„Moja teściowa straszyła Maję potworami, gdy ta była niegrzeczna. Teraz córka ma koszmary i boi się własnego cienia”
„Nigdy nie straszyliśmy Mai żadnymi duchami, potworami czy innymi stworami, które ją zabiorą, kiedy będzie się nieodpowiednio zachowywała. Moja teściowa uznała inaczej i straszyła Maję dziadem. Teraz moje biedne dziecko boi się spać po ciemku”.
- redakcja mamotoja.pl
Dostaliśmy z mężem naprawdę ciekawą propozycję zawodową. Dwutygodniowy, płatny staż w niemieckiej placówce naszej firmy, a po powrocie obietnicę awansu na stanowiska kierownicze. Jacek w dziale informatycznym, ja – w promocji. Staraliśmy się o tę szansę od kilku lat i w końcu się udało. Nasze podania przyjęto. I wszystko byłoby pięknie, gdyby…
– Zabierzemy Maję ze sobą – zaproponował mój mąż.
– No co ty! Jak to sobie wyobrażasz? – zaprotestowałam od razu. – Kto się nią tam zajmie? Przecież jedziemy do pracy, a nie na wakacje. Poza tym trwa rok szkolny.
– To co chcesz zrobić? – mąż wyraźnie posmutniał.
– Jedno z nas zrezygnuje z tego stażu – zdecydowałam, bo nie widziałam wtedy innej możliwości.
Poddałam się, ale Jacek postanowił walczyć o nasze marzenia
Opowiedział o wszystkim swojej matce, a ona zaproponowała, że weźmie Maję do siebie na dwa tygodnie. Rozwiązanie wydawało się naprawdę świetne. Przynajmniej wtedy tak sądziłam.
Córka była zachwycona chwilową zmianą miejsca zamieszkania. Cieszyła się, że będzie spać w dawnym pokoju swojego taty, jeździć do szkoły autobusem, a wieczorami grać z dziadkiem na harmonijce ustnej. Chyba ja bardziej niż ona przeżyłam pożegnanie.
Tęskniłam. Gdyby nie Jacek, to chyba po trzech dniach stażu wsiadłabym w pociąg i wróciła do domu. Codziennie rozmawiałam z Mają przez telefon, ale to nie to samo, co przytulić ją naprawdę. Na szczęście miałam dużo pracy i za dnia niewiele czasu na rozmyślania. Wieczorami zaś po telefonie marzyłam już tylko o szybkim prysznicu i łóżku.
Tak minęły dwa tygodnie.
– Mamo! – Maja podbiegła do mnie na dworcu.
– Cześć, kochanie – szepnęłam, obejmując ją. – Jak ja za tobą tęskniłam!
– Ja za tobą też – odwzajemniła uścisk.
Jacek zabrał nas na kolację, a później wróciliśmy do domu. Nie chciałam słyszeć o żadnym nocowaniu u teściów. Tęskniłam za naszym przytulnym mieszkankiem i spokojnym wieczorem z Majką. Po dwutygodniowej przerwie z lubością odprawiałam nasz rytuał. Kąpanie, bajka, krótka rozmowa i długie przytulanie.
– Mamo, nie gaś światła – poprosiła Maja, kiedy wyciągnęłam rękę w stronę nocnej lampki.
– Dlaczego? – zdziwiłam się. – Nie chcesz spać?
– Chcę, ale się boję po ciemku.
– To zostawię zapalone.
Rozumiałam, że pierwsza noc w domu po pierwszym dłuższym rozstaniu z rodzicami może nieść ze sobą dużo emocji. Historia z zostawianiem światła powtarzała się jednak co wieczór przez tydzień. Maja nie chciała spać po ciemku i już.
W końcu stwierdziłam, że trzeba z tym coś zrobić. I wcale nie chodziło mi o oszczędzanie prądu, ale o dobro córki. Bo przecież po ciemku człowiek lepiej się wysypia, a organizm ma szansę na pełną regenerację.
– Boisz się ciemności? – zapytałam wprost.
– Uhm – przytaknęła Maja.
– Ale dlaczego? Przecież wiesz, że w domu jesteś bezpieczna.
– Bo jak jest ciemno, to po niegrzeczne dzieci przychodzi dziad, a ja nie zawsze jestem grzeczna.
Zaniemówiłam. Nigdy nie straszyliśmy Mai żadnymi duchami, potworami czy innymi stworami, które ją zabiorą, kiedy będzie się nieodpowiednio zachowywała. Bo przecież żadne dziecko nie jest cały czas grzeczne. To zwyczajnie niemożliwe. Każdy człowiek popełnia w ciągu dnia masę błędów, często nie zdając sobie z nich sprawy. Jak bym się czuła, gdyby ktoś mi wmówił, że ciemność nocy przyniesie rozliczenie? Pewnie też nie chciałabym wyłączać światła.
– Jesteś grzeczna, kochanie – zapewniłam, bo nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy. – Nic złego ci się nie stanie.
– Ale zostawisz zapaloną lampkę?
– Zostawię.
I zostawiłam
Przynajmniej na tę noc i kilka następnych. Bo wyłączanie światła pomimo protestów nie rozwiązałoby problemu. Musiałam przemyśleć, jak przywrócić córce poczucie bezpieczeństwa.
– Maja nie chce spać po ciemku, bo się boi dziada – zakomunikowałam Jackowi.
– Słucham? – zdziwił się.
– Ktoś jej powiedział, że w nocy dziad zabiera niegrzeczne dzieci.
– O cholera – Jacek ukrył twarz w dłoniach. – Przepraszam, to moja wina.
– Jak to twoja?
– Mogłem to przewidzieć – uderzył pięścią w kolano.
– Co takiego?
– To moja matka nagadała Majce bzdur. Nas też straszyła. Pamiętam, że jak z chłopakami poszliśmy na jabłka sąsiada, to później przez trzy noce nie spałem, bo się bałem, że mnie porwie potwór.
– Żartujesz? – nie dowierzałam.
– Nie. Miałem wtedy jakieś pięć lat, ale pamiętam doskonale tamten strach. Wyprosiłem od ojca latarkę i trzymałem ją pod poduszką, tak się bałem.
– Spałeś przy włączonej latarce?
– Przez kilka lat. Matka była naprawdę przekonująca w tych swoich groźbach. Albo inny przykład: nienawidziłem owsianki. Nawet pies jej nie chciał, i wymyśliłem sposób, jak się jej pozbywać.
– No, co to za pomysł?
– Miałem zawsze przygotowany kubeczek po jogurcie i do niego po kryjomu przelewałem owsiankę, a następnie znikałem na chwilę w łazience. Nie śmiej się! – pogroził mi palcem, bo nie potrafiłam zapanować nad śmiechem. – Byłem przekonany, że dziad wie, co robię z owsianką i bałem się, że mnie porwie i zamknie w zimnej piwnicy. Ale i tak nie potrafiłem się zmusić do zjedzenia tego paskudztwa. Wolałem piwnicę niż owsiankę.
No tak, moja teściowa ma dar przekonywania. Najpierw skutecznie straszyła swoje dzieci, teraz wystraszyła moje. Tyle że ja nie chciałam, żeby Maja bała się stworów. Wrażliwe dziecko może przez takie straszenie nabawić się nerwicy. Do tego nie mogłam dopuścić.
– To co zrobimy z Mają? – zapytałam.
– Nie chcę, żeby się bała tak jak kiedyś ja – odparł mąż. – Pogadam z matką.
– I co jej powiesz? Ostatecznie wyświadczyła nam grzeczność, zajmując się Mają, kiedy byliśmy na stażu.
– Zrobiła jej krzywdę. Tak samo, jak robiła mnie i mojej siostrze. Ja się ogarnąłem, ale Anka miała bujniejszą wyobraźnię i do dziś prześladują ją różne lęki.
W oczach mojego męża ujrzałam gniew, żal i bezsilność. Objęłam go mocno, żeby odsunąć bolesne wspomnienia. Nie mogłam ich wymazać z jego pamięci. Mogłam jednak zatroszczyć się o Maję.
Następnego dnia przystąpiłyśmy więc do oswajania ciemności...
Najpierw wysprzątałyśmy z Mają jej pokój, zaglądając do każdego kącika. Wytrzepałyśmy dywan, odsunęłyśmy łóżko, wymiotłyśmy wszystko spod szafek, nawet zrobiłyśmy przegląd ubrań, wyrzucając te za małe.
– Widzisz, nie ma tu żadnego dziada – tłumaczyłam co chwila.
Później Jacek pokazał córce, jak zamykane są drzwi od domu, wyjaśniając, że nikt obcy nie ma prawa do nas wchodzić.
– A jeśli ktoś spróbuje, to będzie miał do czynienia z Portosem – zapewnił, kładąc rękę na łbie naszego psa.
– Ale dziad jest niewidzialny i Portos go nie zobaczy – powiedziała smutnym głosem Maja.
– Kochanie, przecież nie ma ludzi niewidzialnych – przypomniałam.
– Nie ma?
– Oczywiście, że nie.
– Na pewno?
– A czy ja cię kiedyś okłamałam?
– Nie.
Pewność w głosie Mai utwierdziła mnie w przekonaniu, że zaufanie dziecka do rodziców to podstawa.
Kilka dni później, po wieczornym przytulaniu Maja sama zgasiła lampkę.
– Nie boisz się? – zapytałam.
– Sama mówiłaś, że dziady, wiedźmy i złe duchy istnieją tylko w bajkach – odpowiedziała pewnym głosem.
– No tak.
– A złych ludzi nie wpuści do mnie Portos ani wy, więc jestem bezpieczna.
– Oczywiście, że jesteś! – zapewniłam, mocniej przytulając córkę.
Chciałam ją ochronić przed całym złem świata. To, oczywiście, niemożliwe, ale mogę przynajmniej chronić ją przed złymi wytworami cudzej fantazji.
Agata, 31 lat
Czytaj także:
- „Gdy urodziła się moja córka wszędzie widziałem zagrożenie. Musiałem ją chronić. Nie pozwalałem nawet jej dotknąć"
- „Zadłużyliśmy się na 100 tys. zł, a in vitro nie zadziałało. Popadłam w depresję. Straciłam już nadzieję na bycie mamą"
- „Mój syn zachorował na białaczkę. Musiałam odnaleźć wakacyjną miłość, bo tylko on mógł uratować moje dziecko"