Reklama

Mój dzień zaczynał się bardzo wcześnie. Zwykle sporo przed szóstą, bo właśnie wtedy Maciuś dawał sygnał, że jest głodny. Dziś było tak samo. Usłyszałam kwilenie w łóżeczku, ale wciąż nie mogłam się dobudzić. „Jeszcze chwilka” – pomyślałam, mając nadzieję, że synek jednak nie jest bardzo głodny i da mi chociaż pół godzinki na powrót do rzeczywistości.

Reklama

To moje trwanie w półśnie było nieco za długie, bo Paweł zdążył wstać. Kiedy w końcu usiadłam na łóżku, zobaczyłam, że mąż krąży po sypialni, trzymając naszego synka w ramionach. Chyba próbował śpiewać, ale Maciuś skutecznie go zagłuszał.

– Cicho, synuś – powiedziałam jeszcze zaspanym głosem. – Czemu ty tak krzyczysz od rana, co?

Maciuś, kiedy mnie usłyszał, istotnie na chwilkę przestał kwilić. Może zastanawiał się nad odpowiedzią? E, chyba nie. Kojarzę mu się z jedzeniem, a jak się je, to się nie krzyczy.

– Głodny jest pewnie – wyjaśnił za niego Paweł. – Bujanie nie pomogło, a nakarmić go nie mogę, bo nie mam odpowiedniego sprzętu.

– A to bardzo źle – wyciągnęłam ręce po synka, który znowu zaczął przypominać o swoich potrzebach. No tak, usłyszał matkę, a nie dostał mleka. Co to za obyczaje? Szybko przystawiłam go do piersi, żeby uniknąć awantury. – Gdyby mężczyzna też mógł nakarmić niemowlę, życie byłoby o wiele sprawiedliwsze.

– Za wcześnie na filozofowanie – mój mąż dyplomatycznie uciął dyskusję, pakując się do łóżka.

Po chwili usłyszałam jego równy, spokojny oddech. Nawet buziaka nie dostałam.

Muszę coś ze sobą zrobić, zanim będzie za późno

Leżąc tak pomiędzy dwoma mężczyznami, jednym maleńkim, a drugim całkiem już dużym, przypomniałam sobie czasy, kiedy nie byłam tylko matką, ale też kobietą, a moje piersi służyły do czegoś zgoła innego niż karmienie. Wtedy nie było mowy o tym, żeby Paweł zasnął przed daniem mi buziaka albo kilku. Często nawet wcale nie zasypiał, bo podczas tych buziaków rozbudzał i siebie, i mnie.

Słuchając rozkosznego mlaskania Maciusia, zastanawiałam się, dlaczego teraz jest inaczej? Przecież się kochaliśmy. Mieliśmy dwóch wspaniałych synów. Byliśmy zgodną rodziną. Zatraciliśmy tylko ten ogień, fascynację sobą. A może to moja wina? Bo stałam się matką, chodziłam po domu w dresie, na zakupy wkładałam dżinsy i buty bez obcasów, bo musiało mi być wygodnie, kiedy idę chodnikiem z wózkiem oraz dwuletnim, bardzo aktywnym Kubą.

Nie miałam czasu na strojenie się, że o porządnym makijażu nie wspomnę. Włosy przeważnie związywałam w kucyk, żeby nie przeszkadzały. „Czas coś z tym zrobić” – pomyślałam, odkładając słodko śpiącego Maciusia do łóżeczka.

Zajrzałam do pokoju Kubusia. Spał, przytulony do misia. Poprawiłam mu więc kołdrę i wycofałam się do kuchni. Kawa miała przepędzić resztki snu i pomóc mi w ułożeniu planu działania. Pół godziny później byłam już obudzona i doskonale wiedziałam, co robić. Szybki prysznic, ubieranie, telefon do salonu kosmetycznego…

Na szczęście była sobota, więc otwierali o ósmej. Pani Monika bardzo się ucieszyła, kiedy mnie usłyszała. Swego czasu widywała mnie regularnie, więc teraz, jako stałą klientkę, jakoś mnie wcisnęła do grafiku „na już”. Pozostało jeszcze to, czego najbardziej nie lubiłam, czyli odciąganie pokarmu. Maciuś musiał przecież coś zjeść, kiedy mama będzie robić się na bóstwo.

– Pawełku, wychodzę – powiedziałam, kiedy zaspany mąż pojawił się w drzwiach kuchni.

– A o której będziesz?

– Najszybciej jak się da – rzuciłam dyplomatycznie. – Pokarm masz w lodówce.

Wiedziałam, że muszę szybciutko przeprowadzić proces opuszczania mieszkania, żeby uniknąć pytań. Dlatego bardzo szybko znalazłam się w windzie. To nic, że nie zdążyłam zasznurować butów.

Trzy godziny później do domu wróciłam całkiem odmieniona

– Mama! – przywitał mnie radosny okrzyk Kubusia.

– Cześć synek – potargałam mu włoski. – A dlaczego ty jeszcze jesteś w piżamce?

– Kce sejek – zakomunikował, ignorując moje pytanie.

– A zjadłeś kaszkę?

– Nie. Kce sejek.

– Chodź, musisz się ubrać, później zjesz. Paweł, dlaczego Kubuś jest w piżamie?

– Myślałem, że wrócisz wcześniej – usłyszałam w odpowiedzi.

Mój mąż siedział w salonie z laptopem na kolanach i nawet nie raczył na mnie spojrzeć.

– A dlaczego nie dałeś mu serka?

– Bo nie ma.

– To trzeba się było ruszyć do sklepu – warknęłam zirytowana, bo po pierwsze Paweł wcale na mnie nie patrzył, a po drugie, cała sytuacja coraz bardziej mnie denerwowała. Dochodziło południe, a mój syn nie jadł śniadania.

– Myślałem, że wrócisz wcześniej. A poza tym, jak miałem iść do sklepu z dwójką dzieci? – zdziwił się.

– Tak, jak zwykle ja chodzę – przeszłam do pokoju dziecinnego, żeby naszykować Kubusiowi ubranie. – Zdejmuj piżamkę – poleciłam synowi. – Trzeba było ubrać chłopców – tłumaczyłam dalej mężowi, wsadzić Maćka do wózka, Kubę wziąć za rękę i iść do sklepu.

Nie dostałam odpowiedzi. Włożyłam synowi dres i zajrzałam do łóżeczka. Maciuś spał. Na bródce miał trochę zaschniętego mleka, znaczy, że zjadł drugie śniadanie. Przynajmniej tyle. Od razu jednak poczułam, że przewinięty nie został.

– A dlaczego nie zmieniłeś Maćkowi pieluchy? – zapytałam.

– Myślałem, że wrócisz wcześniej.

Fantastyczne usprawiedliwienie, nie ma co! I jakie uniwersalne! Pasuje na każdą okazję. Teraz Paweł wkurzył mnie już solidnie, ale powstrzymałam wybuch złości. Najpierw zadbałam o higienę syna, później go nakarmiłam. Na szczęście zasnął przy piersi, jak zawsze. I bardzo dobrze. Weszłam do dużego pokoju.

– A gdybym wróciła wieczorem? – zapytałam. – Kubuś cały dzień chodziłby głodny i w piżamce, a Maciek leżał w brudnej pieluszce?

– Co ty mówisz? – Paweł w końcu oderwał wzrok od laptopa i spojrzał na mnie.

Zamiast dresu i trampek – sukienka i szpilki

Na jego twarzy zobaczyłam najpierw złość, a później zaskoczenie. Nic dziwnego. Wyszłam z domu w dżinsach i tenisówkach, a teraz miałam na sobie sukienkę i szpilki. Jeśli doliczyć do tego pracę, którą w mój wygląd włożyły fryzjerka

i kosmetyczka, efekt musiał być piorunujący. Sama się zdziwiłam, kiedy spojrzałam na siebie w lustrze.

– No co się tak gapisz? – warknęłam, bo przecież wciąż byłam na Pawła zła.

– Na ciebie – odpowiedział, odstawiając laptop na ławę.

Podszedł do mnie. Położył dłonie na moich biodrach, a ustami dotknął szyi. Poczułam lekki dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Wargi Pawła niespiesznie powędrowały na mój dekolt. Każde ich muśnięcie było jak zapowiedź czegoś wspaniałego. Dawno się tak nie czułam.

– Kce sejek – zakomunikował nagle Kubuś.

– Dobra, synek, serka nie ma, tata zrobi ci bułkę z czekoladą – zdecydował mój mąż. – I może byś tak odwiedził babcię? Chciałbyś?

– Tak! – ucieszył się mały.

– To biegnij po misia, kanapkę zjesz w aucie. – Paweł spojrzał na mnie błyszczącymi oczami. Zobaczyłam w nich pożądanie.

– Odstawię Kubę do mamy. Jestem za niecałą godzinę, a później…

– Co później?

– Zobaczysz – uśmiechnął się lekko.

Ten uśmiech był jak obietnica, a w połączeniu z ogniem w jego oczach sprawił, że zalała mnie fala ciepła. – Ale poczekaj jeszcze chwilę – szepnął, wyczuwając moje emocje. – Nie będziesz żałować.

Nie żałowałam. Po powrocie do domu Paweł spełnił obietnicę, którą złożyły jego uśmiechy i spojrzenia. Najpierw powoli, z namaszczeniem zdjął ze mnie sukienkę, odkrywając, że mam na sobie nową, bardzo kobiecą bieliznę. Patrzył na mnie z zachwytem, a później badał ustami każdy zakamarek mojego ciała. I znowu patrzył. Był zachłanny, nienasycony, jakby nadrabiał stracony czas.

Czułam się piękna, kochana, pożądana. W końcu wszystko było tak, jak być powinno. Cóż z tego, że jestem matką? Jestem też kobietą i mam prawo zbierać należne mi hołdy.

Olga, 34 lata

Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama