„Ojciec bez słowa zniknął, gdy byliśmy mali. Dopiero po latach poznaliśmy straszną prawdę”
Zniknął, gdy ja miałam cztery lata, a Darek zaledwie kilka dni. Myśleliśmy, że uległ jakiemuś wypadkowi, może nawet zginął… A jak było naprawdę?
- redakcja mamotoja.pl
To na pewno on! – Darek był podekscytowany. – Zgadza się imię, nazwisko, rok urodzenia i z grubsza zawód. Mama mówiła, że ojciec był weterynarzem, no nie?
– Technikiem weterynaryjnym – poprawiłam. – To może być on, ale nie róbmy sobie nadziei. Trzeba to sprawdzić. I nie możemy nic powiedzieć mamie!
Brat kiwnął głową, ale był tak rozradowany, że wątpiłam, by w ogóle mnie słuchał.
To on zaczął szukać naszego biologicznego ojca. Może dlatego, że go nie pamiętał i, jak mówił, „miał dziurę w tożsamości”. Ja miałam cztery lata, kiedy tata wyszedł z domu i nie wrócił. Darek zawsze mi zazdrościł, że go znałam, że pamiętałam jego twarz. On miał wtedy tydzień.
Tak, nasz ojciec zostawił mamę z noworodkiem i czterolatką i zwyczajnie nas porzucił. To znaczy to, że nas porzucił, wyszło dopiero po wielu latach. Bo wtedy mama myślała, że coś się stało, że go napadli, zabili i pochowali w ciemnym lesie, albo że doznał urazu głowy i ma amnezję, dlatego nie trafił z powrotem do domu. Była po cesarskim cięciu zbyt słaba i obolała, żeby chodzić na policję, więc robiła to nasza babcia, mama ojca, zwłaszcza że rodzice nie mieli ślubu. Mama była „tylko” jego konkubiną, chociaż zawsze mówiła o nim per mąż. Policjanci byli sceptyczni; wpisali go na listę zaginionych, ale otwarcie mówili, że nie jest pierwszym facetem, który zniknął po narodzinach dziecka, bo nie uniósł presji, obowiązków, odpowiedzialności. Mama szukała go przez osiemnaście lat. Wciąż była pewna, że ukochany Jureczek nigdy by jej nie zrobił czegoś takiego. Że coś musiało się stać. Nie kontaktował się z nami ani z babcią, zostawił w domu wszystko poza portfelem, no ale przecież poszedł do sklepu, to logiczne, że zabrał portfel. Jako dziecko byłam przekonana, że mój ojciec padł ofiarą brutalnego przestępstwa, że naszą rodzinę dotknął potworny dramat. Pomagałam mamie przy braciszku, jak mogłam, szybko stałam się małą dorosłą. Od mamy przejęłam przekonanie, że tata może kiedyś do nas wrócić, i reagowałam nerwowo na każdy niespodziewany dzwonek do drzwi albo list w skrzynce, oglądałam się na ulicy za mężczyznami, którzy – jak mi się wydawało – go przypominali. Pewnie wpływ na to miały codzienne wieczorne pacierze z mamą, która kazała nam się modlić o „szczęśliwy powrót tatusia do domu”. Nie wiem, jak sobie wyobrażała ten powrót, ale faktem było, że nigdy nie ułożyła sobie życia po jego zniknięciu. Dobrze, że mieliśmy dwie babcie. Ta ze strony ojca praktycznie nas wychowała i utrzymywała. Nigdy nie mówiła nam, że tatuś wróci. Po prostu nic o nim nie mówiła, jakby domyślała się, że żyje, tylko nas zostawił, i robiła, co mogła, żeby nam to jakoś wynagrodzić.
Po latach babcia pokazała zdjęcie
Kiedy miałam dwadzieścia dwa lata, ktoś skontaktował się z babcią i powiedział, że znał Jurka. Dobrze, że Darek był już wtedy pełnoletni i nie miałam wyrzutów sumienia, że go tym obciążam. Musiałam o tym porozmawiać z kimś innym niż mama.
– Ta kobieta powiedziała babci, że znała naszego ojca – zrelacjonowałam mu. – Mówi, że nie miała pojęcia o jego przeszłości, poznała go jakieś piętnaście lat temu. Mówił, że nazywał się zupełnie inaczej, pracował na budowach i był bardzo skryty. Wysłała babci zdjęcia, to na pewno nasz tata.
– Ale co się stało? – Darek chciał zrozumieć. – Dlaczego nas zostawił? I skąd ta kobieta wie, kim naprawdę był? Bo on umarł, tak? Po to znalazła babcię? Żeby jej powiedzieć?
– Tak – przytaknęłam. – Ona go nie znała zbyt dobrze, chyba jej mąż go zatrudniał. Była tam, kiedy tata miał wypadek, uderzył się w głowę i rozerwało mu brzuch.
Szczegóły przekazane przez obcą kobietę były drastyczne, ale Darek musiał je poznać, tak jak babcia, mama i ja. Ojciec doznał wstrząsu mózgu i tuż przed śmiercią z powodu wykrwawienia przypomniało mu się, że wcześniej miał jakieś inne życie. Podał tej kobiecie swoje prawdziwe nazwisko i prosił, żeby powiedziała jego rodzinie, że jest w szpitalu. Myślał, że z tego wyjdzie, ale tak się nie stało.
– Kiedy to było? – Darek był dociekliwy.
– Prawie rok temu – odpowiedziałam.
– Wiesz, ta kobieta długo nie wiedziała, jak nas znaleźć, mamy przecież popularne nazwisko. Trochę to zajęło. No i ona w sumie niewiele wie, ojciec żył pod innym nazwiskiem, pracował na czarno, nie miał rodziny. Nawet na grobie ma jakieś inne nazwisko. Tylko po tych zdjęciach widać, że to naprawdę był on.
Mama nareszcie odżyła
Myśleliśmy, że mama się załamie na wieść, że mąż już nigdy do niej nie wróci. Ale stało się coś kompletnie odwrotnego. Mamie jakby zmieniła się osobowość. Zaczęła się spotykać z ludźmi, ładniej ubierać, zadbała o siebie i zapisała się na pilates. To wyglądało tak, jakby po osiemnastu latach żałoby wreszcie pogodziła się ze stratą i zaczęła żyć na nowo. Rok później miała już nowego partnera, który traktował ją jak królową. Byłam w szoku, kiedy pierwszy raz w życiu usłyszałam śmiech mojej matki na jakimś rodzinnym grillu, kiedy to Przemek ją porwał na ręce i udawał, że wrzuci do basenu.
– Jak nastolatki – mruknęłam wtedy do Darka z rozbawieniem.
– Fajnie, że mama ma Przemka – szepnął. – W życiu nie widziałem jej tak szczęśliwej.
Jakiś czas później mama wyszła za Przemka i jeszcze przed ślubem oddała mi wszystkie stare albumy rodzinne. Między strony były tam włożone też te zdjęcia ojca, które żona jego pracodawcy zabrała z jego wynajmowanego w mieszkaniu robotniczym pokoju i przekazała naszej babci. Oddałam je Darkowi, bo on bardziej potrzebował „kontaktu” z ojcem, nawet takim, który nie żył i którego nigdy nie poznał.
Nie wiem dokładnie, jak mój brat znalazł zdjęcia Remigiusza W. w internecie. Wiem tylko, że miał obsesję na punkcie dowiedzenia się, co się działo z naszym ojcem przez te kilkanaście lat. Szukał artykułów o wypadkach z dnia jego zaginięcia, tłumacząc sobie, że ojciec musiał doznać urazu głowy i w efekcie utraty pamięci. Obca kobieta, która go trochę znała, nie miała wiele do powiedzenia. Ot, robotnik męża, cichy, małomówny, nikt o nim nic nie wiedział, on sam o sobie pewnie też nie. Swoje nazwisko i przebłyski poprzedniego życia przypomniał sobie na kilka chwil przed śmiercią. Babcia i mama chciały od niej wyciągnąć coś więcej, ale – może to i zrozumiałe – ta pani w końcu kazała im się z całym szacunkiem odczepić. I tak przeżyła traumę, kiedy człowiek umierał na jej rękach, nie miała nic więcej do powiedzenia i nie chciała, żeby rodzina zmarłego ją zadręczała.
Darek więc szukał informacji na własną rękę, posługując się nowym nazwiskiem ojca i otrzymanymi zdjęciami. To, że znalazł faceta wyglądającego jak on, tyle że nieco starszy, na stronie jakiejś kliniki weterynaryjnej w zakładce „Nasi lekarze”, było efektem lat poszukiwań i posługiwania się programami, o których niewiele wiedziałam.
– To może być on – powtórzyłam, porównując zdjęcie portretowe doktora Remigiusza W. z „Psiej Łapki”, bo tak się nazywała przychodnia w niewielkim miasteczku na drugim końcu Polski, z otrzymanymi od nieznajomej fotografiami. – Nos podobny, usta to nie wiem, bo tu ma brodę. I linia włosów jakaś inna.
– Bo wyłysiał – orzekł Darek. – Słuchaj, pojedźmy tam, co nam szkodzi? Może z nami porozmawia, a jeśli nie, to ty go zagadasz, a ja mu wyrwę włos z głowy i oddamy go do analizy DNA.
– Jest prawie łysy – przewróciłam oczami. – Chyba z brody byś mu musiał wyrwać ten włos. Ale gość może się bronić.
– Przestań! – Darek nagle się zdenerwował. – Może ciebie to nie obchodzi, ale ja chcę wiedzieć, czy nasz ojciec sfingował własną śmierć, a teraz sobie gdzieś żyje i pracuje jako weterynarz! To by wszystko zmieniało, nie rozumiesz?!
Tak, miał rację, i może właśnie tego się bałam. Przez całe dzieciństwo i młodość żyłam w podtrzymywanym przez mamę przekonaniu, że tatuś może któregoś dnia do nas wrócić. Potem dowiedziałam się, że stracił pamięć, a kiedy ją odzyskał, prawie natychmiast umarł. A teraz brat przekonywał mnie, że być może jednak nasz rodziciel nie był ofiarą wypadku z amnezją, tylko kimś, kto oszukiwał nas wszystkich od samego początku. Bo Darek był pewien, że to on.
– To się układa w całość – tłumaczył mi. – Policja miała rację, on po prostu zwiał przed odpowiedzialnością. Potem pewnie miał wyrzuty sumienia, że żona ciągle na niego czeka, i zdecydował, że zrobi ten myk ze swoją śmiercią. Może to jakaś jego znajoma dzwoniła do babci i wysłała te zdjęcia, może nawet jego nowa żona czy partnerka, cholera wie! Po prostu chciał zakończyć męki mamy, szkoda, że dopiero po tylu latach. A teraz, jak my już go nie szukamy i na niego nie czekamy, normalnie sobie żyje z nowym nazwiskiem, pracuje, może ma rodzinę. Ty nie chcesz sprawdzić, czy to prawda? A może jest w tym coś jeszcze? Może jest objęty programem ochrony świadków albo coś? Albo to po prostu jego sobowtór?
Miałam niedobre przeczucia. Ale Darek mnie przekonał. Podkreślił, że ja znałam ojca, a on nie, i należała mu się prawda. Pojechałam z nim.
Twierdził, że to nasza mama go wrobiła w ciążę
Klinika miała na stronie rozpisane dyżury lekarzy. Zaczekaliśmy, aż doktor Remigiusz skończy zmianę.
– To on! – Darek prawie wybiegł z samochodu na widok mężczyzny, który rzeczywiście wyglądał jak ten ze zdjęć.
Nie dało się go powstrzymać. Brat doskoczył do faceta w beżowym płaszczu i kiedy podeszłam, tamten był już blady jak ściana.
– Muszę usiąść – powiedział. – Nie chcę tutaj rozmawiać.
Poszliśmy usiąść w dość obskurnej budzie z kebabem. Przynajmniej mieli tam stoły i krzesła, a nasz domniemany ojciec wyglądał, jakby miał zaraz upaść. Zamówiłam mu napój, żeby nie zasłabł.
– No więc? Czy jest pan Jerzym S.?
– Darek był natarczywy. – Pamięta pan to nazwisko?
– Tak.
Przez moment wszyscy milczeliśmy. A potem usłyszeliśmy:
– Przepraszam… Tak, jestem waszym ojcem… Wiem, że nie zrozumiecie, ale naprawdę nie mogłem inaczej…
Usłyszałam dokładnie to, czego się spodziewałam. Ojca przerosła odpowiedzialność. Nie chciał już mnie, nie był gotowy na bycie ojcem, nawet nie ożenił się z mamą, chociaż nalegała. Ale jeszcze jakoś dawał radę, utrzymywał ją i dziecko.
– Byłem nieszczęśliwy, chciałem się rozstać z Ire… z waszą mamą… Ciągle się kłóciliśmy, ale im bardziej ona naciskała na ślub, tym bardziej ja chciałem od tego wszystkiego uciec. Wiem, że facet, który mówi coś takiego, zasługuje na pogardę, i wierzcie mi, naprawdę sobą potem gardziłem, ale Irena… zaplanowała to, upiła mnie, a potem powiedziała, że znowu jest w ciąży i że teraz to już musimy się pobrać.
Zrobiłam wymowny gest wymiotów, żeby pokazać mu, co myślę o facetach mówiących „ona mnie uwiodła i podstępem zaszła w ciążę”. Chciałam wstać, ale wtedy Darek zapytał złym głosem:
– Czekałeś, aż się urodzę, a potem spier…, tak? I nie miałeś nawet odwagi napisać kartki, że żyjesz, żeby mama nie martwiła się, że cię zatłukli i wrzucili do rowu?
I wtedy dowiedzieliśmy się rzeczy, która zrujnowała nasz świat.
Wspomniałam, że babcia nas praktycznie wychowała i oddawała nam całe pieniądze. Kiedy siedzieliśmy przy stole w budzie z kebabem, była w domu opieki. Dwa lata wcześniej miała wylew krwi do mózgu, nie poruszała się samodzielnie, musiała być karmiona, ale była jako tako przytomna. Tyle że czasem nas rozpoznawała, a czasem oskarżała o kradzież butów czy inne absurdalne rzeczy. Nie zawsze wiedziała, kim jest i co robi w domu opieki.
– Babcia wiedziała…? – byłam w kompletnym szoku. – Przez cały ten czas wiedziała, że nie zginąłeś…? I nic nie powiedziała?
Dowiedzieliśmy się, że to nie było takie czarno-białe. Ojciec nie był po prostu padalcem, który zostawił rodzinę. Nie chciał się z mamą żenić, chciał się z nią rozstać, kiedy tylko trochę podrosnę, a ona zaszła w kolejną ciążę. Przeraził się, że wpadł w pułapkę. Nie wytrzymał tego, chciał się zabić. Zadzwonił do matki, był całkiem poważny. Babcia powiedziała, że są inne rozwiązania, ale on ich nie widział. Nie był w stanie skonfrontować się z kobietą, która – jak uważał – zrujnowała mu życie i chciała niszczyć je dalej. To babcia pomogła mu „zniknąć”. Przez długi czas naradzali się, co zrobić dalej. Ojciec panicznie bał się kontaktu z kobietą, którą porzucił, uciekł za granicę, na jakiś czas przestał się odzywać do babci.
– Ona się bała, że jeśli powie waszej mamie, że wie o mojej ucieczce, mama zerwie z nią kontakty. Babcia kochała was ponad wszystko, chciała przy was być, opiekować się wami, nie mogła ryzykować. Nie wiem, dlaczego tak późno wpadliśmy na ten pomysł z moją śmiercią i nagłym odzyskaniem pamięci. Ale to było jedyne rozwiązanie, żeby uwolnić mamę od tego czekania, że wrócę. Dawno miałem inne nazwisko, pracę. Przekazywałem babci pieniądze jako alimenty na was. A potem, kiedy skończyłeś osiemnaście lat – tu popatrzył na Darka – chciałem już to zakończyć i wpadliśmy na ten pomysł z moją śmiercią. Przepraszam was… Wiem, że jestem tchórzem i dupkiem…
Mieliśmy do niego jeszcze parę pytań. Odpowiedział szczerze i bez wahania.
Miał nową rodzinę po nas. Był szczęśliwy z żoną i dwiema córkami. Skończył studia weterynaryjne, dyplom odebrał już pod nowym nazwiskiem, które zwyczajnie zmienił w urzędzie. Nasza mama była dla niego czymś w rodzaju koszmaru z przeszłości, o którym nie chciał pamiętać. Byłam wpadką, kiedy mama zaszła w ciążę, rodzice znali się kilka tygodni. Rozumiałam, że ojciec robił, co mógł, żeby zachować się porządnie, chociaż już wtedy wiedział, że nie chce być dalej z mamą. Ale był, dopóki nie wpadli po raz drugi. On twierdzi, że mama to zaplanowała, żeby go zatrzymać. Mama…
– Nie możecie powiedzieć Irenie, że mnie znaleźliście – powiedział na koniec rozmowy. – Nie chodzi o mnie. Chodzi o nią. Wiem, że kogoś ma. Tak, wiedziałem, co się u was dzieje – odpowiedział na moje zdumione spojrzenie. – Wasza babcia… – urwał, ale i tak zrozumieliśmy, że to ona mu przekazywała, jak toczyło się nasze życie.
Na koniec ojciec zapytał, czy potrzebujemy pieniędzy. Zdradził przy tym, że to on jest tym „dalekim kuzynem”, który opłaca pobyt babci w ośrodku. I że jest świadom tego, ile jest nam winien.
– Pieniądze niczego nie załatwią – warknął Darek. – Ale tak, potrzebujemy ich. Jesteśmy twoimi dziećmi, chociaż się nas wyrzekłeś.
Ze złością dał mu numer konta bankowego i powiedział, że jest ciekaw, na ile ojciec nas „wyceni”. Widziałam, że mężczyzna, którego nie umiałam nawet w myślach nazwać tatą, jest przybity i zdruzgotany. Poprosił jeszcze raz, żebyśmy nie mówili mamie, że on żyje. Tym razem ja warknęłam, że ktoś taki jak on nie ma prawa o nic nas prosić.
Pieniądze przyszły szybko. Spora kwota. Ojciec naprawdę musiał mieć ogromne poczucie winy. Zapytałam brata, co zrobimy z mamą.
– Wiesz, to gnojek i nie zamierzam mu wybaczać, ale… – zawahał się – trochę racji miał. Mama miała obsesję na temat tego powrotu tatusia. Nie chciała dopuścić do świadomości, że on od niej po prostu uciekł… Może faktycznie ten związek nie miał szans na przetrwanie, tylko ona nie chciała tego widzieć. No i co to da, jeśli mama teraz pozna prawdę? Po co burzyć jej szczęście z Przemkiem?
Długo o tym myślałam i przyznałam mu rację. Mama wierzy, że naszemu ojcu coś się stało. Nie uciekł, nie zostawił jej, tylko uległ jakiemuś tajemniczemu wypadkowi, po którym na lata stracił pamięć. Myśli też, że nigdy nie znalazł nikogo, z kim był szczęśliwy, że był milczkiem i samotnikiem, a potem zginął w tragicznym wypadku. Ale przed śmiercią sobie o niej przypomniał. Babcia zadbała o szczegóły. „Nieznajoma kobieta” ponoć mówiła, że ojciec kazał przekazać informację, że kochał mamę i nas. To sobie „przypomniał”, nim „umarł”.
Myślę, że życie nie jest czarno-białe. Że nie zawsze wiadomo, co jest dobre, a co złe. Co by było, gdyby ojciec nas otwarcie porzucił? Lepiej czy gorzej? Czy mama poradziłaby sobie z takim kalibrem odrzucenia lepiej, niż żyjąc nadzieją, że „tatuś wróci”? Czy zdołałaby znowu zaufać mężczyźnie i mogła być szczęśliwa z Przemkiem?
Za miesiąc mama i Przemek biorą ślub. Nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej. Przykro mi, że najpierw oszukiwał ją tata, potem babcia, a teraz ja z Darkiem, ale chyba tak jest lepiej. W jakimś sensie nasz ojciec „umarł”, nie chcemy kontaktu z nim. Dla mnie jest tylko facetem w beżowym płaszczu, którego zapamiętałam, jak kiwał się nad stołem w obskurnej norze z kebabem i użalał nad swoim życiem.
Przez jakiś czas się wahałam, czy powiedzieć mamie, że ojciec żyje. Raz jednak zapytałam żartem Przemka, czy po jego ślubie z mamą będę mogła do niego mówić „tato”.
– Będę zaszczycony – odpowiedział całkiem poważnie i wszystkie moje wątpliwości zniknęły.
Jeśli ktoś chciał umrzeć dla swojej rodziny, to ja go wskrzeszać nie będę. My zamierzamy żyć dalej. Miejmy nadzieję, że długo i szczęśliwie.
Emilia
Zobacz także: