dziecko, a widzę, że czujesz się już dobrze.

– Ale ja nie dam rady! – Karolina była najwyraźniej przestraszona. – Zresztą może wróciłabym do szkoły? – zerkała na mnie, jakby szukając wsparcia.

– Może by mama jeszcze trochę została?– odezwałem się niepewnie.

– Nie – mama zdecydowanie pokręciła głową. – Do szkoły i tak dopiero od września będziesz mogła wrócić – zwróciła się do wnuczki. – Na razie zajmij się córką.

Na kuchennym stole leżał pożegnalny list

Widziałem, że Karolina nie radzi sobie z małą, kiedy została bez babci. Chciałem jej pomóc. Wynająłem dziewczynę, która miała przez kilka godzin dziennie zajmować się małą. I to był mój kolejny błąd.

Karolina szybko zaczęła wykorzystywać fakt, że ma pomoc do dziecka. Pani Ewa zostawała z małą Gosią coraz dłużej. Często wracałem z pracy, a Karoliny nie było. Pani Ewa szła do domu, a ja sam zajmowałem się wnuczką. Karolina wracała dopiero późnym wieczorem. Moje uwagi zbywała uśmiechem i stwierdzeniem, że musi od czasu do czasu odetchnąć od wrzeszczącego niemowlaka.

– To jest twoja córka – przypominałem. – Musisz poświęcać jej trochę czasu. Nie mogą się nią ciągle zajmować obce osoby.

– Dziadek to przecież nie jest nikt obcy – odpowiadała beztrosko.

Zacząłem się martwić, gdzie moja córka spędza czas. Nie chodzi przecież do szkoły. A jeśli nie uczy się i nie zajmuje Gosią, to może powinna pracować?

– Myślę, że powinnaś poszukać sobie pracy – powiedziałem do niej pewnego dnia.

– Chyba żartujesz – usłyszałem w odpowiedzi. – Przecież mam małe dziecko!

– Nie ty się nim zajmujesz. Nie chodzisz też do szkoły, więc powinnaś pójść do pracy. Dziecko kosztuje.

– Czyżbyś chciał mi powiedzieć, że brakuje ci pieniędzy? – wydęła wargi.

– Nie o to chodzi! – zaczynałem się denerwować. – Karolina, masz dziecko i jesteś za nie odpowiedzialna.

– Daj spokój, tato. Na razie to ty jesteś odpowiedzialny za nas obie.

Nie miałem już sił. Do mojej córki nic nie docierało albo może tylko udawała, że nic do niej nie dociera.

– Zobaczysz, zabiorą ci Gosię, jak będziesz się tak zachowywać – straszyłem.

– Nie zabiorą – śmiała się. – Przecież mam tatę, który wszystko umie załatwić.

Martwiły mnie jej słowa, bo wskazywały na to, że ta dziewczyna wciąż nic nie rozumie. Jednak tego, co zastałem w domu kilka tygodni później, zupełnie się nie spodziewałem.

List, który znalazłem na stole w kuchni był całkowitym zaskoczeniem. „Wyjeżdżamy z Saszką, tato. On jest ojcem Gosi. Jak się urządzimy, zabierzemy małą. Nie martw się o mnie. Karolina” – przeczytałem.

Co to miało znaczyć? Czyżby ojcem mojej wnuczki był jakiś Sasza? Imię wskazywało na rosyjskie albo ukraińskie pochodzenie. Miałem tylko nadzieję, że Karolina nie została uprowadzona. Nastolatce łatwo namieszać w głowie, obiecać złote góry, a potem wywieźć Bóg wie gdzie, skrzywdzić, wykorzystać.

Zadzwoniłem do niej natychmiast, ale telefon miała wyłączony. Odezwała się dwa dni później. Dowiedziałem się, że nie dzieje jej się krzywda, wyjechała z własnej woli. Jest w Londynie i tam będzie układała sobie życie. Do Polski nie zamierza wracać. Nie chciałem jej przypominać, że w Polsce zostawiła malutkie dziecko, bo miałem wrażenie, że niewiele ją to interesuje.

Założyłem sprawę w sądzie. Chcę zostać prawnym opiekunem Małgosi. Nie będę czekał, aż Karolina sobie o niej przypomni, może zabierze albo nie, może potem znowu odda. I jeszcze ten tajemniczy ojciec… Na razie Gosią opiekuje się pani Ewa, ale moja mama sprzeda swoje mieszkanie i zamieszka z nami na stałe. Zajmie się małą, dziecko musi mieć dom i poczucie bezpieczeństwa. Chciałbym tylko wiedzieć, jakie popełniłem błędy, wychowując Karolinę, żeby już ich nie powtórzyć.

Janusz, 42 lata

Czytaj także:

Reklama
  • „Gdy zaszłam w ciążę, moja matka wyparła się własnego wnuka. Uważała, że jest za młoda na bycie babcią"
  • „Znajoma chciała kupić pozytywny test ciążowy. Chciała złapać chłopaka na dziecko i wyłudzić od niego pieniądze"
  • „Mój brat odpowiadał za śmierć naszej mamy. To przez niego dostała zawału. Ciągle się o niego martwiła”
Reklama
Reklama
Reklama