Mój ośmioletni synek, Bartek, zawsze był zapatrzony w ojca jak w obrazek. Wszystko, co robił tatuś, było naj! Najlepiej grał w gry komputerowe, najszybciej jeździł samochodem, najmądrzej wszystko tłumaczył. Nawet jajecznica przez niego przygotowana była według synka najsmaczniejsza, choć moim zdaniem była zbyt rzadka. Gdybym ja taką postawiła na stole, krzywiłby się pewnie, grzebał w talerzu widelcem. A tatusiową pałaszował bez mrugnięcia okiem.

Reklama

Chwilami byłam nawet zazdrosna o to jego uwielbienie dla ojca. Trzeba jednak przyznać, że Igor na nie zasługiwał. Nie był tylko niedzielnym tatusiem. Po powrocie z pracy poświęcał synowi mnóstwo czasu. Razem się bawili, dużo rozmawiali. Mieli swoje męskie tajemnice. Aż tu nagle wszystko się zmieniło.

Nasz syn zrobił się smutny i przygaszony

Zaczęło się dwa tygodnie temu. Mąż pojechał po Bartka do szkoły. Gdy weszli do domu, był zdenerwowany.
– Czy ty łaskawie zdradzisz mi wreszcie, co się stało? Przecież wiesz, że o wszystkim możesz mi powiedzieć! – dopytywał się syna.

Mały nie odpowiedział. Rzucił kurtkę w korytarzu i poszedł do swojego pokoju.

– Rany, boskie, co mu zrobiłeś? – naskoczyłam na męża.

Zobacz także

– No właśnie nic! Wszystko było jak zwykle. Poszedłem po niego na świetlicę. A on, zamiast się przywitać, spojrzał na mnie z wściekłością. I przez całą drogę nie odezwał się słowem – odparł mąż.

– Co się dziecka czepiasz? Może po prostu miał zły dzień? Ty też czasami stroisz fochy! Jak sobie wszystko poukłada, to sam do ciebie przyjdzie i powie, o co chodzi. Zobaczysz, będzie dobrze – stwierdziłam.

Nie sądziłam, że dzieje się coś złego. Byłam pewna, że mały pokłócił się z kolegą albo nieszczęśliwie zakochał się w jakiejś blondyneczce z warkoczykami… No i na razie nie ma ochoty o tym mówić.

Ale nie było dobrze. Wręcz przeciwnie, było coraz gorzej. Bartek unikał ojca jak ognia. Nawet do stołu nie chciał z nim usiąść. Gdy wołałam go na kolację, mówił, że boli go brzuch, nie jest głodny. Albo prosił, żebym mu przyniosła kanapki do pokoju. Nie rozumiałam, co się dzieje. Kilka razy próbowałam skłonić go do zwierzeń, wyciągnąć z niego, co go gryzie, ale synek milczał jak zaklęty. Z radosnego dziecka zamienił się w zamkniętego w sobie, smutnego chłopca.

Byłam przerażona. Przez cały czas zastanawiałam się, co może być przyczyną takiego zachowania. Czułam, że to wina Igora. Mąż oczywiście wszystkiemu zaprzeczał, twierdził, że nie zrobił Bartkowi nic złego, ale ja i tak wiedziałam swoje. Pojechałam do swojej najlepszej przyjaciółki. Chciałam, by pomogła mi rozwiązać tę zagadkę. Gdy opowiedziałam jej, o co chodzi, długo milczała.

– Wiesz, nie chcę niczego sugerować, ale przypadki molestowania dzieci przez ojców zdarzają się nawet w najlepszych rodzinach. Wystarczy zajrzeć do internetu i poczytać – powiedziała w pewnym momencie.

– Zwariowałaś?! Igor nie jest taki! Nigdy nie zrobiłby krzywdy własnemu synowi! Jak w ogóle coś takiego mogło ci przyjść do głowy! – oburzyłam się.

– Nie wkurzaj się! Po prostu głośno myślę. Trzeba rozważyć wszystkie możliwości… Ale masz rację, to niemożliwe! Szukajmy dalej… – zaczęła mnie uspokajać.

– No pewnie, że nie! Przecież go dobrze znam! – przerwałam jej.

A potem dodałam, że się spieszę i wybiegłam z jej mieszkania, jakby mnie ktoś gonił. Byłam wściekła na Ewę, że oskarżyła mojego męża o takie straszne rzeczy.

Uspokoiłam się dopiero w domu. Ale choć bardzo się starałam, nie mogłam zapomnieć o tym, co powiedziała przyjaciółka. Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli. „A co, jeśli Igor naprawdę jest zboczeńcem? Jak to sprawdzić? Przecież, jeżeli zapytam, to się nie przyzna…”... Włączyłam komputer i zaczęłam szukać informacji w internecie. Czytałam chyba z godzinę. Gdy skończyłam, byłam tak przerażona, że chciałam zgłosić mój przypadek na policję. Nie obchodziło mnie, co będzie dalej z moim małżeństwem, co stanie się z Igorem. Musiałam ratować dziecko! I pewnie pobiegłabym w końcu na komisariat, gdyby nie telefon.

Dziadkowi udało się dowiedzieć, o co chodzi

To był mój tata. Wiedziałam, że u Ewki trochę posiedzę, więc poprzedniego dnia poprosiłam go, by odebrał Bartka ze szkoły i zabrał go do siebie.

– Bierz Igora pod pachę i natychmiast do mnie przyjeżdżajcie! Musimy jak najszybciej poważnie porozmawiać! – oświadczył tata tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Ale o co chodzi? – dopytywałam się.

– O spokój waszego dziecka i szczęście waszej rodziny! – odparł i się rozłączył.

Zadzwoniłam do męża. Wykręcał się, twierdził, że ma jakieś pilne zlecenie, ale nie odpuszczałam.

– Twoja praca mnie nie obchodzi! Jeżeli za pół godziny nie będziesz u ojca, gorzko tego pożałujesz! – zagroziłam.

Od czasu zmiany w zachowaniu Bartka często się kłóciliśmy. Mąż nie potrafił pogodzić się z tym, że podejrzewam go o to, że coś zrobił naszemu synkowi. A nie wiedział jeszcze o mojej rozmowie z przyjaciółką. I o tym, że zamierzam zrujnować mu życie.

Gdy dotarłam do taty, Igor już czekał.

– Gdzie jest Bartuś? – rozejrzałam się po mieszkaniu.

– U sąsiadów. Bawi się z ich synkiem. Nie chciałem, żeby nam przeszkadzał – wyjaśnił ojciec.

– No dobrze. Czy możesz wreszcie powiedzieć, co chodzi? – zapytałam.

– O to, żebyście byli bardziej dyskretni – odparł tata.

– A możesz trochę jaśniej? Naprawdę nie rozumiem, o czym mówisz… – zdenerwowałam się.

– O tym, że powinniście zamykać na noc drzwi do swojej sypialni. Najlepiej na klucz. I zachowywać się trochę ciszej. No bo jak biedne dziecko naogląda się tego i owego, to ma później różne czarne myśli – zaczął tłumaczyć.

– Czy Bartek coś tacie opowiadał? – wpadłam mu w słowo.

– A pewnie! Zauważyłem, że jest smutny, więc wziąłem go na spytki. Kręcił, kręcił, ale w końcu pękł. Rozpłakał się i wyznał, co się stało – odparł.

To, co potem usłyszałam, wprawiło mnie w osłupienie. Okazało się, że synka obudził w nocy mój krzyk. Przerażony pobiegł do naszej sypialni. No i zobaczył nas, no powiedzmy, w akcji. Tak byliśmy zajęci sobą, że nawet nie zauważyliśmy, że stoi w progu.

– Ty podobno krzyczałaś i jęczałaś, Igor sapał i jeszcze na tobie leżał. Bartek pomyślał, że tata robi mamie krzywdę. Może nawet chce cię zamordować. Przeraziło go to! Musicie mu to jakoś wyjaśnić! No i na przyszłość uważać. Nie można dziecka narażać na taki stres! – zakończył.

– Oczywiście, jeszcze dziś mu to wyjaśnimy. Prawda, kochanie? – spojrzałam na męża.

Tylko skinął głową. Biedak był taki zawstydzony…

Nie muszę chyba mówić, jak mi ulżyło! Jak kamień spadał mi z serca, to huk było słychać chyba na całym osiedlu! Miałam ochotę rzucić się ojcu na szyję i wyściskać go. Dzięki jego dociekliwości wszystko się wyjaśniło. Igor był w porządku, nie skrzywdził naszego synka! Przerażona pomyślałam, co by to było, gdybym poszła na policję. Sprawa pewnie by się wyjaśniła, ale między mną i mężem nigdy nie byłoby już tak jak dawniej. Może nawet by mi nie wybaczył, że oskarżyłam go o pedofilię?

Wystarczyła chwila szczerej rozmowy...

Po powrocie do domu wszystko wyjaśniliśmy Bartkowi. Poszliśmy na żywioł, bo nawet nie było czasu, by poczytać jakieś fachowe porady psychologów. Igor powiedział po prostu, że jak dorośli się bardzo kochają, to czasem robią w sypialni takie rzeczy. A ja dodałam, że krzyczałam z radości. I że przecież on też krzyczy i to jeszcze głośniej, gdy dobrze bawi się z kolegami. Ku naszej satysfakcji, takie wyjaśnienie w zupełności synkowi wystarczyło. Po raz pierwszy od kilku dni na jego buzi znowu pojawił się uśmiech.

W naszej rodzinie wszystko już wróciło do normy. Dla Bartka ojciec znowu jest najważniejszy. A ja na wszelki wypadek zamówiłam do naszej sypialni nowe drzwi. Solidne, drewniane, z dobrym zamkiem… To na wypadek, gdyby synek chciał jeszcze raz zobaczyć, co robią dorośli, gdy bardzo się kochają…

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama