„Usunęłam ciążę, żeby leczyć raka. Nie chciałam osierocić dwóch synków. Sąsiedzi wyzywali mnie od morderczyń”
Miałam już dwoje dzieci, nie chciałam, żeby wychowywały się bez matki. Wiedziałam, że nie mam wyboru, ale nie mogłam sobie wybaczyć tej aborcji. Przeżywałam żałobę, a sąsiedzi i znajomi prześladowali całą naszą rodzinę. To był koszmar.
- redakcja mamotoja.pl
Łatwo jest oceniać i krytykować… Trudniej – podać komuś pomocną dłoń i wesprzeć go w walce z traumą.
Byłam w siódmym tygodniu ciąży, kiedy podczas kąpieli wyczułam w piersi niewielki, twardy guzek. Zadrżałam. Już następnego dnia siedziałam w gabinecie u mojej ginekolog. Starałam się odgonić od siebie najczarniejsze myśli, ale one uporczywie wracały.
– A co, jeśli to rak? – nawet się nie zorientowałam, kiedy wypowiedziałam na głos to pytanie.
Doktor westchnęła tylko.
– Proszę tak nie myśleć. Jest mnóstwo możliwości. Naprawdę, w większości przypadków okazuje się, że to nic groźnego…
Niestety, nie w moim przypadku
Z uwagi na ciążę całą procedurę przyspieszono. Już trzy tygodnie później otrzymałam potwierdzenie moich najgorszych obaw – byłam w ciąży i miałam raka piersi. Mało tego, byłam już matką dwóch cudownych synów. Ta ciąża zaskoczyła mnie i męża, ale po początkowym szoku, podeszliśmy do myśli o powiększeniu rodziny z entuzjazmem. Wierzyliśmy, że wszystko dobrze się skończy.
W ogóle nie brałam pod uwagę choroby! Byłam młoda, nigdy nie miałam problemów ze zdrowiem… Jak mnie poinformowano, oczywiście, mogłam kontynuować ciążę, jednak podobno większe szanse na wyzdrowienie miałabym, gdybym ją przerwała i poddała się od razu właściwemu leczeniu.
– Nie wszystkie leki możemy podawać kobietom ciężarnym – stwierdził lekarz, do którego trafiliśmy z mężem.
– Co pan sugeruje? – Paweł włączył się do rozmowy.
– Ja nic nie sugeruję. Wybór należy do państwa, niemniej jednak proszę pamiętać, że ma pani dla kogo żyć. W takiej sytuacji prawo dopuszcza aborcję. Zyska pani sporą szansę na wyzdrowienie.
Nie chcę, by moje dzieci wychowywały się bez matki!
Co robić w takiej sytuacji? Nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała podjąć tak trudną decyzję. Gdyby to była moja pierwsza ciąża, ani przez chwilę bym się nie zastanawiała, ale… ja miałam już dwoje dzieci! Dzieci, które potrzebowały mnie żywej, a nie martwej.
Tak bardzo się bałam, że jeśli zdecyduję się najpierw urodzić, a dopiero później rozpocząć proponowane leczenie, będzie już za późno. Oczywiście mogłam poddać się terapii, będąc w ciąży, ale wówczas nie byłaby ona tak skuteczna, gdyż chemię trzeba by dobrać z myślą o nienarodzonym dziecku.
Dwa tygodnie biłam się z myślami. W końcu zdecydowałam poświęcić życie mojego dziecka, żeby ratować siebie. Tak naprawdę zrobiłam to dla moich dwóch synków… Bo tak to z mojego punktu widzenia wyglądało. Ratowałam siebie, żeby żyć dla dzieci, które są już na świecie…
Aborcja to trauma. Najgorsze przeżycie z możliwych
To nie zwykły zabieg, jak mówią niektórzy, to dramat. Kiedy było już po wszystkim, obudziłam się zdezorientowana. Dłuższą chwilę zajęło mi, zanim dotarło do mnie, co się właśnie stało. To nieprawda, że kobiety zawsze przeprowadzają aborcję dla własnej wygody. Czasem zmusza ich do tego życie…
Przeżyłam żałobę po moim dziecku. Długo nie mogłam się pozbierać, a czekało mnie jeszcze wyczerpujące leczenie. Wyrzuty sumienia prawdopodobnie będą towarzyszyć mi już do końca życia.
„Zabiłam swoje dziecko” – tłukło mi się po głowie każdej nocy! Musiałam jednak odsunąć te myśli na bok i zająć się ratowaniem swojego życia. Dla synków. Dla moich chłopców, którzy byli zbyt mali, aby wychowywać się bez matki. A to jeszcze nie wszystko.
Jeszcze zanim dowiedziałam się o guzie, pochwaliliśmy się ciążą wśród znajomych. Potem zrodziły się dodatkowe pytania, mąż wymijająco odpowiadał, że nie wyszło, bo jestem chora, ale złośliwi dodali sobie dwa do dwóch i już wiedzieli swoje.
Sąsiedzi i dawni znajomi zgotowali mi piekło na ziemi
Zaczęło się od maili. Potem starszy synek wrócił ze szkoły ze łzami w oczach, tłumacząc, że koledzy powiedzieli mu, że jego mama jest morderczynią. Mąż próbował interweniować w szkole, dyrektorka obiecała, że coś z tym zrobi, ale lawina hejtu już ruszyła…
– Może sobie na to wszystko zasłużyłam? – płakałam mężowi w rękaw.
– Nie waż się tak myśleć! Kochanie, podjęłaś taką decyzję, jaką uznałaś za słuszną. Wiesz sama, ile cierpienia nas ona kosztowała… Uznaliśmy jednak, że musimy walczyć przede wszystkim o twoje życie, dla dzieci, które już mamy – przytulił mnie.
Kolejnego dnia odwiózł mnie do szpitala na następną dawkę chemii. Po powrocie do mieszkania okazało się, że na klatce schodowej ktoś napisał sprayem różne wulgaryzmy, z których „suka” to najdelikatniejsze określenie. Wszystko wskazywało na to, że padłam ofiarą małomiasteczkowej fali nienawiści. Czułam się zaszczuta…
Najbardziej bolało mnie to, że cierpiały na tym dzieci
Starszy syn wrócił poobijany ze szkoły – rzucił się na kolegę, który na jego facebookowej tablicy umieścił złośliwy wpis. W przedszkolu, gdzie odbierałam młodszego, nauczycielki mnie ignorowały, a inne matki nawet nie odpowiadały na moje „dzień dobry”. W końcu miarka się przebrała.
Nie zamierzałam dłużej tego znosić. Dlaczego ludzie nie potrafią zrozumieć, jak jest mi trudno? Wystawiliśmy mieszkanie na sprzedaż i wyprowadziliśmy się do teściów. Do większego miasta. Tu jesteśmy anonimowi. Za jakiś czas zacznę rozglądać się za pracą, wtedy weźmiemy kredyt i kupimy coś własnego. Ale to wszystko będziemy mogli zrobić, gdy ja się już pozbieram! Tylko czy mi się uda? Teściowie przyjęli nas z otwartymi ramionami, mąż mnie wspiera.
Mimo to codziennie myślę o maleństwie, które nie mogło się urodzić. Czuję się okaleczona, nie umiem sobie wybaczyć. Ja żyję, moje dzieci mają matkę, ale najwyższą cenę za to zapłaciło dziecko w moim łonie. Czy to sprawiedliwe? Nie umiem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Wiem, że już zawsze będzie bolało.
Najbardziej jednak rani mnie ludzka nienawiść i ostracyzm. Społeczeństwo ocenia kobiety, które znalazły się w takiej sytuacji jak ja, nie rozumiejąc, jak trudne było podjęcie takiej decyzji. Byłam słaba. Wiem, że są kobiety silniejsze, które decydują się za cenę narażenia własnego życia walczyć o nienarodzone dziecko. Ale są też takie jak ja, które nie mają dość odwagi. Nie jesteśmy bohaterkami. Wystarczy nam ból, jaki codziennie przeżywamy. Zapłaciłyśmy najwyższą cenę za stratę dziecka – wyrzuty sumienia nie pozwalają nam spać po nocach. Nie musicie nas dodatkowo nienawidzić…
Olga, 34 lata
Czytaj także:
- „Moja 17-letnia córka wpadła. Musieliśmy zająć się wnuczką, bo młoda mama wolała imprezy i alkohol"
- „Urodziłam dziecko z gwałtu, bo rodzice nie zgodzili się na aborcję. Gdy patrzę na twarz Adrianka, widzę mojego oprawcę"
- „Na kolanach błagają, by oddać im dzieci. A potem one znów lądują u nas we łzach i siniakach…”