Reklama

Ceny to jedno, a zdrowy rozsądek to drugie. Nie mam zamiaru wydziwiać i jeszcze płacić za to jak za zboże. Ludzie, opamiętajcie się, komunia święta to nie rozdanie Oscarów.

Reklama

Może jednak domowe ciasto zamiast cateringu?

Droga Redakcjo, śmiać mi się chce, gdy czytam o komunijnych manikiurach, sukniach balowych i limuzynach zajeżdżających pod kościoły. Zastanawiam się, gdzie my żyjemy i kto wychowuje przyszłe pokolenia.

Fryzjer, kosmetyczka i może jeszcze solarium... Niestety takie trendy obserwuję też w swoim otoczeniu, koleżanki córki już przechwalają się, jakie sukienki będą miały na komunię. Falbanki i koronki to mało, w tym roku w kościele zobaczymy też welon oraz 9-latkę na obcasach. Czy ktoś tu zwariował?

Nie rozumiem tych zestresowanych matek, które już od jesieni planują cateringi i bukują sale. Jak na jakiś bal. Same sobie wybierają kreacje, jakby miały spotkanie co najmniej z królem angielskim. Ile przy tym nerwówki i ile zawistnych spojrzeń, kto więcej wyda i bardziej się pokaże. O kosztach to już nawet nie chce mi się pisać.

Pytam się, po co to wszystko? Dla kogo? Bo chyba nie dla dzieci. No chyba że chcemy je nauczyć, co znaczy pokazówka i jak trwonić pieniądze.

U nas będzie spokojnie i rodzinnie. Tylko my, dziadkowie, brat z rodziną. Podzielimy się gotowaniem, ja upiekę ukochaną przez wszystkich szarlotkę. Spotkamy się w domu, posiedzimy w ogrodzie. Kornelcia założy zwykłą letnią sukienkę, tak jak ja. Dla ozdoby zaplotę jej wianek z polnych kwiatów. W prezencie dostanie swoje pierwsze kolczyki i medalik. Tylko tyle. I aż tyle.

Sylwia

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama