Reklama

Walczyłam, żeby moją Wiktorię przyjęto do klasy A, bo przecież każdy rodzic chce dla dziecka jak najlepiej. Szczególnie gdy widać gołym okiem, że dziecko jest zdolne. Kto i na jakiej podstawie miesza te dzieci, nie patrząc w ogóle na ich predyspozycje?

Reklama

Dobrze, że chociaż nie trafiła do E

Droga Redakcjo, może nie wszyscy o tym wiedzą, ale dzieci w pierwszych klasach już na starcie mają lepiej lub gorzej. Niestety, choć to niesprawiedliwe, to uczniowie klas z literką A w nazwie częściej osiągają lepsze wyniki w nauce i zdobywają w przyszłości lepiej płatne zawody. Tak mówi nauka, a konkretniej statystyka. Jak patrzę po rodzinie i znajomych – wszystko się potwierdza.

Chodziłam, tłumaczyłam, prosiłam. Dyrekcja miała tylko jedną odpowiedź – że nie będą robić zamieszania, a rodzice nie powinni ingerować. A niby dlaczego nie? Przecież to moje dziecko, wiem najlepiej, gdzie jest jej miejsce. Na pewno nie w tej miernej klasie C.

Proszę mnie źle nie zrozumieć, ja nic nie mam do tych dzieci, każdy ma inne predyspozycje, z tym się po prostu rodzimy. Ale dyrekcja powinna bardziej świadomie dzielić dzieci na klasy. To do A najczęściej chodzą przyszli lekarze i prawnicy. Z tym nie da się dyskutować, na to są badania.

Będę walczyła o przeniesienie Wikusi. Proszę o publikację tego listu, rodzice powinni wiedzieć, że takie rzeczy mają znaczenie.

Agnieszka

Od Redakcji: Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama